Powrót do domu nie był tak trudny, jak się obawiałam. Długi weekend z Gabrielem wcale nie pozostawił za sobą pustki, a wręcz nadzieję na to, że wszystko w końcu się ułoży. Moja matka po powrocie ze SPA była w dobrym humorze. Nawet jeśli domyślała się, że spędziłam weekend z Gabrielem, nie drążyła tematu. Było to miłe odstępstwo. Cały tydzień pracowałyśmy razem, a ona ani razu nie sprowokowała awantury. Zaskoczyła mnie jeszcze bardziej, kiedy wyszła z propozycją wspólnego obiadu.

- W ten piątek jest wielka impreza firmy HOSA - odparłam przytomnie, bo nadal nie ustaliłyśmy, kto z ramienia ZABORSKA weźmie udział w konferencji i kolacji. - Nie pamiętasz?

- Chrzanić tę imprezę - mruknęła nieco zbyt agresywnie i już myślałam, że myliłam się co do niej i wcale nie zmieniła swojego podejścia, kiedy złożyła niespodziewaną propozycję. - Choć z drugiej strony możemy umówić się na niedzielę. Możesz zaprosić Gabriela.

Przez chwilę wpatrywałam się w nią, jakby zaraz miała wybuchnąć śmiechem lub przejść do jakiejś dziwacznej ofensywy. Ta jednak posłała mi tylko lekki uśmiech, może nieco wymuszony, ale musiała włożyć w niego wiele siły, aby wyglądał możliwie szczerze. Uświadomiłam sobie, że mam otwarte usta i zamknęłam je.

- Poważnie? - spytałam, dalej czekając aż rozwinie swoje myśli. To było podejrzane. - Chcesz spotkać się w trójkę?

- Tak... - odparła, skubiąc rękaw nieskazitelnie czystego żakietu. Zdejmowała wyimaginowane kłaczki, nie patrząc mi w oczy. - Właściwie to w czwórkę.

Kiedy miałam sześć lat była okropna burza. Moja opiekunka zadzwoniła do mamy, że musi odebrać swoje dzieci ze szkoły. Zostałam w domu sama na dosłownie godzinę, zanim matka wróciła z pracy, ale wydarzyło się wtedy coś, przez co miałam traumę wiele miesięcy.

Wiatr świszczał za drzwiami i okropnie się bałam. Kiedy usłyszałam samochód na podjeździe, pobiegłam do drzwi żeby czym prędzej otworzyć mamie. Kiedy je uchyliłam, silny podmuch wiatru szarpnął skrzydłem tak mocno, że wyciągnął mnie razem z nim z domu i z impetem przeleciałam przez barierkę na werandzie. Uderzyłam czołem prosto w drewnianą sztachetę i leżałam oszołomiona kilkanaście minut. W mojej dziecięcej głowie zdawało się to godzinami. Byłam rozbita, bezwładna i na chwilę straciłam panowanie nad swoim ciałem. W jednej chwili biegłam do drzwi, w drugiej leżałam przed domem nie mogąc się ruszyć. Miałam tylko sześć lat, a zapamiętałam twarzy pochylającej się nade mną matki i tę pustkę w głowie. Jakbym znajdowała się na dnie głębokiej studni, a woda tłumiła wszystko poza zmysłem wzroku. Gdy zrobili mi tomograf mózgu lekarz uspokoił mamę, że wszystko jest w porządku. Powiedział, że po prostu byłam w szoku.

Dokładnie tak poczułam się w tej chwili. Tylko wtedy przywaliłam głową w sztachetę, a teraz po prostu matka poinformowała mnie, że się z kimś spotyka. I to na tyle poważne, że chciałaby, abym go poznała.

Nie byłam zła, ani nic z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie, zawsze myślałam o tym, że mama powinna sobie kogoś znaleźć. Z tym, że ona nigdy tego nie chciała. A przynajmniej takie wrażenie sprawiała. W jej życiu nie kojarzyłam żadnego poważniejszego związku, a przelotne romanse - jeśli się pojawiały - raczej skrywała przed swoim dzieckiem.

- W czwórkę? - spytałam jeszcze, jakbym chciała się upewnić, że się nie przesłyszałam. Anna popatrzyła na mnie w końcu i przytaknęła. Pierwszy raz widziałam ją taką. - Okej.

Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Kiedy chwilę później wyszłam z jej gabinetu, chciałam się roześmiać. Zrozumiałam, że moja mama wcale nie była w SPA z Iwoną. Zrobiła dokładnie to samo, co ja. Oczywiście nie miałam prawa się na nią gniewać i nawet gdybym miała takie prawo - nie miałam powodu żeby być zła. Cieszyło mnie to z jednego powodu. Może w końcu zrozumiała, co to znaczy, zakochać się w kimś.

NIEWINNYWhere stories live. Discover now