Rozdział 7 - Adam

26 3 16
                                    

W sobotę budzę się jako dziewiętnastolatek. To trochę dziwne uczucie, choć tak naprawdę wcale nie czuję się szczególnie inaczej. Dzień jak co dzień, poza tym, że udało mi się przeżyć kolejny rok. Hura...

Po południu ma przyjść Magda, bo upiera się, że musimy świętować każde moje urodziny. Ja nie widzę w tym większego sensu, ale skoro jej sprawia to przyjemność, mogę się dla niej poświęcić przez ten jeden dzień w roku. Przynajmniej nie organizuje jakiejś wybitnej imprezy, a po prostu razem spędzamy miło czas. Chyba nawet mi to odpowiada.

Mam tylko nadzieję, że nie poruszy tematu Williama. Może chcieć o nim porozmawiać, ale i tak wolę tego uniknąć. Z tego co wiem, nie odzywa się do niego od czwartku. Czyli dość długo, jak na nią. Ona naprawdę nie potrafi się gniewać. Byłbym pod wrażeniem, gdybym tak się z tego nie cieszył. Bo tak szczerze mówiąc, teraz, gdy już przypomniał sobie, kim jestem, czuję się w jego pobliżu jeszcze gorzej. Nadal jestem wkurzony, że miał czelność podsłuchać moją rozmowę z Magdą. I jeszcze próbować zrobić z siebie ofiarę.

Właśnie zdaję sobie sprawę, że już nie boję się Williama. Teraz raczej mnie on wkurza i ewentualnie czuję się niekomfortowo w jego towarzystwie. Wolę to, niż lęk, który kiedyś przeszywał mnie na sam jego widok.

Ramzes wskakuje na moje łóżko i zaczyna klepać mnie łapą w rękę. Stąd wiem, że jest już późno i muszę wstać, zanim się zdenerwuje. Odkładam telefon na bok i przez chwilę głaszczę kota za uchem. Potem wreszcie wykopuję się spod kołdry i wstaję.

Gdy idę do kuchni, rudzielec podąża za mną. On już dobrze wie, że zaraz dostanie pyszne śniadanko. Sam też muszę coś zjeść, zanim mój organizm odmówi posłuszeństwa i nie pozwoli mi niczego wcisnąć.

***

Równo o trzynastej słyszę, jak Magda wchodzi do domu. Oczywiście nie puka, ale wcale nie musi. Jest córką chrzestną Profesorka i przychodzi tu tak często, jakby już tu mieszkała. Zresztą, ja też wchodzę do niej w dokładnie ten sam sposób. Dla nas pukanie to chyba strata czasu.

Znajduje mnie w kuchni, gdzie przygotowuję dla nas kawę. Wyjmuję z lodówki syrop karmelowy i dodaję do jej kubka. Trzymam go specjalnie dla niej, bo ani ja, ani Profesorek, go nigdy nie pijemy.

— Cześć, Adasiu! — Na przywitanie czochra mi włosy. Uwielbia to robić, a ja to toleruję. — Przyniosłam ciasteczka.

Zerkam na plastikowe ciasteczko z wciąż parującymi pieguskami. Pachną tak pięknie, że aż ślina napływa mi do ust.

Zauważam też nieduże ozdobne pudełko przewiązane zieloną wstążką. Udaję, że wcale nie zwracam na nie uwagi, żeby nie pomyślała, że jest ważniejsze od niej.

— Dzięki — mruczę.

Podaję jej kubek i razem idziemy do salonu. Ramzes jeszcze chwilę śpi na parapecie, ale zaraz zrywa się z miejsca. Biegnie do dziewczyny i wskakuje jej na kolana. Głową trąca jej rękę i w ten sposób domaga się pieszczot. Oczywiście od razu je dostaje.

— Hej, słodziaku — mówi do kota głosem przeznaczonym dla małych dzieci. — No tak, no tak. Super kotek jesteś, tak? No tak?

Mimochodem się uśmiecham, ale też przewracam oczami.

Magda włącza szuka jakiegoś filmu na naszym wspólnym Netflixie i jednocześnie wciąż głaszcze Ramzesa. Śledzę wzrokiem, jak miniaturki się przesuwają, ale nie odzywam się. Nie mam pojęcia, co moglibyśmy obejrzeć, dlatego w pełni zdaję się na nią. Ufam jej pod każdym względem, także w kwestii wyboru filmów. Nawet, jeśli nigdy nie są to horrory, których się boi.

Zanim wreszcie zdecyduje się na jakiś tytuł, a ja przytaknę, znika przynajmniej połowa ciasteczek i Ramzes zasypia. Oglądamy coś, czego w ogóle nie znam, więc jestem zaintrygowany. Im dalej, tym bardziej mi się podoba. Podobnie jak Magdzie, choć podejrzewam, że ona bardziej skupia się na jednym z aktorów, niż fabule. Cóż, jedno i drugie jest w porządku.

Gdy pojawiają się napisy końcowe, pozwalamy im lecieć. To taki nasz mały rytuał, że podczas nich wymieniamy się swoją opinią na temat filmu.

— Kocham ten film — oznajmia Magda z przekonaniem. Patrzy na mnie lśniącymi od ekscytacji oczyma. — Boże, to było dobre.

— No — zgadzam się. — Ale mówisz o DiCaprio czy fabule?

Dziewczyna przyjacielsko uderza mnie w ramię i przewraca oczami.

— Jedno i drugie.

Z tym też się zgadzam, ale nie mówię tego. Jakoś mi z tym dziwnie.

— Właśnie! — Podskakuję, zaskoczony nagłym ożywieniem przyjaciółki. Moja pierwsza myśl jest taka, że zaraz usłyszę coś o jej nowym koledze od siedmiu boleści. — Trzymam to i trzymam — podnosi tamto ozdobne pudełko — i zapomniałam.

Podaje mi prezent i uśmiecha się szeroko. Czeka, aż go otworzę. Więc to robię. Odwiązuję wstążkę i zdejmuję wieczko.

W środku znajduję prosty czarny kubek z napisem "Jestem Adam - wypiję kawę i już nie zabijam". Uśmiecham się się na jego widok, bo jest po prostu idealny. Jestem dokładnie taką osobą, do której nie wolno mówić, zanim nie wypije pierwszej kawy. I Magda doskonale o tym wie.

Wyjmuję też własnoręcznie zrobiony kupon na darmowy wzór tatuażu. Patrzę na nią zaskoczony.

— No co? — Wzrusza ramionami, jakby to było nic takiego. — Kiedyś wspominałeś, że chcesz zrobić tatuaż. A ja umiem rysować.

Gdyby nie kot, którego nie chcę przypadkiem skrzywdzić, pewnie teraz rzuciłbym się na nią i mocno ją przytulił. Dlatego tylko się do niej przysuwam i opieram głowę na jej ramieniu. Wiem, że to zrozumie.

— Dziękuję — szepczę. — Już nawet wiem, co chcę.

— Doskonale. — Obejmuje mnie ramieniem, co jest całkiem miłe. — No to słucham.

Aż do końca [16+]Where stories live. Discover now