Biały puch. 3️⃣1️⃣

2.8K 90 56
                                    

Podbiegłam do okna, obserwując biały puch spadający z nieba.

Zastanawiałam się jak to możliwe, że nie patrzyłam za okno dosłownie moment, a już były takie zaspy, które pewnie sięgały mi do kolan.

Zapiszczałam ze szczęścia i nawet podskoczyłam, mówiąc podekscytowanym głosem do Shane'a i Dylana.

- Chodźmy! Proszę, chodźmy! Nigdy nie widziałam tyle śniegu! Proszę, pobawmy się! - Błagałam ich.

- Ale jest zimno i możesz zachorować. Chcesz? - Zapytał się mnie Dylan.

- Nie, ale chce się pobawić! Chociaż chwileczkę! Proszę!

- No nie wiem, Hailie, czy to aby napewno dobry pomysł... - Westchnął Shane.

- Proszę, proszę! Ciepło się ubiorę. No proszę... - Zrobiłam do nich słodkie oczka i złożyłam dłonie.

- Zapytam się Vincenta. - Dylan uległ i wyciągnął telefon, aby znów do jego zadzwonić.

- Dziękuje, dziękuje!

- Hej, Vince. Sorry, że znowu, ale zaczął padać śnieg i... dokładnie tak. No weź, Vince. Ona się zaraz popłacze. Serio? Tak po prostu się zgadzasz? Okej. Ja mam iść? Ale zimno jest... dobra. Pa. - Zakończył połączenie i się na mnie spojrzał. Widziałam jak delikatnie skinął głową.

Jeszcze raz podskoczyłam i pobiegłam do pokoju, aby się przyszykować. Tuż za mną podążył Shane, zapewne aby mnie przypilnować, abym napewno ciepło się ubrała.

Pomimo to, zawołał Willa, który nie był w ogóle zadowolony, że będę wychodzić w taką pogodę, jednak nic nie powiedział.

Najpierw posmarował mi z trzema kremami twarz i dłonie, a później pomógł się przebrać.

Zmieniłam sukienkę na legginsy i koszulkę, pod to zakładając jeszcze bieliznę termiczną. Następnie polar, grube skarpety i kombinezon narciarski. Do tego oczywiście rękawiczki, komin i czapkę.

Will i Shane śmieli się, że wyglądam jak bałwan, i dokładnie tak też się czułam.

Na zewnątrz z nami, zdecydował się iść jeszcze Tony, który razem z Shane'em i Dylanem mieli zdecydowanie mniej warstw ubrań, co mi się nie spodobało.

W momencie, kiedy chwyciłam za klamkę, odbiłam się id drzwi. Szarpnęłam parę razy, ale było to na nic.

- Co jest? - Zapytał Tony, kiedy widział, że jeszcze nie wyleciałam na dwór.

- Nie... - Zrobiłam przerwę, aby kolejny raz walnąć w drzwi. - Nie mogę otworzyć drzwi.

- Pewnie śnieg zasypał. Odsuń się, dziewczynko. - Powiedział Dyl i sam podszedł do drzwi.

Nadal się zastanawiam jak on to zrobił, że za pierwszym razem mu się to udało.

Z ulgą widziałam, że śnieg już nie pada, i jest go mniej więcej do mojego pasa, więc mogłam wyjść.

No i po podwórku chodził pan, który go ogarniał, aby móc tu wjechać autem, czy choćby przejść.

Pomimo to Shane mnie wziął pod pachę i przeszedł ze mną do ogródka z tyłu domu. Tam gdzie ostatnio bawiłam się w deszczu.

Bracia chyba nie wiedzieli co robić i stali patrząc się na... na nawet nie wiem co.

Ja natomiast miałam milion pomysłów.

Po tym jak Shane mnie odstawił na ziemię, odeszłam parę kroków dalej i rzuciłam się na ziemię.

- Co ty... Hailie..? Co ty do chuja robisz? - Tony zmarszczył brwi, podobnie jak reszta, kiedy zobaczyli jak leżę na śniegu, machając nogami i rękoma.

Malutka Hailie Monet Onde histórias criam vida. Descubra agora