Rozdział 28

4.2K 258 14
                                    

Pod ciężarem tych słów, nogi się pode mną ugięły. Czułam się, jakby moja krew zmieniła się w ołów. Uklęknęłam przed łóżkiem dziewczyny i ścisnęłam jej rękę.

- Char, jak to? Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? Od kiedy to trwa? - łkałam, na próżno próbując powstrzymać łzy, które w tym momencie pokotami lały mi się z oczu.

Charlotte westchnęła i głaskając kciukiem moją dłoń, zaczęła mówić:

- Wiedziałam o tym od dawna. W zasadzie od kiedy zaczęliśmy mieć podejrzenia co do tych treningów. Dzień wcześniej pojechałam z mamą do lekarza, bo od paru tygodni męczyły mnie straszne bóle głowy, częste omdlenia i tego typu rzeczy. Z początku myślałam, że to z przemęczenia, ale kiedy usłyszałam, że to rak mózgu, poczułam jakby cały mój świat się zawalił. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym. Pewnego dnia, wiedząc ile mi jeszcze zostało, stwierdziłam, że nie chcę cię tym obciążać i dlatego nic ci nie powiedziałam. Wolałam, żebyś myślała, że nie chcę się z tobą więcej przyjaźnić. Liczyłam, że odejdziesz i przestaniesz się do mnie odzywać..

Słysząc to, nie mogłam uwierzyć w naiwność mojej przyjaciółki. Jednak wszystkie jej nieobecności w szkole i brak jakiegokolwiek odzewu wydawały mi się teraz jasne.

- Char, oszalałaś?! Nigdy w życiu bym cię nie zostawiła! Kocham cię najbardziej na świecie!

Dziewczyna przymknęła na chwilę oczy, jakby myśląc nad tym, co powiedzieć.

- Lucy ty nie rozumiesz..Ja i tak umrę i nic na to nie poradzimy. Został mi niespełna tydzień.

Poczułam się jakbym dostała obuchem w głowę. Myślałam, że mamy jeszcze tyle czasu, tymczasem tyle lat zleciało, jakby w 5 sekund. Nie byłam w stanie się odezwać. Nie wiem ile płakałam, puki nie poczułam na ramieniu czyjejś ciepłej dłoni. Z trudem uniosłam głowę, by móc zobaczyć uśmiech pani O'Conell, wpatrującą się we mnie ze współczuciem.

- Lucy, może powinnaś się przejść i wszystko przemyśleć..

Patrzyłam na nią przez kilka sekund, po czym wstałam niepewnie i chwiejnym krokiem ruszyłam do wyjścia. Spacerowałam po ulicach Seattle dość długo nie zwracając uwagi na otoczenie. Przechodząc przez rozległy park, niespodziewanie wpadłam na kogoś z impetem.

- Ojej, przepraszam bardzo.. - podniosłam zdezorientowany wzrok na osobę przede mną.

- Nic się nie stało - odparł Lucas z uśmiechem na ustach, na co od razu oprzytomniałam.

Chciałam go wyminąć, lecz jego ramię skutecznie mnie przytrzymało. W tym momencie nie byłam w nastoju na konfrontację z nim.

- Coś się stało? - chłopak patrzył na mnie wyczekująco, nieprzerwanie badając moją twarz.

Nie będąc w stanie się powstrzymać, znów wybuchnęłam płaczem. Lucas widząc to wziął mnie w ramiona i poprowadził na najbliższą ławkę. W tym momencie nie obchodziło mnie, że jestem wobec niego zdystansowana. Potrzebowałam uścisku i zrozumienia. Lucas przytulał mnie i kołysał mną delikatnie, próbując mnie uspokoić. Kiedy wreszcie dotarło do mnie, że jestem w miejscu publicznym, otarłam łzy rękawem i wzięłam głęboki oddech.

- Powiesz mi co się stało? Coś z James'em?

- Nie - rzekłam, siląc się na mocny ton - Byłam u Charlotte. Ona ma raka mózgu. Niedługo umrze.

Lucas wciągnął głęboko powietrze i potarł twarz dłońmi. Przez chwilę nic nie mówił, po czym przytulił mnie jeszcze mocniej, jakby próbował przejąć mój ból na siebie.

***

Póltora tygodnia stałam przed lustrem dokonując ostatnich poprawek przed wyjściem na ceremonię pogrzebową. Założyłam czarną sukienkę, która z przodu sięgała przed kolano, natomiast z tyłu prawie dotykała ziemi. Po zrobieniu lekkiego makijażu, zachowanego w kolorach czerni i fioletu, skierowałam się do kuchni, gdzie już czekała na mnie Karen w czarnej sukience do ziemi. Mimo starań rodziców, nie mogli zwolnić się z pracy, jednak obiecali, iż po przyjeździe osobiście złożą wizytę pani O'Conell.

- Jesteś gotowa, kochanie? - spytała, gdy brałam ją pod rękę.

- Tak myślę - posłałam w jej stronę słaby uśmiech - jedyny na jaki w tej chwili mogłam się zdobyć.

Wyszłyśmy na żwirowy podjazd, akurat kiedy czarne bmw x6 wjeżdżało na naszą posesję. Poprosiłam James'a, by po nas podjechał, gdyż ja nie byłabym w stanie skupić się na drodze. Po zaparkowaniu, chłopak wysiadł, by się z nami przywitać. Jak zwykle dobrze wychowany, najpierw podszedł do Karen.

- Witam, pani Blue - odrzekł, całując kobietę w rękę.

- Miło cię widzieć, James - powitała go Karen, posyłając mu uśmiech.

Następnie chłopak podszedł do mnie i zamknął mnie w ramionach, składając na moich ustach głęboki pocałunek.

- Strasznie mi przykro, kochanie - powiedział szeptem, nadal mnie obejmując.

Słysząc te słowa, wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, tak jakby ten gest miał sprawić, że wszystkie myśli związane z moją zmarłą przyjaciółką miną.

Podczas jazdy samochodem nikt się nie odezwał. Gdy dotarliśmy na miejsce, większość już czekała przed kościołem. W tłumie zobaczyłam Will'a, Maddie, Lucas'a i większość rodziny zmarłej. Najgorzej z nich wszystkich wyglądała jednak matka Charlotte. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, co czuła ta kobieta. Biorąc James'a za rękę, skierowałam się w stronę przyjaciół, którzy także byli w podłych nastrojach.

- Jak się czujesz Lucy? - spytała Maddie, kładąc mi dłoń na ramieniu.

- W ogóle się nie czuję. Nadal nie mogę uwierzyć, że..- dużo wysiłku kosztowało mnie, by mówiąc to nie wybuchnąć płaczem - że Charlotte nie żyje.

- Charlotte nie chciałaby, żebyś z jej powodu płakała - Will musnął palcami moje ramię.

Msza przebiegła jeszcze gorzej, niż się spodziewałam. Jeśli do tej pory myślałam, że nad sobą panuję to się myliłam. Przepłakałam całą uroczystość. Mama Charlotte dopilnowała, by ksiądz odprawił dodatkowo rytuał poświęcony zmarłym wampirom, tak by Karen niczego nie podejrzewała. Właściwie, była chyba jedynym człowiekiem wśród zaproszonych osób.

Po przyjeździe do domu pani O'Conell, wszyscy składali jej kondolencje, lecz muszę nieskromnie przyznać, że moje były najbardziej wylewne i oddawały najwięcej emocji. Gdy skończyłam swój monolog, objęłam szczelnie mamę Charlotte, wiedząc doskonale, że ani ten gest, ani żaden inny, nie przywróci życia jej córce. Podeszłam jeszcze porozmawiać z paroma znajomymi członkami jej rodziny, zanim James odwiózł nas z powrotem do domu.

Gdy przekroczyłam próg swojego pokoju, jedyne co chciałam zrobić to zasnąć. Nawet nie wiem w którym momencie się zdążyłam przebrać, ponieważ zanim się obejrzałam okryłam się szczelnie kołdrą, pragnąc zapomnieć o wszystkim.

After DarkWhere stories live. Discover now