Rozdział 8 - William

19 3 2
                                    

Magda nie odzywa się do mnie przez prawie tydzień, a mnie każdego dnia skręca w środku z nerwów. Gdy wreszcie odpisuje, odkładam wszystko i skupiam się tylko i wyłącznie na moim telefonie. Nawet serial, który oglądam, teraz nie ma najmniejszego znaczenia.

Dziewczyna ignoruje dziesiątki moich wiadomości i pisze tylko:

Magda: Jutro 14:15 kawiarnia przy ulicy Kościuszki 7

Magda: Chcę z tobą porozmawiać, ale w sumie to się nie bój bo chyba cię nie zjem

Ja: Chyba

Magda: No chyba :P

Magda: Adam też będzie, chcę żeby słyszał tę rozmowę

Ja: Ok

Skoro nie muszę się bać, to chyba znaczy, że mam szansę wszystko naprawić. Udowodnić, że już taki nie jestem i teraz nie skrzywdziłbym muchy. A przynajmniej nie dobrowolnie i bez wyrzutów sumienia. Ale to chyba dobrze?

Następnego dnia wstaję trochę wcześniej, niż zwykle. Chcę dobrze przygotować się na ten dzień. Wszystko musi być tak idealnie, jak to tylko możliwe. Wiem, że czekająca mnie rozmowa będzie trudna. Mam nadzieję, że pójdzie w porządku.

Myśl, że będzie tam też Adam, mnie stresuje. Ale z drugiej strony, to bardzo dobrze. On jest w tym wszystkim najważniejszy i chcę, by on także zauważył, że się zmieniłem. Że już nie musi się mnie bać, bo nigdy więcej go nie skrzywdzę. Ani jego, ani nikogo innego.

***

Gdy wchodzę do kawiarni, od razu zauważam Magdę. Włosy splotła w grubego warkocza, którego końcówką teraz się bawi. Rozmawia z Adamem, którego zauważam dopiero po chwili. Do głowy przychodzi mi myśl, że jeśli ona byłaby słońcem, to on czarną dziurą.

Podchodzę do ich, to znaczy naszego, stolika. Siadam na przeciwko nich i od razu czuję się jak na jakimś przesłuchaniu. Jest mi niekomfortowo, choć patrzy na mnie tylko Magda. Adam wpatrzony jest w okno i zupełnie mnie ignoruje. 

Zaczynam drapać się po lewej dłoni i nie potrafię tego powstrzymać.

— Hej. — Zdobywa się na lekki uśmiech, więc czuję ulgę. Może jeszcze nie wszystko stracone. — Więc... — Nerwowo przełykam ślinę. Niech wreszcie to powie! — Nie znałam tamtego ciebie, więc bazuję głównie na tym, co sama wiem. A, szczerze mówiąc, lubię cię. Tak myślę.

Nerwowo wiercę się na krześle. Miło, że tak mówi, ale w tej chwili nie do końca wiem, jak powinienem się z tym czuć. Swędzenie na ręce narasta, bo jestem coraz bardziej zestresowany. Chcę po prostu już wiedzieć, na czym stoję.

— Magda, do rzeczy. — Upomina ją Adam, zupełnie jakby czytał mi w myślach. Łapię się na tym, że delikatnie się do niego uśmiecham. Widząc jego mroczne spojrzenie, od razu przestaję. — Chcę iść do domu... — mruczy ochrypłym głosem.

Dziewczyna szturcha go łokciem w sposób, w jaki może zrobić to tylko najlepsza przyjaciółka. Adam zerka na nią spod przymrużonych powiek i przewraca oczami. Widząc tę scenkę, czuję się jakoś dziwnie. Czy to zazdrość?

— Chcę dać ci szansę, bo każdy na nią zasługuje. — Splata ramiona na piersi. — Ale — dodaje, nim zdążę się za bardzo ucieszyć — musisz udowodnić, że się zmieniłeś i nie jesteś już potworem. — Wzdrygam się na to ostatnie słowo. Boleśnie trafnie opisuje to, kim kiedyś byłem. — Nie tylko mi. Adamowi też. — Wskazuje na niego kciukiem.

— Co?

Czyli po raz kolejny ja i Adam myślimy o tym samym. To nie tak, że nie chcę mieć z nim zupełnie nic wspólnego. Tylko, że czuję się przy nim niezręcznie i jakoś tak... Wolałbym raczej uciec, niż stykać się z własną przeszłością.

— Adaś, nie musicie od razu być przyjaciółmi. — Wzdycha. — Po prostu...

— Nie, Magda. — Odwraca się wściekle. — Nie taka była... A zresztą. — Macha ręką i chwyta swoją filiżankę z kawą. To chyba espresso, bo jest takie małe i ciemne. Hm. — Róbcie jak chcecie, ja się w to nie mieszam. — Odkłada naczynie, bo najwyraźniej właśnie stracił ochotę.

— Okej, nieważne. — poddaje się. — Ale chcę zobaczyć, że faktycznie się zmieniłeś.

Teraz naprawdę uśmiecham się szeroko i jestem o krok od wstania i rzucenia się jej na szyję.

— Dziękuję! — Chwytam Magdę za dłoń, bo tylko na to jestem w stanie się zdobyć. — Udowodnię ci, jak dobrym człowiekiem się stałem.

Śmieje się, ale wiem, że mi wierzy. Boże, jak mi ulżyło.

Aż do końca [16+]Where stories live. Discover now