Paleta farb. 5️⃣0️⃣

2K 79 17
                                    

Dzisiejszy poranek był ciężki.

Dopiero co, wróciliśmy z gór i szybko poszłam spać. Niby byłam wyspana, ale ciężko było mi wstać z łóżka. Byłam zmulona.

Dodatkowo nie najlepiej się czułam.

Myślałam, że to przez jet lag.

Wygrzebałam się z taką myślą i potruchtałam do toalety.

Patrząc w lustro się przeraziłam.

Miałam bladą jak ściana twarz, a jednak ogromne, czerwone rumieńce. Fioletowe sińce pod oczami i krwistoczerwone usta. Moja twarz to była prawdziwa paleta farb.

W dodatku potargane włosy tworzyły paskudną całość. To pewnie przez podróż.

Przecież nic mi nie jest. Prawda...?

Opłukałam buzię lodowatą wodą i udałam się na dół. Nie było to za łatwe, bo czułam jakbym totalnie nie miała siły.

Przy stole siedział Shane z Dylanem. Rozmawiali o czymś głośno, jedząc śniadanie. Mieli po sobie cienie zmęczenia po podróżnego, ale nie aż tak bardzo jak ja.

- Hej, chłopcy. - Mruknęłam, odkrywając jak mój głos jest zachrypnięty.

- Hej...? Hailie? Dobrze się czujesz? - Shane zmarszczył brwi. W sumie tak samo jak Dyl. Bliźniak przyłożył chłodną dłoń do mojego czoła, co na moment dało ukojenie mojej bolącej głowie.

- Coś się stało? Malutka, dobrze się czujesz? - Do kuchni właśnie wszedł Will, kucając przede mną i łapiąc za moje dłonie.

- Em... No chyba... Może trochę słabo. Ale jest okej. Nie jeste... - Ciche kichnięcie mi przerwało. - ..m chora.

- Usiądź, lepiej. - Delikatnie pociągnął mnie, sadzając na krześle tuż obok Dyla. Następnie wyciągnął termometr z szafko–apteczki. - Trzydzieści siedem i pół. Nie jest źle, ale już podamy ci syrop. - Stwierdził Will.

- Ale przecież brałam codziennie witaminki, ubierałam się dobrze do pogody... Ja nie jestem chora. - Zamarudziłam. Nie miałam ochoty przeleżeć reszty ferii w łóżku, szczególnie, że na zewnątrz był śnieg.

- Czasami tak się dzieje, młoda. Weź leki, to może ci przejdzie. - Westchnął Dylan.

Pokiwałam głową i wypiłam odpowiednią ilość mojego kochanego ibumu malinkowego. Później jeszcze kilka kropel odpornościowych.

- Zjesz śniadanie, mała? - Zapytał Will, spokojnym głosem, gładząc mnie po głowie.

Nie chciałam. Bardzo.

Ale równo mocno nie chciałam się znów kłócić.

Zaprzeczyłam, więc niepewnie główką, gotowa w razie co przełknąć kilka łyżek jogurtu czy coś.

Ku mojej uldze, chłopak jedynie niezadowolony kiwnął głową, i odwrócił się, robiąc sobie musli owocowe na śniadanie, i herbatkę dla mnie, podając mi ją po chwili.

Po tym jak wysączyłam cały kubek, zaczęłam odczuwać dreszcze.

Głowa nie przestawała mnie boleć, a wręcz przeciwnie - pulsowała coraz bardziej.

- Halo. Hailie, czy już ci lepiej? Nie wyglądasz. - Zmartwił się jeszcze bardziej Will.

- Tak. Nie jestem przecież... - Przerwałam, bo schodziłam z krzesła, z myślą udania się jeszcze do łóżka. Nie udało mi się jednak, ponieważ jak tylko ustałam, zrobiło mi się ciemno przed oczyma, i zakręciło mi się w głowie.

Malutka Hailie Monet Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu