Rozdział 24 - William

18 2 3
                                    

Trochę dziwnie się czuję, gdy po raz pierwszy od ponad trzech lat budzę się w moim londyńskim pokoju. Otwieram oczy i przez chwilę nawet nie wiem, gdzie się znajduję. Dopiero, gdy mija pierwsza fala zdziwienia i ustępuje senność, rozpoznaję pomieszczenie, które znam tak dobrze. To właśnie tutaj spędziłem zdecydowaną większość mojego życia. W dużym, pięknym domu, który należy do rodu Harrisonów od wielu, wielu pokoleń. Pośród ludzi, którzy kochają siebie nawzajem bezinteresownie i szczerze. Tylko tutaj mogę być naprawdę w pełni sobą, bez obawy, że nie zostanę zaakceptowany. To dla mnie raj na Ziemi.

Jeszcze przez długą chwilę leżę w łóżku, ale w końcu wygrzebuję się z satynowej pościeli. Przeciągam się i głośno ziewam. Zsuwam stopy na chłodną, drewnianą podłogę. Gdy wstaję, nagle wypełnia mnie gorąca, żywa energia. Tak bardzo cieszę się, że znów jestem w tym miejscu, że aż mam ochotę tańczyć i śpiewać.

Nie robię żadnej z tych rzeczy, natomiast sięgam po telefon. Wysyłam do Magdy wiadomość, bo obiecałem to zrobić zaraz po obudzeniu. Gdy wczoraj dotarliśmy na miejsce, ze zmęczenia zdołałem jedynie znaleźć emotkę kciuka w górę. Teraz jestem bardziej twórczy.

Ja: Obudziłem się 🥱

Ja: Idę wziąć prysznic i potem pewnie będzie wielkie śniadanie. Czekaj na snapy, pokażę ci parę rzeczy

Odkładam telefon na materac. Wstaję i już po kilku krokach potykam się o walizkę. Wczoraj zostawiłem ją na środku podłogi. Tracę równowagę i lecę do przodu. Macham rękami, ale pokój jest duży i przez to nie mam się czego złapać. Już zaraz wyląduję na podłodze.

W tym samym momencie otwierają się drzwi. Abigail w ostatniej chwili łapie mnie w ramiona. Pod moim ciężarem cofa się o krok, ale na całe szczęście wciąż jesteśmy na nogach. Nic sobie zrobiłem ani...

O Boże, przecież ona jest w ciąży!

Odsuwam się jak poparzony i przyglądam jej się ze strachem. Szukam jakiegokolwiek znaku, że zrobiłem jej krzywdę. Nie widzę krwi ani bólu na jej twarzy, więc chyba wszystko jest w porządku. Bo jest, prawda?

— Nic mi nie jest. — Śmieje się i podnosi ręce w uspokajającym geście. Oczywiście, że perfekcyjnie odgadła moje myśli. — Aż tak za mną tęskniłeś przez tę noc?

Chichoczę i uśmiecham się tak szeroko, że aż bolą mnie policzki. Podchodzę do siostry i ostrożnie ją przytulam, a ona oplata mnie ramionami. Kładę głowę na jej klatce piersiowej i czuję na policzku miękki materiał szarego, luźnego golfu. Słyszę bicie jej serca i wiem, że moje już dostosowuje się do jego rytmu.

— Tak bardzo się cieszę, że tu jesteśmy — szepczę. Zamykam oczy i pozwalam sobie chłonąć ten moment.

— Ja też — odpowiada. — Tęskniłam za tatą.

— Nawet mi nie mów...

Odsuwamy się od siebie i przez kilka sekund tylko patrzymy sobie w oczy. Jest między nami wiele fizycznych różnic, ale tęczówki mają ten sam chłodny odcień błękitu. Łączą nas.

— Muszę wziąć prysznic — mówię. Podchodzę do do walizki, otwieram ją i szukam świeżych ubrań. — Trochę zaspałem.

— Właśnie widzę. — Wzdycha lekko. — Byłam tylko ciekawa, czy już się obudziłeś. — Cofa się do drzwi i chwyta klamkę. — Idę na dół, jem za dwie i jestem strasznie głodna.

— Okej. — Przytakuję. — Też zaraz przyjdę.

— Zajmę ci miejsce obok siebie przy stole, zanim zrobi to ktoś inny — informuje, a ja uśmiecham się na samą myśl, że już zaraz zobaczę przynajmniej część mojej wielkiej rodziny.

Aż do końca [16+]Where stories live. Discover now