Rozdział 8

8.5K 461 5
                                    

- Charlotte, oszalałaś?! - krzyknęłam, całkowicie oniemiała.
Stałam, patrząc jak Lucas przykłada chusteczkę, by chociaż częściowo zatamować krwawienie. Wyglądał na całkowicie zszkokowanego, ale jeśli był wściekły, świetnie to ukrywał. Charlotte stała obok i niewzruszona rozmasowywała nadgarstek.
- Należało mu się - odparła w ogóle nie patrząc w jego stronę.
- To nie powód żeby się na niego rzucić!
- Bronisz go? - spytała, patrząc na mnie podejrzliwie.
Jeśli zamierzałam coś powiedzieć, to własnie z tego zrezygnowałam. Stałam i gapiłam się na nią z pustką w głowie. Czy go bronię? Nie wydaje mi się. Po prostu..nie chcę żeby mu się coś stało. O Boże, czy to brzmi aż tak żałośnie? Już miałam spróbować wymyślić coś przekonywującego, gdy odezwał się Lucas.
- Lucy, ona ma rację, zasłużyłem sobie..- patrzył na mnie z nieśmiałym uśmiechem, cały czas przystawiając sobie chusteczkę do nosa. Kompletnie mnie zamurowało. Czy on właśnie przyznał Charlotte rację? Okey, to zdecydowanie za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
- Char, możesz mnie odwieźć do domu? - spytałam, siląc się na obojętny ton, ale wyszedł z tego niewyraźny szept. Charlotte spojrzała na mnie trochę zdziwiona.
- Nie chcesz zobaczyć jak ten frajer ląduje na ostrym dyżurze? - Rządza w jej oczach, była wręcz przerażająca. Chwyciłam ją za rękę i zaczęłam się pomału wycofywać w kierunku wyjścia.
- Nie Char, i lepiej będzie jeśli weźmiesz parę głębokich wdechów. On już dostał za swoje.
Ruszyłyśmy w stronę drzwi, kiedy usłyszałam swoje imię.
- Lucy, ja.. - Lucas patrzył na mnie ze smutkiem - ja chciałem cię przeprosić za to co zrobiłem.
Wzięłam wdech, niepewna w tej chwili niczego.
- Lucas, nie oczekuj, że po tym wszystkim, jakieś zwykłe "przepraszam" wystarczy. Nie mam siły znowu się w to bawić.
Dołączając do mojej przyjaciółki wyszłam na parking.

W czasie podróży żadna z nas się nie odezwała. Jak dla mnie super. Nie miałam ochoty na rozmowę, szczególnie na ten temat. Weszłam do domu, ledwo unikając zabicia się w progu. Z kuchni wyszła Karen w fartuchu, cała obsypana mąką.
- Coś się stało Lucy? - jej pogoda ducha zawsze była dla mnie wsparciem, lecz dzisiaj nie miałam ochoty na pogawędki i zwierzenia.
- Skąd. - posłałam jej wymuszony uśmiech i ruszyłam w stronę schodów. Karen przyglądała mi się kiedy pokonywałam stopnie. Tuż przy drzwiach pokoju odwróciłam się i powiedziałam wychylając się przez barierkę obok schodów - Dzięki za troskę Karen, jakby coś się działo, będziesz pierwsza, która się dowie.
Obdarzyła mnie promiennym uśmiechem i zniknęła w kuchni. Zamykając pokój, doszłam do wniosku, że to był dziwny dzień. Spojrzałam na budzik leżący na szafce. 19:30. Tyle czasu, a nie ma co robić. Po długich rozterkach zdecydowałam się obejrzeć na laptopie wszystkie sezony America's Next Top Model, obstawiając najlepsze kandydatki. Po dwóch godzinach rozkoszowałam się wygraną mojej ulubionej modelki, gdy zabrzęczał iPhone. Nie spiesząc się sięgnęłam po telefon.
Nieznany numer: Nadal nie chcesz ze mną rozmawiać? :(
PS. Przekaż Charlotte, że ma mocny prawy sierpowy.
Moje oczy właśnie powiększyły się o co najmniej 2 rozmiary. Ależ on jest zawzięty..

After DarkWhere stories live. Discover now