Rozdział 16

5.9K 350 35
                                    

Całowałam się z James'em.

Te słowa wracały do mnie tak bumerang. Wpatrywałam się w ciemność za oknem od dobrych 30 minut, próbując przetrawić wydarzenia sprzed ostatniej godziny. Czułam się dziwnie, ale nie mogłam powiedzieć, że mi się nie podobało. Nigdy nie zastanawiałam się co tak naprawdę jest między mną a James'em. Najwyraźniej nie jest to tylko przyjaźń. Cały czas miałam w pamięci obraz jego głębokich, prawie czarnych oczu. Niedługo potem zasnęłam odtwarzając jeszcze raz scenę rozegraną w samochodzie.

Następnego dnia, gdy przyszłam do szkoły, zobaczyłam, że ktoś położył na mojej ławce czerwoną różę. Podeszłam i wciągnęłam przyjemny zapach, rozglądając się w poszukiwaniu potencjalnego nadawcy. Nagle moje oczy napotkały biały uśmiech i czarne, zmierzwione włosy. Zarumieniłam się, gdy James ruszył w moją stronę. Przytulił mnie i szepnął, dotykając przy tym nosem mojego ucha.

- Podoba ci się?

- Jest piękna, dziękuję - wtuliłam twarz w jego pierś, o dziwo nie przejmując się, że pewnie połowa klasy patrzy teraz w naszym kierunku.

- Ty jesteś piękna - odparł, sprawiając, że zarumieniłam się jeszcze bardziej.

Pewnie trwalibyśmy tak do dzwonka, gdy nagle usłyszałam podekscytowany głos Maddie.

- Czyżby coś nas wczoraj ominęło? - spytała, podbiegając do nas. Za nią szedł Will uśmiechając się jak wariat. Pewnie doszedł do tych samych wniosków co Maddie.

- Jak widać - rzekł James, przyciągając mnie do siebie.

- Lucy, czemu nic o tym nie wiem? - spytała szturchając mnie lekko w ramię.

- Tak jakoś wyszło - szepnęłam, czując, że kolejny raz się rumienię.

- No stary, gratulacje - dodał Will - Już zaczynałem tracić nadzieję, że zrobisz ten pierwszy krok.

James zaczerwienił się, co było naprawdę urocze.

- Widział ktoś Lucas'a? Dzwoniłem do niego wczoraj ale nie odbierał, a kiedy poszedłem do niego, jego mama powiedziała, że Lucas'a nie będzie do końca tygodnia - dodał Will.

Bardzo dobrze, nie mam zamiaru widzieć tego dupka, przez najbliższą wieczność..

W tej chwili do klasy weszła pani Veneet, nauczycielka angielskiego. Należała do najstarszych nauczycieli w szkole, która z chęcią przywróciłaby przedwojenne zasady karania i nauczania. Miała to do siebie, że swoim urokiem osobistym powalała na kolana - dosłownie. Ta kobieta nie miała za grosz empatii.

- Proszę siadać! - kiedy tylko usiadła, wszystkie rozmowy ucichły i każdy w przeciągu 2 sekund siedział już na miejscu. Pani Veneet spojrzała na nas zza swoich wielkich okularów.

- Więc dziś do odpowiedzi z ostatnio przerabianego utworu poproszę..

Błagam, tylko nie ja, błagam..

Nagle do sali wszedł, a raczej wtargnął pan Hoover. Gdy zorientował się, jak komicznie musiał wyglądać, poprawił swój zielony sweter i przygładził włosy.

- Proszę mi wybaczyć, że przeszkadzam..-zaczął nauczyciel.

- Nie da się ukryć - weszła mu w słowo pani Veneet.

Pan Hoover odchrząknął.

- Jednak, mamy do czynienia z wyjątkową sytuacją. Jestem zmuszony wziąć ze sobą wszystkich chłopców.

- Wszystkich?! - pani Veneet, omal się nie zakrztusiła wodą, którą piła, słysząc te słowa.

- Zgadza się. Jak mówiłem, to sytuacja wyjątkowa.

Pani Veneet omiotła nas nieprzyjemnym spojrzeniem, jakby to była nasza wina. Chwilę potem westchnęła i zwróciła się w stronę wychowawcy.

- Bierz pan ich.

Wszyscy chłopcy natychmiast poderwali się z miejsc i ruszyli za nauczycielem. Kiedy drzwi się zamknęły, popatrzyłyśmy na panią Veneet, czekając raczej na jej reakcję, niż na polecenia. Kobieta masując sobie skronie, spojrzała na dziewczęta.

- Otwórzcie książki na ostatnim, przerabianym tekście i przygotujcie się. Na następnej lekcji was z tego zapytam.

Spojrzałam niepewnie na Maddie, z którą akurat siedziałam. Była tak samo zdezorientowana jak ja, lecz posłała mi tylko obojętne spojrzenie i sięgnęła po podręcznik. Ja jednak nie potrafiłam się skupić na czytaniu. Moją głowę zaprzątały różne myśli. Zastanawiałam się co Hoover chciał do chłopców. I to wszystkich. Zdziwiłam się także tym, iż nie obchodzi mnie los Lucas'a. Nie interesowało mnie gdzie był, czemu go nie ma w szkole, i czy coś mu się stało.

Podczas przerwy obiadowej zdecydowałam się poszukać Charlotte. Chłopcy do tej pory nie wrócili, i jak się okazało, nie byli jedyni. Po korytarzach kręciły się same dziewczyny. Gdy tak krążyłam, bezskutecznie próbując znaleźć przyjaciółkę, przypadkowo wpadłam na jedną z dziewczyn, idącą pośpiesznie ze stosem książek. Kiedy tylko zobaczyłam z kim się zderzyłam od razu tego pożałowałam.

- Uważaj jak łazisz, krowo! - rzuciła wściekle Jennifer, zbierając porozrzucane książki.

- Przepraszam - szepnęłam zawstydzona.

Gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno leżałabym martwa. Jennifer poprawiła podręczniki i nic nie mówiąc ruszyła dalej, znikając w jednym z pomieszczeń dla personelu szkoły.

*

Po lekcjach postanowiłam odwiedzić Charlotte. James napisał mi, że przyjdzie wieczorem i opowie mi, czego chciał Hoover. Przechodząc przez czarną bramę zobaczyłam, że samochody stoją na podjeździe, więc musiała być w domu. Drzwi otworzyła pani O'Conell, która bardzo się ucieszyła, widząc mnie w drzwiach. Powiedziała, że Charlotte przyda się towarzystwo, szczególnie teraz. Właściwie nie zrozumiałam, o co jej chodziło. Pewnie jej ulubiona modelka odpadła z American's Next Top Model. Weszłam do pokoju i szczerze mówiąc widok mnie nie zachwycił, wręcz przeciwnie. Charlotte stała w piżamie przy oknie wpatrując się w jakiś punkt na niebie. Była blada i chudsza niż zazwyczaj. Oczy były wyraźnie przekrwione, tworząc czerwoną siateczkę wokół zielonych tęczówek dziewczyny. Wszędzie panował bałagan i jakieś takie przygnębienie, które kompletnie nie pasowało do Charlotte.

- Cześć - szepnęłam, kierując się w stronę przyjaciółki.

Charlotte spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.

- Hej - rzuciła i z powrotem odwróciła się w stronę okna.

- Co się dzieje? Nie ma cię w szkole, nie dzwonisz, nie piszesz.. Martwię się, nie wyglądasz najlepiej - wyciągnęłam rękę w jej stronę, lecz dziewczyna cofnęła się gwałtownie.

- Zostaw mnie! - krzyknęła tak, że aż podskoczyłam. - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! To koniec Lucy, nie jesteśmy już przyjaciółkami! Moim największym błędem była przyjaźń z tobą! Najlepiej będzie jak teraz stąd wyjdziesz.

Stałam zszokowana słowami dziewczyny. Po tylu latach tak nagle przekreśla to wszystko, co przeszłyśmy?

- Charlotte uspokój się - powiedziałam spokojnie, z trudem powstrzymując łzy. Jej słowa były jak sztylety, które ktoś po kolei wbijał mi w serce.

- Wyjdź stąd Lucy! Wynoś się! - krzyczała, bez opamiętania.

Teraz już otwarcie płakałam, kiedy wypychała mnie z pokoju. Gdy zatrzasnęła za mną drzwi, jej mama podeszła do mnie pomału.

- Chyba lepiej będzie jak już pójdziesz Lucy. Przepraszam za nią. Nie jest teraz w najlepszej formie. - rzekła smutnym głosem, kładąc dłoń na moim ramieniu.

Ocierając łzy skinęłam głową i wyszłam na zewnątrz. Jak na złość zaczął padać deszcz. Niebo przybrało odcień atramentu, a krople deszczu spadały, rozbijając się głośno na chodniku. Westchnęłam i ruszyłam w kierunku domu, nie będąc do końca pewna, czy wycieram łzy czy krople, płaczącego ze mną deszczu.

After DarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz