Dziękuje. 4️⃣8️⃣

2.3K 76 23
                                    

Dzisiaj był dzień, w którym pierwszy raz zacznę jeździć na nartach.

Skutkowało to tym, że trzeba dużo szybciej wstać. Albo inaczej; bracia nie mogli spać do południa (pomimo, że mieli wolne od szkoły). Na mnie nie robiło to wrażenia, bo podczas weekendu zawsze śpię niedłużnej niż do ósmej rano.

Stąpając po schodach, przysłuchiwałam się dźwiękom, które tutaj wybrzmiewały.

Radyjko, które cicho grało, prawdopodobnie w kuchni i podśpiewującą ciocię. Chyba akurat przyrządzała śniadanie, bo słyszałam stukot talerzy. W dodatku do moich nozdrzy doleciał śliczny, waniliowy aromat jakiegoś dania.

Akurat zgłodniałam, więc czym prędzej potruchtałam w kierunku jadalnianej, słysząc jeszcze skrzypienie schodków, które wydawały te dźwięki, nawet pod moim niedużym ciężarem.

- Cześć, ciociu Hannah! - Przytuliłam się do niej od tyłu. Zaśmiała się i odwróciła, aby również mnie objąć.

- Jak się spało, słodzinko? Wygodne łóżeczko? - Pogładziła mnie po plecach i wypuściła z swych objęć, aby powrócić do kuchcenia.

- Tak i tak. Dziękuję, że pytasz. Wie ciocia może, kiedy pojedziemy pojeździć na nartach? - Zapytałam z entuzjazmem, siadając na krześle, przy stole znajdującym się w kuchni.

- Plan był na dziesiątą, ale jest już dosyć późno i pewnie trochę nam to się przedłuży. - Westchnęła, ale po chwili klasnęła w dłonie. - No nic. Głodna?

- Oczywiście! Ślicznie pachnie. Poczułam zapach nawet na schodach! - Uśmiechnęłam się promiennie, w momencie gdy dostawałam swoją porcję, jak się okazało, placuszków z jabłkiem. Dodatkowo miały aromat wanilii, stąd ten zapach.

W czasie, gdy spokojnie sobie jadłam, reszta rodziny wchodziła, jadła, wychodziła. Niektórzy brali jeszcze dokładkę.

W końcu się najadłam i pognałam na górę, gdzie zamiast do mojego pokoju, udałam się do Liv.

Puknęłam dwa razy i weszłam do środka. Dziewczyna już była ubrana w bieliznę termiczną i właśnie związywała włosy.

Wyglądała na gotową, jakby musiała jedynie ubrać kurtkę i tak dalej, a później odrazu wejść na górę i z niej zjechać.

- O hejka, Hailie! W sumie ponownie, bo widziałyśmy się już na dole. - Zachichotała. - Co Cię do mnie sprowadza?

- Em... Chcesz może pomóc mi się ogarnąć na jazdę na narty? Bo właściwie, to.. no... nie wiem co mam ubrać... - Przyznałam cicho.

- No pewnie! Chodź do twojego pokoju! - Kuzynka zareagowała bardzo entuzjastycznie i ciągnąc mnie za dłoń, wybiegła na korytarz, kierując się prosto do pokoju, tymczasowo należącego do mnie.

Na sam początek, uplotła mi dwa warkoczyki, aby czapka ładnie weszła.

Później smarowanie kremami całej twarzy i dłoń. Nienawidziłam tego. Bardzo.

Krzywiłam się, i krzywiłam, jednak nareszcie się udało i dziewczyna pomogła ubrać mi bieliznę termiczną, później legginsy, spodnie narciarskie, kurtka, rękawiczki, dwie pary długich skarpet.

Wzięłam jeszcze kilka drobiazgów, typu czapka, czy szalik i byłam gotowa.

Całą ekipą, czyli wujek, ciocia, Liv oraz ja z braćmi, wsiedliśmy do vana.

Kierowca wysadził nas na parkingu jakiejś góry, na której znajdował się stok narciarski.

Wszyscy oprócz mnie wzięli narty lub deski snowboardowe oraz buty. Mój asortyment niósł Dylan, co mnie cieszyło bo nie wiem jak miałabym nieść te długaśne narty.

Malutka Hailie Monet Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz