Rozdział 17 - Adam

24 3 39
                                    

Właśnie mam zamiar otworzyć swoją szkolną szafkę, gdy przypominam sobie, że przecież nie mogę jeszcze wrócić do domu. Wzdycham i przewracam oczami. Mam wielką ochotę w coś uderzyć, a jeszcze lepiej rozwalić. Ale to tylko głupi podszept mózgu, którego wcale nie zamierzam słuchać.

Ostatecznie stwierdzam, że jednak otworzę szafkę i zostawię w niej swój plecak. Zupełnie nie jest mi potrzebny, a przy sprzątaniu będzie tylko przeszkadzał.

Przekręcam klucz. Ledwo uchylam drzwi, a ze środka coś wypada i ląduje mi przy butach. Domyślam się, że to jeden z moich podręczników, które wrzucam do środka byle jak. Magda, za każdym razem, gdy widzi ten niedbały stos, przewraca oczami. Raz zapytała mnie, czy nie wolę trochę zadbać o moje książki i sprzedać je w dobrym stanie, gdy już nie będą mi potrzebne. Myśl, że chociaż część gotówki wróciłaby do portfela Profesorka jest miła, ale brakuje mi energii, by przekształcić ją w rzeczywistość.

Najpierw zdejmuję plecak z jednego ramienia i, jakże by inaczej, wrzucam go do szafki. Mieści się z trudem i muszę go mocno upchać, żeby zamknąć drzwi. Przekręcam klucz i już chcę go wyjąć, kiedy przypominam sobie, że przecież coś mi wypadło. W ciągu niespełna pół minuty zdążyłem o tym zapomnieć i nawet nie spojrzałem. Dopiero gdy zerkam w dół i schylam się, aby to podnieść, orientuję się, że to jest koperta. Patrzy na mnie wieloma maleńkimi oczkami radosnych, zarumienionych borówek. Prycham, ale nie mogę zaprzeczyć, że jest całkiem ładna.

Prostuję się i oglądam ją z obu stron. Nie ma na niej imienia ani niczego innego, co wskazałoby mi właściciela. Nie wiem więc, skąd się tu wzięła i dlaczego. Nawet nie mam pewności, czy w ogóle powinienem ją otworzyć. Przecież mojego imienia też na niej nie ma, więc skąd mam wiedzieć, czy ktoś się nie pomylił? Może wcale nie miała trafić do mojej szafki.

Z drugiej strony, nie mam szans dowiedzieć się, jeśli tego nie sprawdzę.

Ostrożnie odklejam trójkątne zamknięcie. W środku znajduję, o wielka niespodzianka, kartkę. Zaciekawiony wyjmuję ją i najpierw zwracam uwagę na to, że papier jest dopasowany do koperty. Tu również są szczęśliwe borówki, lecz im dłużej na nie patrzę, tym bardziej szydercze mi się wydają, a ich uśmiech nieszczery. Boże, przecież to tylko rysunkowe owoce, dlaczego ja tak to roztrząsam? Bez sensu.

Dopiero potem kieruję wzrok na słowa. Serce podchodzi mi do gardła, gdy widzę na samej górze moje imię. Adam zapisane obiektywnie ślicznym, ozdobnym pismem. A kiedy zauważam sposób, w jaki jest zapisane moje nazwisko, już wiem, kto jest autorem. Nikt inny poza Williamem nie wpadłby na to, żeby Zajewski zapisać jako Sayevsky. To chyba fonetycznie, ale jakby po angielsku. Przewracam oczami. Nadal jestem bardzo ciekawy treści, lecz wyparowuje ze mnie cała chęć odkrycia jej. Chyba po prostu nie mam odwagi.

Niedbale składam kartkę i wpycham ją do koperty. Jeszcze raz otwieram szafkę i wrzucam do niej list. Zatrzaskuję drzwiczki i odchodzę szybkim krokiem. Wspomnienie radosnych, a teraz już tylko szydzących ze mnie, borówek niemal fizycznie pali mnie w czaszkę. Teraz jestem jeszcze bardziej wkurzony. Na tego cholernego Williama i to, że jest taki uparty. Myślałem, że kopnąłem go wystarczająco mocno, by zrozumiał sugestię i wreszcie dał mi święty spokój.

A skoro już mowa o spokoju. Mam ochotę się cofnąć, wrócić po ten list. Ciekawość jest silniejsza ode mnie i wiem, że jeśli jej nie zaspokoję, to po prostu wyjdę z siebie. Cholera jasna tego durnia.

Przeszukuję stos, bo jakimś cudem list wcale nie chce zostać przeze mnie znaleziony. W myślach przepraszam te śliczniutkie boróweczki za to, że je obraziłem. I jak za machnięciem magicznej różdżki, dokopuję się do błękitnej koperty. Tym razem otwieram ją nieco nerwowo. Nie mam dużo czasu, bo za chwilę muszę wstawić się pod salą numer dwa i odbyć karę z Williamem. Ale szczerze? Teraz nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia.

Aż do końca [16+]Where stories live. Discover now