Rozdział 4 - William

25 3 27
                                    

Gdy wchodzę do domu, słyszę muzykę dobiegającą z kuchni. Uśmiecham się, bo to oznacza, że moja kochana starsza siostra jest już w domu. Zdejmuję buty i płaszcz, po czym wychodzę z wiatrołapu.

— Cześć, Abi — witam się z nią w progu. Uśmiecham się szeroko i oddycham z ulgą, bo wreszcie mogę znów mówić tylko w języku angielskim. Jest zdecydowanie łatwiejszy i mniej męczący. Prawie czuję ból w języku. — Wróciłaś wcześniej?

Widzę, że coś gotuje. Zbliżam się i wyglądam ponad jej ramieniem na to, co robi. Jest ode mnie niewiele wyższa, ale i tak muszę stanąć na palcach. Łatwiej byłoby mi po prostu zerknąć od boku, jednak to właśnie ja i lubię sobie w ten sposób komplikować życie.

Abigail przygotowuje chyba moje ulubione naleśniki, które pamiętam z dzieciństwa. Zapach waniliowego ciasta z odrobiną cynamonu wypełnia moje płuca. Ślina napływa mi do ust i muszę ją szybko przełknąć, żeby nie wyciekła.

— Z jakiej to okazji? — Choć to danie robi się całkiem szybko, to nie jemy go zbyt często. Oboje lubimy je tak bardzo, że nie chcemy zacząć krzywić się na sam jego widok, z przejedzenia. — Przyjeżdża Felix?

— Nie, jeszcze nie. — Śmieje się smutno i kładzie dłoń na okrągłym brzuchu. — Oho, mała usłyszała imię tatusia i się podekscytowała — mruczy. Wraca do mieszania składników w misce, aż wszystkie grudki znikają. — Masz za sobą pierwszy dzień w szkole, więc uznałam, że trzeba to uczcić.

Uśmiecham się wesoło i przytulam się radośnie do pleców mojej siostry. To bardzo miłe z jej strony i mam ochotę wręcz skakać ze szczęścia. To wspaniała nagroda za przetrwanie pierwszego, w moim odczuciu baaardzo długiego szkolnego dnia.

Nie pomagam siostrze w smażeniu naleśników, bo za bardzo boję się poparzyć. Siedzę na kuchennej wysepce, dłonie zaciskam na krawędzi i macham nogami jak małe dziecko.

— No to opowiadaj — zagaja Abigail, odwrócona do mnie plecami. Chce przerwać ciszę między nami, którą przerywa tylko śpiew Alessandry dochodzący z przenośnego głośniczka. — Jak tam szkoła?

Wydymam usta i przez chwilę milczę. Zastanawiam się nad tym, co powinienem jej powiedzieć. Ona nie zna całej mojej historii ani powodu, dlaczego wróciłem do Polski. Zawsze mówię jej prawie o wszystkim, Abigail wie o mnie zapewne więcej, niż ja sam. Ale jeszcze nie powiedziałem jej, dlaczego tak nagle podjąłem tę decyzję. I nie wiem, kiedy to zrobię. Potrzebuję do tego dobrej okazji, jakiejś spokojnej chwili przy herbacie.

Jeszcze nie dziś. Jeszcze nie teraz.

Biorę głęboki wdech.

— W porządku, ale większość czasu spędziłem uzupełniając dokumenty. — Podnoszę lewą rękę, której obolałe mięśnie nadal czuję. Patrzę na nią przez kilka sekund. — Nuuudy...

Abigail chichocze.

Odkłada na talerz ostatniego naleśnika, a stos jest naprawdę duży. Zeskakuję z blatu i biorę kilka rzeczy, żeby pomóc jej przygotować stół w naszej kuchnio-jadalni. Gdy już znajdują się na nim talerze, sztućce i zestaw do herbaty, siadamy naprzeciwko siebie. Od razu nakładam sobie dwa naleśniki. Smaruję je dżemem borówkowym i zwijam w rulonik. Kroję na "wagoniki", a potem psikam dookoła bitą śmietaną.

— Wiesz co? — zagajam. Nalewam do swojej filiżanki herbatę z czystka i biorę kilka łyków. Na szczęście nie jest na tyle gorąca, by poparzyć mnie w język. Jej ciepło spływa w dół mojego ciała, co jest niesamowicie przyjemne. — U taty jest naprawdę wspaniale, ale tęskniłem za tobą. Lubię z tobą mieszkać.

— Cieszę się. — Uśmiecha się szeroko. Nakłada sobie aż pięć naleśników, smaruje je i zajada jeden po drugim. Powstrzymuję się przed śmiechem, bo przecież nie chcę się zadławić. — Ja też za tobą bardzo tęskniłam, Pchełko.

Aż do końca [16+]Where stories live. Discover now