Rozdział 19

5.1K 325 17
                                    

Leżałam na ciepłej piersi James'a, troszkę zawiedziona, że skończyło się tylko na pocałunkach. Z drugiej strony byłam zadowolona, że James traktuje to wszystko poważnie. To dowodzi, że nie jest ze mną tylko dlatego, żeby zaciągnąć mnie do łóżka.

- Lucy? - James szepnął mi we włosy.

- Tak?

- Muszę już iść. Mamy dzisiaj jeszcze jeden trening - zaśmiał się cicho, patrząc na moje błagalne oczy szczeniaczka.

Spojrzałam na budzik, stojący na mojej szafce nocnej.

- Ale jest 19:30 - rzekłam nie ukrywając, jak bardzo nie chcę się z nim rozstać.

- Wiem skarbie. Hoover zarządził wieczorne treningi w lesie, żebyśmy nauczyli się walczyć także w nocy. Mówi, że w ten sposób nauczymy się też spostrzegawczości i zręczności - odparł z uśmiechem, lecz w jego oczach widać było, że nie pali mu się, by iść nawalać się w lesie.

- James, boję się, że coś ci się stanie - szepnęłam smutno, przytuliwszy się do niego.

Chłopak przytulił mnie mocno i złożył na moich ustach długi pocałunek. Pomyślałam wtedy, iż chciałabym zatrzymać tą chwilę i za każdym razem, kiedy czułam się źle odtwarzać ją, czuć, smakować.

Kiedy w końcu się od siebie odkleiliśmy odprowadziłam James'a do drzwi, gdzie spędziliśmy kolejne 5 minut, na samym powiedzeniu ''do widzenia''.

Gdy drzwi się zamknęły, obok mnie stanęła Karen z uśmiechem na ustach.

- To twój przyjaciel?

Stanęłam jak wryta, zupełnie nie zauważywszy wcześniej kobiety. Czułam, że robię się czerwona. Ledwo udało mi się podnieść wzrok, by spojrzeć jej w oczy.

- Można tak powiedzieć - odparłam nadal cała czerwona.

Karen uśmiechnęła się jeszcze szerzej i zanim zdążyłam się zorientować, zamknęła mnie szczerym uścisku.

- Możemy porozmawiać? - spytałam niepewnie, gdy udało mi się wyswobodzić.

- Jasne, słonko - powiedziała, prowadząc mnie w stronę kanapy.

Nie chciałam tak bezpośrednio zmieniać tematu, ale jakoś tak wyszło. Chciałam poradzić się w sprawie Charlotte, bo sama nie byłam pewna co robić, a coś zrobić musiałam. Kiedy skończyłam opisywać wydarzenia sprzed kilkunastu dni, Karen wydawała się coraz bardziej zamyślona. Kiedy skończyłam niekontrolowana łza potoczyła się po moim policzku. Otarłam ją szybko, w obawie, że Karen coś zauważy.

- Jesteś pewna, że nie zrobiłaś czegoś co mogło jej sprawić przykrość? - spytała niepewnie.

- Nie! Ona zachowywała się co najmniej dziwnie, jakby naprawdę nie chciała mnie więcej widzieć. Nawet nie wiesz jaki ból widziałam w jej oczach.

Karen westchnęła, bawiąc się rąbkiem swojego białego fartucha w czerwone groszki.

- A może.. - zaczęła niepewnie - Może problem jest zupełnie gdzieś indziej.

Spojrzałam na nią podejrzliwie, jednak zapaliła się we mnie iskierka nadziei.

- Co masz na myśli? - spytałam, przygryzając ze zdenerwowaniem wargę.

- Ludzie czasami nie radzą sobie z problemami i muszą to jakoś odreagować. Może coś przydarzyło się Charlotte..

Westchnęłam i odgarnęłam rękami włosy do tyłu. Sama nie wiedziałam co myśleć. Z jednej strony Charlotte nie miała powodu, by się na mnie wściekać, ale z drugiej strony byłyśmy przyjaciółkami, a to oznacza, że nie miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic. Musiałam to wszystko na spokojnie przemyśleć.

- Przepraszam, ale pójdę już do siebie. Muszę pobyć chwilę sama.

- Jasne kochanie - Karen wstała i pogłaskała mnie po głowie - kolacja będzie za godzinę.

Kiedy weszłam do pokoju przebrałam się w piżamę z zamiarem przeczytania książki. Położyłam się pod ciepłą satynową czarną pościelą i zanim się obejrzałam odpłynęłam do krainy snów.

***

Wsiadłam do mojego ulubionego białego ferrari 458 i rzuciłam torbę z książkami na siedzenie obok. Włączywszy ''Turn down for what'' poprawiłam w lusterku makijaż i ruszyłam z warkotem silnika z podjazdu. Nasza Akademia znajdowała się niedaleko lasu oddalona nieco od miasta. Wampiry ceniły sobie prywatność i bardzo pilnowały, by żaden człowiek przypadkiem nie dostał się na teren szkoły.

Piętnaście minut później zatrzymałam samochód na parkingu szkolnym. Skierowałam się w stronę drzwi, lecz gdy zobaczyłam osobą przy nich stojącą humor od razu mi się pogorszył. Poczułam, że za każdym razem, jak widziałam Jennifer, kły rosły mi jeszcze szybciej. Zauważyłam, że nie miała ze sobą książek ani plecaka i w ogóle wyglądała jakoś inaczej. Stała obserwując wszystkich z tajemniczą miną. Kiedy chciałam ją wyminąć, usłyszałam za plecami jej głos:

- Cześć suko - sam jej głos sprawiał, że moje oczy przybrały kolor krwistej czerwieni.

- Dziwka - rzuciłam w jej stronę i oddaliłam się, zanim zrobiłabym coś, czego mogłabym później żałować.

Idąc po starodawnym dywanie wyłożonym na podłodze z ciemnego drewna, z większą ciekawością niż za zwyczaj oglądałam duże, majestatyczne obrazy i freski zdobiące ściany tego samego koloru co podłoga. Niewielka ilość światła na korytarzach nadawała budynkowi tajemniczości i idealnej atmosfery dla istot takich jak my. Kierując się w stronę klasy przywitałam się z paroma uczniami, których mijałam po drodze. Po wejściu do klasy usiadłam w ławce, gdzie czekała na mnie Maddie. Uścisnęłyśmy się przyjaźnie i rozpoczęłyśmy typową kobiecą paplaninę, dopóki nie przyszli James i Will. Przytuliłam mojego przyjaciela, a następnie skierowałam się w stronę Jamesa. Opierałam się, by nie podniósł mnie i nie oplótł sobie moich nóg wokół jego talii, ze względu na sukienkę, która była elementem mojego mundurku. Skończyło się więc na dość namiętnym pocałunku, w towarzystwie całej klasy. Wyglądało jednak na to, że ani mnie, ani innym to nie przeszkadzało. Do przyjścia nauczyciela rozmawialiśmy na temat jakiejś wspólnej wycieczki. Kiedy pani Veneet przyszła do klasy, każdy skierował się na swoje miejsce. Po Lucasie do tej pory nie było ani śladu. Mimo, iż o nim nie myślałam już w ten sposób, zaczęłam się zastanawiać gdzie jest. Kiedy lekcja się zaczęła, całą uwagę skupiałam na zamalowywaniu kratek w zeszycie.

- A teraz proszę mi powiedzieć, kto napisał ''Zabić drozda''? - pani Veneet omiotła nas niemiłym wzrokiem.

Kiedy nikt się nie zgłosił,zrezygnowana skierowała się w stronę tablicy. Kiedy tylko podniosła kredę, by napisać coś na tablicy, rozległ się straszny huk, pod wpływem którego szyby z okien posypały się na podłogę. Wtem usłyszałam wybuchy, tak głośne, że wszyscy rzucili się na podłogę. W miejsce okien naraz zaczęły się zsuwać metalowe blachy ochronne. Kiedy chciałam się podnieść, wszystkie światła zgasły zostawiając nas w kompletnych ciemnościach. Jedyne źródło światła dawała nam czerwona migająca lampa, której nie zidentyfikowałam, jednak zdołała oświetlać całą szkołę. Nagle rozległy się okropne wycia syren alarmowych i wtem poczułam okropne pieczenie w prawej ręce oraz paraliżujący strach.

After DarkWhere stories live. Discover now