Pan Mustache. 2️⃣6️⃣

2.8K 85 43
                                    

Nie mogłam oddychać.

Jak przez mgłe widziałam jakiś innych nauczycieli, dzwoniących po pogotowie, moich braci stojących obok mnie i starających się mnie reanimować, karetkę, ból poprzez wbijanie mi igły w rękę, a później...? Później już nic nie widziałam.

Obudziłam się dopiero po jakimś czasie w szpitalu.

Jako pierwszy poczułam okropny ból w klatce piersiowej. Piekło mnie również gardło.

Później zauważyłam, że na twarzy mam maskę tlenową, a w ręce kroplówkę.

Will i Vince obok mnie. Trochę byli zmartwieni, ale nie tak bardzo, jak na przykład przy mojej ostatniej wizycie tutaj.

Powoli się podniosłam, siadając na łóżku. Przy okazji odkryłam, że na szczęście nic więcej mnie nie boli.

Przetarłam oczy, ręką w której nie miałam kroplówki. Moimi ruchami zwróciłam uwagę braci.

Will się zerwał, aby do mnie podejść i delikatnie, acz stanowczo położyć mnie z powrotem.

- Co się stało...? - Zapytałam cichym i zachrypniętym głosem, przy okazji ściągając maskę.

- Miałaś atak astmy. - Odpowiedział mi Vincent.

- Co...? Co to jest... atma? - Zmarszczyłam brwi.

- Astma. Taka choroba. Powiedz mi drogie dziecko; czy ostatnio miałaś kaszel? - Zapytał nie spuszczając mnie ze swojego wzroku.

- Em... trochę.

- I dlaczego nic nie powiedziałaś?

- Bo nie chciałam was martwić. Myślałam, że się znów przeziębiłam czy coś... No i miałeś dużo pracy. - Przyznałam się w końcu.

- Nigdy więcej tak nie rób. Twoje zdrowie jest najważniejsze, a gdybyś nie dostała pomocy na czas, mogłabyś się udusić.

- Przepraszam... - Powiedziałam i znowu zakaszlałam. - A kiedy wyzdrowieje?

- Załóż maskę. - Powiedział Will, sam z powrotem ją wsuwając. Nikt mi nie odpowiedział. Odtrąciłam jego rękę i znowu ją ściągnęłam.

- Vince?

W tym momencie wszedł lekarz. Przywitał się entuzjastycznie i skarcił to, że nie miałam tej głupiej maski. Sprawdził kroplówkę i okazało się, że już się skończyła, więc mi ją odpiął, a później zdjął wenflon. Oczywiście wylało się przy tym sporo łez, ale spoko, żyje.

Później pielęgniarka przywiozła wózek inwalidzki, na którym Vincent mnie posadził i zostawiając Willa, który nie mógł, pojechaliśmy do gabinetu pana Mustache.

Bardzo podobało mi się jego przezwisko. Wychodziło ono z tego, bo lekarz miał dużego wąsa. Wyglądał bardzo śmiesznie i tak też się zachowywał.

Zostałam posadzona na krześle, tuż obok Vincenta. Mój lekarz zasiadł za biurkiem i zaczął klikać coś na komputerze. Pielęgniarka natomiast, w tym czasie coś przygotowywała przy ladzie.

- Okej. Panie Vincencie. - Pan Mustache zwrócił się do mojego brata. - Pana siostra, panna Monet, będzie miała za moment badanie spirometryczne, czyli nałożymy na panienki nos klamerkę i będzie musiała jak najszybciej wdmuchnąć powietrze do ustnika. Po tym dam panience parę prostych poleceń i będzie po wszystkim. Bez obaw. - Wytłumaczył.

Troszkę się przestraszyłam, więc złapałam brata za rękę i wysłałam mu zlęknione spojrzenie. Pogładził mnie palcem uspokajająco, ale nic nie powiedział. Vincent nawet w szpitalu musi trzymać poziom.

Malutka Hailie Monet Where stories live. Discover now