Rozdział 33

3.5K 235 3
                                    

Mijałam kolejne korytarze, a łzy z coraz większą siłą spływały mi po policzkach. Nie wiedziałam dokąd biegnę, ale chciałam być jak najdalej od tej przeklętej jadalni. Widok moich rodziców dodatkowo mnie dobijał. I to co powiedział Kalahan: ''Twoi rodzice nam nie przeszkodzą..'' Co to miało znaczyć? Moja podświadomość nieodparcie podsuwała mi jedną myśl. Oni wcale nie są tymi, za kogo ich uważałam. I do tego jeszcze ta rozmowa, którą podsłuchałam w domu. To było dla mnie zbyt wiele. Widząc odosobnione drzwi, pobiegłam w ich stronę z myślą, że tam będę mogła w spokoju pomyśleć o tym, co przed paroma minutami widziałam. Sprawdzając, czy nikt nie przechodzi, wślizgnęłam się do środka. Gdy zamknęłam drzwi ogarnęła mnie niemal całkowita ciemność. Jedynym źródłem światła, okazała się niewielka lampka, wisząca na suficie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Był to wyłożony metalem, zarówno na podłodze jak i na ścianach, korytarz. Zmrużyłam oczy, by sprawdzić, czy rzeczywiście, jakieś 10 metrów dalej, znajdują się kolejne drzwi. Przełknąwszy ślinę, pomału skierowałam się wzdłuż korytarza. Moje szpilki rytmicznie stukały o metal z każdym krokiem. Już po chwili stałam przed drzwiami, po czym lekko je uchyliłam. Upewniając się, że wewnątrz nie ma nikogo, ostrożnie weszłam do pomieszczenia. Przede mną znajdowało się co najmniej 20 ekranów, dających razem jeden wspólny obraz. Pod nimi znajdowało się pięć stanowisk komputerowych, stojących na jednym blacie, tej samej długości co duży ekran. Podeszłam, by przyjrzeć się licznym przyciskom. Usiadłam przy jednym ze stanowisk i kliknęłam ostatnio wykonywane czynności. Obraz chwilę się ładował, po czym wyświetliło mi się nagranie, które pokazał mi Kalahan. Jedna rzecz szczególnie zwróciła moją uwagę. na nagraniu nie widniała twarz James'a, lecz Jennifer. Zdezorientowana, odsunęłam się krzesłem do tyłu, by ponownie obejrzeć film. O co tu chodziło? Przysunęłam się z powrotem do blatu i przejrzałam pliki, znajdujące się na dysku. Zobaczyłam tam zdjęcia James'a, Will'a i Maddie. Marszcząc brwi, przeglądałam kolejne fotografie, aż natrafiłam na kolejne nagranie; niewiele myśląc, otwarłam je. Jak się domyśliłam, było to drugie nagranie, które chciał mi pokazać Kalahan. Zobaczyłam łóżko szpitalne i leżącą w nim postać. Charlotte. Nagle pojawiły się dwie postacie w białych kitlach; prawdopodobnie lekarze. Jeden z nich podszedł do szafki, znajdującej się niedaleko łóżka i wyjął z niej strzykawkę. Druga postać, wzięła od niego przedmiot i wydobywając spod pościeli rękę pacjentki, wystrzyknęła płyn w jej żyłę. Gwałtownie zatrzymałam nagranie i schowałam twarz w dłoniach. Oglądanie tego było dla mnie istną torturą, lecz zmusiłam się, by spojrzeć ponownie na ekran. Jak się okazało, to była dobra decyzja. W tym filmie coś mi nie pasowało. Odtworzyłam go jeszcze raz, a następnie kolejny i kolejny, aż w końcu to zobaczyłam. Zarys postaci pozostawał leciutko rozmazany, co wskazywało na dobrze zretuszowany film. Jak widać nie dość dobrze. I nagle wszystko zaczęło mi się układać w logiczną całość. Kalahan chciał w ten sposób popchnąć mnie do tego, bym zrobiła to co mi każe. Myślał, że z zemsty zrobię to, myśląc, że nie ma już niczego co mogłoby mnie powstrzymać. Przejrzałam jeszcze inne pliki, które mogłyby świadczyć o wielu poprawkach. Tym sposobem, znalazłam jeszcze film z moimi rodzicami. Doszłam do wniosku, że Kalahan nie miał żadnych skrupułów. Za wszelką cenę, chciał dopiąć swego. Wyłączając sprzęt, skierowałam się do wyjścia. Kierowana chyba tylko szczęściem, dotarłam do swojego pokoju. Nie miałam możliwości się przebrać w coś wygodniejszego, gdyż cała szafa była zapełniona sukienkami, więc zdecydowałam się zostać w obecnym stroju. Usiadłam na brzegu łóżka i oprałam łokcie na kolanach. Nagle zaczęła narastać we mnie złość. Na siebie za to, że pokazałam Kalahanowi swoją słabość, na niego za to, że posunął się do czegoś takiego i chciał mnie wykorzystać, na Jennifer, Terry'ego i Aloisa za to, że mu pomagali. Przypomniałam sobie ich rozmowę, którą podsłuchałam w lesie. Prawdopodobnie o tym właśnie rozmawiali, o współpracy z nim. Pamiętam niechęć Terry'ego do tego co robi. Zacisnęłam ręce w pięści i energicznie wstałam. Skierowałam się do wyjścia, lecz nie dane mi było opuścić pokój, gdyż w drzwiach pojawił się Terry. Widząc go, gwałtownie się zatrzymała. Blondyn stał przede mną, patrząc na mnie smutno swoimi błękitnymi oczami.

- Jak się czujesz Lucy?

Słysząc to nie wytrzymałam i mój wstrzymywany gniew, w końcu znalazł ujście.

- Jak się czuję?! Hmm, pomyślmy. Zostałam odurzona i uprowadzona przez moich kolegów, nie mam pojęcia gdzie jestem, jeden z rządzących chce mnie wykorzystać do zniszczenia mojej szkoły i pewnie przy okazji zabicia połowy uczniów, wmówił mi, że moi przyjaciele są winni najgorszym rzeczom jakie mnie spotkały i jeszcze dowiaduję się, że moi rodzice prawdopodobnie cały czas mnie okłamywali! Więc jak myślisz, jak do cholery mogę się czuć?! - krzyczałam, po czym pchnęłam go, przez co chłopak zatoczył się do tyłu.

- Lucy uspokój się, proszę - powiedział prawie szeptem.

- Nie uspokoję się Terry, dlaczego to robicie? Co ja wam zrobiłam, że mnie tak potraktowaliście?! - ledwo udało mi się wstrzymać kolejną falę łez.

Chłopak pomału podszedł do mnie, jakby bał się, że znowu go pchnę. Kiedy zobaczył, że ciut ochłonęłam, wziął mnie z rękę i poprowadził w stronę łóżka.

- Posłuchaj, ja.. - zawahał się, nie spuszczając ze mnie wzroku - nigdy nie chciałem się w to mieszać. Alois dowiedział się od Jennifer, że jeśli jej pomożemy, możemy się spodziewać wynagrodzenia. Możesz się domyślić, jak Aloisowi się oczy zaświeciły na widok proponowanych pieniędzy.

Wypuściłam wstrzymywane powietrze i zacisnęłam ręce na pościeli.

- Ale co to wszystko ma wspólnego ze mną? - zadałam od dawna nurtujące mnie pytanie.

- Twoi rodzice są jednym z ludzi, którzy stoją Kalahanowi na drodze do całkowitego obalenia dotychczasowego rządu. Gdyby udało mu się ich pozbyć, miałby największy problem z głowy.

- A w czym miałby mu przeszkadzać architekt i biznesmen? - spytałam nadal zdenerwowana.

Terry spojrzał na mnie jak na idiotkę.

- Żartujesz sobie ze mnie, tak? - chłopak patrzył na mnie, lecz widząc mój zdezorientowany wzrok, westchnął i przeczesał nerwowo włosy - Lucy, twoi rodzice nie są tymi, za kogo ich uważasz..

Teraz to ja spojrzałam na niego jak na idiotę.

- O czym ty, do cholery, mówisz?

- Lucy..twoi rodzice współpracują między innymi z dyrektor Freeman oraz ludźmi z aktualnego rządu. Przewodzą grupie walczących przeciwko Kalahanowi. Naprawdę nic o tym nie wiedziałaś?

Schowałam twarz w dłoniach i zamknęłam oczy, wierząc, ze jeśli zostanę w tej pozycji dostatecznie długo, odetnę się od wszystkiego i wszystkich. Poczułam jak ręka Terry'ego dotyka mojego ramienia. Odsunęłam dłonie od twarzy i spojrzałam na chłopaka, który uśmiechał się do mnie, jakby chciał sprawić by ten gest jakoś mnie pocieszył.

- Przepraszam, że dowiadujesz się tego ode mnie - szepnął, ściskając lekko moje ramię.

- Nie szkodzi, dzięki tobie przynajmniej wiem co tu się wyprawia. Ale gdzie ja właściwie jestem?

- Na obrzeżach Seattle. Kalahan nie chciał się zbytnio oddalać, ze względu na spawy, które jeszcze musi pozałatwiać.

- Pomóż mi się stąd wydostać - szepnęłam, patrząc chłopakowi w oczy.

- Spróbuję skontaktować się z James'em. Powiem, żeby zebrał chłopaków i się tu dostał. Nie pozwolimy cię skrzywdzić.

Popatrzyłam na Terry'ego z wdzięcznością. Chłopak uśmiechnął się do mnie i przyciągnął do siebie, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Kiedy odsunęłam się od niego, dodałam jeszcze dwa zdania.

- Spraw, by byli tu jak najszybciej. Niech to wszystko się wreszcie skończy.

After DarkWhere stories live. Discover now