Rozdział 30

3.8K 239 10
                                    

Chodziłam nerwowo po pokoju, czytając już chyba setny raz ten absurdalny list. Jedno było pewne. Ja tego nie napisałam. Musiałoby być ze mną naprawdę źle, jeśli bym to zrobiła nawet o tym nie wiedząc. Alzheimer a tak młodym wieku nie wróżył nic dobrego. W głowie wirowało mi mnóstwo pytań, na które potrzebowałam odpowiedzi, jednak najbardziej nie dawały mi spokoju trzy z nich:

1. Kto, do cholery, napisał tą kartkę?

2. Skąd ten ktoś wie o łączących mnie z Lucas'em relacjach?

3. Komu zależy na rozwaleniu mojego związku z James'em?

Jeszcze tego samego dnia zdecydowałam pojechać do mojego chłopaka i wszystko wytłumaczyć. Domyślałam się jednak, że nie będzie to łatwa rozmowa, szczególnie, że będę musiała mu powiedzieć o wyznaniu Lucas'a, a to na pewno mu się nie spodoba. Nie tracąc czasu włożyłam na siebie czarne rurki  i kupiony niedawno, przecudowny top w arbuzy, a następnie skierowałam się na dół, by włożyć moje ulubione czarne sandały na dość pokaźnym obcasie. Po poinformowaniu Karen, że wychodzę, skierowałam się do moje ulubionego wozu, by chwilę później mknąć przez miasto, układając sobie w głowie co powiem James'owi. Dziesięć minut później stałam przed domem państwa Steward. Jak zauważyłam jedyny samochód stojący na podjeździe należał do James'a, więc wychodziło na to, że był sam. Ostatni raz spoglądając w lusterko, opuściłam pojazd i skierowałam się do drzwi. Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam dzwonek. Chwilę potem drzwi się otworzyły ukazując zdenerwowaną postać James'a.

- Czego chcesz? - spytał siląc się na obojętny ton.

- Przyszłam, żeby ci to wytłumaczyć i powiedzieć, że ja tego nie napisałam.

- Daruj sobie te tłumaczenia. Mogłaś mi po prostu powiedzieć, że nie chcesz ze mną być, ale ty wolałaś grać na dwa fronty.

- James, przysięgam ci, że nie i jeśli nie dasz mi nie wierzysz to tylko dowodzi temu, że nigdy mi nie ufałeś tylko temu, co jakiś idiota ci podrzucił!

Chłopak stał przez chwilę nic nie mówiąc, tylko parzył na mnie, jakby chcąc zobaczyć czy mówię prawdę. Gdy już myślałam, że mnie wyrzuci, usłyszałam zupełnie coś innego.

- Chodź do mnie, nie będziemy rozmawiać na dworze.

Zdumiona, ale też pełna nadziei ruszyłam za nim do jego pokoju. Gdy zamknął za mną drzwi, dało się wyczuć napiętą atmosferę pomiędzy nami. Chłopak oparł się o ścianę na przeciwko mnie i założył ręce na piersi.

- Więc proszę, wytłumacz mi o co chodzi, bo wątpię, by użycie w liście Lucas'a było przypadkowe.

Spuściłam wzrok na swoje złączone palce i zaczęłam mówić. Słowa same się ze mnie wylewały. Mówiłam o tym, co zdarzyło się 2 lata temu, o tym, co zrobił, by być ze mną, o tym, że wyznał mi miłość, a także o tym kogo podejrzewam o napisanie tej kartki i dlaczego. Kiedy byłam przy końcu swojego monologu, widziałam iż jego rysy złagodniały. Gdy skończyłam, chłopak podszedł do mnie i nic nie mówiąc, mocno mnie przytulił. Zaskoczona jego reakcją nie poruszyłam się, lecz chwilę później wtuliłam się w jego pierś i wdychałam ten charakterystyczny, odurzający zapach. Cisza panująca w pokoju przestała być w najmniejszym stopniu nieznośna, wręcz przeciwnie, okazywała się być milsza niż najlepsza muzyka.

- Bardzo cię przepraszam - szepnął mi do ucha, nie wypuszczając z ramion - powinienem był najpierw zapytać ciebie, a nie sam wysuwać pochopne wnioski. To wszystko przez to, że boję się ciebie stracić, jesteś dla mnie wszystkim Lucy, całym moim światem. Co nie zmienia faktu, że teraz zmieni się mój stosunek do Greena. Skrzywdził cię i teraz ja skrzywdzę jego.

Na te słowa podniosłam nieznacznie głowę. To, że nie zależało mi na Lucas'ie w ten sposób, nie oznaczało, że w ogóle jest mi obojętny. Doceniałam to, co zrobił, byśmy mogli być razem, ale to James był tym, z którym chciałam być.

- Nie rób mu krzywdy, to nie jego wina, nie miał na to wpływu.

Usłyszałam jak chłopak wypuszcza powietrze, widocznie zawiedziony, iż powstrzymuję go od zemsty, ale oboje wiedzieliśmy, że tak nie można.

- No dobrze, ale pozwól zająć mi się tymi, którzy napisali to gówno - wskazał głową na kartkę, leżącą na stole.

- Nie, sama chcę to załatwić. Dowiem się kto to zrobił i sama z nim porozmawiam.

- Wiesz, że jesteś bardzo uparta? - spytał z tym swoim pięknym uśmiechem.

- Wiem - zaśmiałam się - i za to mnie kochasz.

- Sam nie wiem, co mi do głowy strzeliło - tym razem śmialiśmy się oboje, puki James nie złączył naszych ust w namiętnym pocałunku.

***

Następnego dnia w szkole byłam wcześniej niż zwykle, by rozmówić się z domniemanym adresatem listu. Odniosłam swoją torbę do klasy i ruszyłam korytarzem na poszukiwania. Kiedy przechodziłam obok biblioteki, zobaczyłam swoją ofiarę, stojącą pod tablicą ogłoszeń.

- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?!

Nie zwracałam uwagi na to, czy ktoś nas usłyszy. Jennifer odwróciła się gwałtownie, a gdy tylko mnie ujrzała, jej usta wygięły się we wrednym uśmiechu.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz - odparła niewinnym tonem, co jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło.

- Możesz się łaskawie odwalić ode mnie i Lucas'a? - w tej chwili w jej oczach pojawił się dziwny błysk, który zaraz zniknął.

- Należało ci się - wycedziła.

- Nie wiem, jak bardzo trzeba być zdesperowanym, by mieszać się w życie innych, ale widać tobie się do udało, gratulacje.

Dziewczyna założyła ręce na piersi, prawdopodobnie, by ukryć trzęsące się dłonie, które i tak zauważyłam. Stała wściekła, jakby tylko czekała, aż zrobię jakiś krok, by mogła mi oddać. Już miałam jej coś jeszcze powiedzieć, gdy w mojej głowie zaczęła się jarzyć mała żaróweczka. Jennifer od początku miała coś do mnie i Lucas'a. Zdziwiło mnie, że wiedziała gdzie wcześniej chodził do szkoły i jakie miał ze mną stosunki. Na większości przerw kręciła się blisko niego, tłumacząc się obecnością Aloisa lub Terry'ego. Łącząc ze sobą resztę faktów, w mojej głowie zaczęła się układać logiczna całość.

- Ty kochasz Lucas'a! - wyszeptałam z niedowierzaniem.

Jennifer słysząc to, na chwilę zbladła, lecz zaraz przywołała się do porządku, jednak nadal zdradzały ją oczy, które mówiły zupełnie coś innego.

- W życiu nie widziałam większej debilki - warknęła, podnosząc z ziemi swoją torbę.

- To prawda? - spytałam, tym razem próbując ukryć narastające rozbawienie.

- Pieprz się! - krzyknęła i pospiesznym krokiem oddaliła się, znikając za rogiem korytarza.

Stałam patrząc za nią, puki nie zniknęła mi z oczu. Analizując w głowie, mającą miejsce przed chwilą, sytuację, nie mogłam powstrzymać się od chichotu. Już chciałam odejść kiedy ktoś delikatnie złapał mnie za ramię.

- Możemy chwilę porozmawiać?

After DarkOnde histórias criam vida. Descubra agora