Rozdział 13 - Adam

22 3 34
                                    

Po raz drugi w moim życiu, na widok Profesorka, moją pierś przeszywa prąd przerażenia. Zaczyna mi się kręcić w głowie, a przed oczami tańczą mroczki. Brakuje mi tchu bo wiem, że znajduję się w ogromnych kłopotach.

Pierwszy raz miał miejsce około siedem lat temu, kiedy Antoni przyjechał odebrać mnie z sierocińca i zostać moim nowym opiekunem. Nigdy wcześniej go nie widziałem i był dla mnie zupełnie obcym, nieco strasznym mężczyzną. Długo nie potrafiłem mu zaufać, ale przecież nie miałem żadnego powodu, by to zrobić. I wcale nie pomagała mi bardzo trudna relacja z moim biologicznym ojcem. Do tej pory na samą myśl o tym potworze robi mi się ciemno przed oczami. Przez niego każdy człowiek kojarzył mi się z zagrożeniem i w przypadku Profesorka nie było inaczej. Minęło dużo czasu, zanim zrozumiałem, że wcale nie muszę się go bać i nigdy mnie nie skrzywdzi.

Wiem, że ta sytuacja jest zgoła inna, jednak uczucie to samo. Straciłem nad sobą kontrolę i zrobiłem coś złego. A Profesorek wygląda na co najmniej niezadowolonego, gdy prowadzi mnie i Williama do gabinetu dyrektora. Nie dlatego, że sam chce, po prostu musi. To jego obowiązek jako nauczyciela i mam tego świadomość.

Nie boję się konsekwencji ze strony dyrektora. Najgorsze, co może mi zrobić, to zacząć krzyczeć albo wpisać mi jakąś uwagę do dziennika. I tyle.

Ale nie wiem, co zrobi Antoni. Nigdy wcześniej nie musiałem sprawdzać, co się stanie, jeśli przekroczę jakąś granicę. Dlatego nie mam pojęcia, czego się spodziewać. Zresztą, to nieważne. Najbardziej boli, że go zawiodłem. Podczas gdy on poświęca mi swój czas i energię, choć wcale nie musi, to ja nie potrafię się odwdzięczyć i być idealnym adopcyjnym synem. Boże, jestem taki beznadziejny i tak bardzo siebie nienawidzę.

Najgorsze jest jednak to, że to William jest wszystkiemu winny. Nic z tego by się nie wydarzyło, gdyby nie on. Moje życie już zaczynało być idealne i ułożone, a on nagle postanowił wrócić. Stanąć mi na drodze i rozwalić każdą cegiełkę, którą obok siebie postawiłem. Tak bardzo go za to nienawidzę.

Antoni każe nam chwilę zaczekać przed drzwiami gabinetu dyrektora Mazurkiewicza. Sam wchodzi do środka, zapewne po to, żeby jako pierwszy wyjaśnić mu sytuację.

Czuję na sobie wzrok Williama, ale z całych staram się go ignorować. Tylko kątem oka widzę, że ciągle trzyma się za brzuch. Może trochę przesadziłem, ale nie potrafiłbym mu współczuć, nawet gdybym chciał. To oczywiste, że nie chcę. Poza tym mam własny problem. Moje ramię krwawi po tym, jak ten śmieć wbił we mnie swoje pazury. Nawet nie boli jakoś bardzo, tylko trochę szczypie.

Wyjmuję z kieszeni telefon i piszę do Magdy. Nie chcę, żeby zbyt długo na mnie czekała, więc daję jej znać, że muszę zostać dłużej w szkole. Od razu dodaję, że wszystko wyjaśnię później, bo wiem, że zapyta.

Drzwi się otwierają i Profesorek gestem zaprasza nas do środka. Idziemy za nim, a dyrektor każe nam usiąść z drugiej strony jego biurka. Zajmujemy miejsca i obaj staramy się być tak daleko od siebie, jak to tylko możliwe. Czuję na ramieniu ciepłą, łagodną dłoń Antoniego. Ten drobny gest dodaje i otuchy. Może jeszcze nie jest tak źle i mi wybaczy?

Wyłączam się w momencie, gdy Mazurkiewicz zaczyna prawić nam kazanie. Nic mnie nie obchodzą błędy jego własne błędy młodości, konieczność wybaczania sobie i inne pierdolety. Jaki jest mój wyrok, wysoki sądzie?

— Musicie przemyśleć swoje zachowanie i ja wam zapewnię taką możliwość — oświadcza wreszcie mężczyzna. Splata grube ramiona na piersi, a jego garnitur się napina. Patrzy to na mnie, to na Williama, zza kwadratowych okularów. — Przez trzydzieści dni posprzątacie wszystkie trzydzieści klas, r a z e m. Niech tylko któryś z was spróbuje opuścić choć dzień — ostrzega i na potwierdzenie wagi swoich słów grozi palcem wskazującym. Słyszę, jak stojący za mną Profesorek wzdycha dyskretnie i ja też mam ochotę tak zrobić. Jednak powstrzymuję się i zachowuję maskę niewzruszenia.

Aż do końca [16+]Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt