Deszcz i spadające liście. 1️⃣1️⃣

4.2K 76 18
                                    

Perspektywa Hailie

Trochę pogadałam z chłopakami. To znaczy oni coś gadali, a ja tylko słuchałam. Bracia umówili się, że teraz Will, Shane i Vince jadą do domu się przespać, umyć i tam dalej, a Dylan i Tony narazie ze mną zostaną. Kiedy tamta trójka braci do mnie przyjedzie to oni pojadą, i tak na zmianę.

Jak powiedzieli tak zrobili i chwilę później „rozmawiałam" już tylko z Dylanem i Tonym. Około 10 minut, odkąd zostałam tylko z nimi czułam się lepiej i już mnie tak wszystko nie bolało. Mogłam już nawet siadać i ruszać rękami, brzuchem i głową. To znaczy bolało, ale nie tak bardzo. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej nie bo to oznaczało, że zaraz będę miała pobieranie krwi i te sprawy.

Kiedy tylko to pomyślałam do sali weszła pielęgniarka. Odrazu zrobiło mi się gorąco i nie dobrze. Złapałam Dylana za rękę i spojrzałam się na niego przerażonym wzrokiem.

- Dzień dobry, ponownie. Pannie Hailie lekarstwa powinny już zadziałać, w związku z czym trzeba jak najszybciej zmienić wenflon i przy okazji pobrać krew. - Powiedziała bardziej do moich braci, a do moich oczu już napłynęły łzy. - Najlepiej, aby jeden z panów poszedł z nami. - Powiedziała i zaczęła mnie przygotowywać do przetransformowania mnie do innej sali.

- Oboje pójdziemy. - Odezwał się Tony pewnym siebie głosem. Pielęgniarka przytaknęła i powiedziała tym razem do mnie. - Teraz Cię przewieziemy na łóżku, na badania, okej? Nie musisz się bać. Bracia będą przy tobie cały czas.

- Nie chce... - Powiedziałam i zaczęłam płakać już na głos.

- Hej mała Hailie, nie bój się. - Dyl zmiękł i mnie delikatnie przytulił. Tony też podszedł i mnie pogłaskał po głowie.

- Nie martw się. Raz, dwa i będzie po wszystkim. - Powiedział spokojnie młodszy bliźniak i po chwili rzucił trochę ciszej. - Musmy to zrobić, aby jak najszybciej wyjść z tej budy, nie?

- Pieprzonej budy.. - Dodał Dylan, a ja się zaśmiałam i pokiwałam głową przez łzy.

Pielęgniarka zaczęła pchać mnie przez drzwi, później przez korytarz, aż na końcu do białej, trochę większej od mojego pokoju sali. Bracia ciągle byli przy mnie i mnie trzymali za rękę. W sali był mój ulubiony lekarz z maskotką. Kuedy mnie zobaczył uśmiechnął się i wstał z krzesła do mnie podchodząc.

- No witam, witam panią Hailie. Co panią do mnie sprowadza? - Zapytał się mnie, głupio, a ja zachichotałam. - Na badania mówi pani? Oh.. to poważna sprawa! - Charlie, bo tak kazał na siebie mówić, dalej odstawiał swoje przedstawienie. Po tym odwrócił się do braci i powiedział do nich już normalnym głosem. - Niech któryś z panów usiądzie na tamtym fotelu i potrzyma pannę Hailie na kolanach przy pobieraniu krwi, dobrze? Będzie sie czuła bezpieczniej.

- Ja potrzymam. - Rzekł odrazu Dyl i usiadł na dużym białym krześle z dwoma miejscami na rękę po dwóch bokach.

- Okej, pani Hailie. Teraz Cię podniosę i posadzę na kolanach pani brata, dobrze? - Zapytał się mnie i gdy pokiwałam głową delikatnie mnie uniósł. Kiedy już siedziałam na bracie, pan Charlie wytłumaczył mojemu bratu jak ma mnie trzymać, żebym się nie mogła ruszyć, ale też żeby mnie nie bolało. To naprawdę działki bo po chwili byłam unieruchomiona. No i mnie nic niw uciskało, a to najważniejsze.

Potem podeszła do mnie pielęgniarka i już nic więcej nie pamiętam. No prawie bo pamiętam tylko to, że bardzo bolało. I, że było dużo krwi i łez. Miałam bardzo cieniutkie i słabe żyły przez co pani do pobrania musiała wbijać się z 10 razy. Naprawdę bardzo bolało. I tylko ja czułam to, jak Dylan się spinał kiedy płakałam i krzyczałam, że mnie boli. Pielęgniarka próbowała w jednej i drugiej ręce, a kiedy w końcu się udało przyszła druga, aby mi zmienić wenflon. Bolało nawet trochę bardziej niż przed chwilą, przez co Tony musiał wstać i podejść do mnie żeby razem z Dylanem mnie uspokajać. Kiedy było po wszystkim zostałam położona na łóżku i zasnęłam.

Malutka Hailie Monet Where stories live. Discover now