Rozdział 7

9.1K 496 9
                                    

Wyduchnęłam głośnym płaczem, nie potrafiąc dłużej powstrzymywać łez. Przyznanie się przed sobą do czegoś to jedno, ale usłyszeć to z ust innej osoby to zupełnie co innego. Charlotte wzięła mnie w ramiona i zaczęła pomału się ze mną kołysać. Dobrze, że nic nie mówi. Ostatnie czego teraz potrzebuję to wykładu na ten temat. Pół godziny później siedziałyśmy przy moim laptopie, zajadając ciasteczka i pijąc lemoniadę, które przyniosła nam Karen. Eh, co ja bym bez nich zrobiła. Czasami dochodzę do wniosku, że znają mnie lepiej, niż moi rodzice.
- Więc..co zamierzasz zrobić? - spytała Charlotte, pakując sobie kolejne ciastko do ust.
- Po prostu nie dam mu się znowu omamić. Wiąże się to też z unikaniem go szerokim łukiem. Jak dla mnie bomba.
- Myślisz, że dasz radę nie zwracać na niego uwagi? Kiedyś znaczył dla ciebie wszystko i..
- Ale już nie znaczy - przerwałam jej zanim zdołała skończyć, nie chcę słuchać co miała do powiedzenia. On jest dla mnie nikim, chociaż faktycznie, kiedyś nie było dla mnie nikogo ważniejszego. Ale kiedy ze mną rozmawiał..był taki..skruszony, zależało mu..
Nie Lucy, nawet tak nie myśl, on dla ciebie nic nie znaczy. KOMPLETNIE NIC.
- Dobra, dość tego! - Charlotte głośno zamknęła pokrywę laptopa - Zabieram cię na zakupy. Musisz się jakoś odstresować, bo mózg ci wysiądzie jak będziesz o nim cały czas myśleć.
- Skąd wiesz że..A zresztą nieważne. Może faktycznie przyda mi się przerwa - spojrzałam na Charlotte z wdzięcznością. Kto jak kto, ale jeśli chodzi o poprawę humoru, to Char jest w tym najlepsza.
Godzinę później spacerowałyśmy między manekinami i wieszakami w jednej z galerii Seattle. Miałyśmy już sporo toreb, ale miałyśmy w planie wejść jeszcze do kilku butików.
- Więc po zakupach chcesz się wybrać na obiad? - spytała Charlotte, nakładając na usta nowo kupiony błyszczyk w kolorze wściekłej czerwieni. Szłyśmy właśnie wzdłuż sklepów, zerkając co jakiś czas na wystawy.
- Jasne, co proponujesz? - spojrzałam na przyjaciółkę z uśmiechem.
- Hmm pizza?
- Czytasz mi w myślach - obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Jak ja kocham tego rudzielca. Kilka minut później skierowałyśmy się do pizzerii, znajdującej się w galerii.
- Mam nadzieję, że poprawiłam ci trochę nastrój, co? - spytała z satysfakcją Charlotte.
- Tak, sama wiesz, że.. - gwałtownie stanęłam, nie będąc w stanie dokończyć. To ma być jakiś żart?! Dokładnie przed pizzerią stał nie kto inny jak Lucas Green. Opierał się o szklaną wystawę lokalu i jak gdyby nigdy nic rozmawiał przez telefon.
- Chodźmy stąd. - powiedziałam, choć wyszedł z tego bardziej szept. W tej samej chwili Lucas spojrzał w naszą stronę i zakończył rozmowę. Mój wzrok przyciągnęły jego oczy, które były fioletowe.
Nie, przecież Lucas ma niebieskie oczy..może to przez światło..
Pociągnęłam Charlotte za rękę, lecz ona ani drgnęła. Jako wampir miała to do siebie, że gdy się denerwowała stawała się niezwykle silna. Jej oczy stawały się czerwone jak jej błyszczyk, lecz w ostatniej chwili się opanowała. Ktoś przecież mógł to zauważyć, a wtedy nie byłoby różowo.
- Cześć Lucy, co słychać? - jego beztroski ton chyba do reszty rozgniewał Charlotte, bo zanim się spostrzegłam moja przyjaciółka sprzedała mu mocny cios z piąchy prosto w nos.
_____________________________________________________
No i kolejny rozdział do przeczytania. Na wstępie chciałam podziękować za wszystkie gwiazdki i komentarze. To dla mnie niesamowita radość i motywacja do dalszej pracy. Jest mi niezmiernie miło, że moja opowieść może gościć w waszych biblioteczkach. Dziękuję wam ogromnie :* :*

After DarkWhere stories live. Discover now