Gofry. 4️⃣3️⃣

2.3K 87 785
                                    

Poranek był szary i wyglądało jakby zaraz miał runąć potężny deszcz.

Bardzo nie chciało mi się wstawać, i za każdym razem jak się budziłam z świadomością, że muszę wstać, to i tak z powrotem zasypiałam.

Doszło to do tego momentu, że w momencie, gdy zerknęłam na telefon była już dziewiąta rano.

Oh, Hailie! Przecież pogrzeb jest na dziesiątą!

Powolnymi ruchami zsunęłam z siebie kołdrę. Moja skóra stuknęła się z chłodnym powietrzem, przez co zrobiło mi się tak zimno, że jeszcze przed toaletą, wyciągnęłam z garderoby grubą bluzę i ją na siebie nałożyłam.

Już z czystymi ząbkami i obmytą twarzą, niemal sturlałam się ze schodów. Po prostu tak mi się nie chciało nic robić. W dodatku odkryłam, że mam zakwasy po wczorajszym bieganiu na lekcji WFu.

Przy stole siedział Dylan z Tony'm. Pożerali właśnie gofry. Jupi! Gofry na śniadanie! Może ten dzień jednak chociaż ciut będzie dobry?!

Zasiadłam do stołu i przywitałam się z braćmi.

Czekając na moją porcję, dokładnie przeskanowałam chłopców. Mieli ubrane piżamy (a raczej tylko bokserki, bo to były ich „piżamy"), roztrzepane włosy, zaspane twarze, które były brudne od bitej śmietany i nutelli.

Tony właśnie chwycił swój kubek i napił się zawartości. Była to zapewne kawa, bo po pierwsze; widziałam, że jest czarna, a po drugie; siedziałam na tyle blisko, że wyraźnie czułam ten charakterystyczny aromat.

Gdzieś kiedyś słyszałam, że kawa pobudza... Może mnie też by pomogła?

Skorzystałam z chwilowej nieuwagi Dyla i nachyliłam się nad stołem, aby dosięgnąć jego kubek.

Szybko przyciągnęłam do siebie i zamoczyłam usta w napoju.

Przez tą szybkość nabrałam trochę (a raczej dużo) za dużo picia.

Poczułam pieczenie dziąseł i języka, ponieważ było bardzo gorące, a później ohydny i gorzki smak kofeiny.

Wyplułam to wszystko na stół i zaczęłam się krztusić.

Właśnie tym zwróciłam uwagę chłopców.

Dylan rzucił się do mnie, aby w razie czego zapobiec zakrztuszeniu, ale wtedy, ja już tylko kaszlałam, dlatego szybko wyjął mnie z krzesła, żeby wrząca ciecz mnie nie poparzyła.

- Hailie! Co się stało? Możesz oddychać? - Panikował starszy z braci.

- Jest git. Przepraszam. - Wyciągnęłam prawą dłoń przed siebie, a lewą zasłoniłam usta. - Fu! Jak wy to możecie pić?

Spojrzałam się na Eugenie, która właśnie ścierała wszystko ze stołu. Tony wyglądał na rozbawionego i wpatrywał się we mnie z kpiną, a Dylan... Dylan był rozwścieczony.

Posadził mnie na krześle obok tego na którym przed chwilą siedziałam i zasiadł na swoim chwytając kubek i zabierając go jak najdalej ode mnie.

- Wiesz co mogłoby ci się stać, jakby ta kawa wylała się na ciebie? Wiesz? - Wycharczał z wyrzutem.

Spojrzałam się na niego spod rzęs. Później spuściłam głowę.

- Dobra, sory dziewczynko. Nie powinienem był tak na ciebie naskakiwać, ale to twoja wina. Nie możesz pić kawy. No i mogłaś sobie naprawdę zrobić dużą krzywdę. - Przewrócił oczami.

- Ta, a ludziom pracującym na cmentarzu nie chciałoby się kopać drugiego grobu i byłabyś pochowana z matką Santana. - Wtrącił się Tony.

Potrzebowałam chwili, aby przetworzyć to, co powiedział. W momencie  kiedy, doszedł do mnie sens tych słów, rozpłakałam się. Głośno.

Malutka Hailie Monet Where stories live. Discover now