Tydzień. Dokładnie tyle czasu przeleżałam w łóżku, chora jak nigdy wcześniej. Dziwna była to choroba, nie byłam nigdy tak osłabiona i wykończona. Wielogodzinny płacz tak podrażnił mi gardło, że dostałam anginy i gorączki. Paskudna infekcja wyssała ze mnie całą energię życiową, ale choć organizm powoli nabierał sił, psychicznie czułam się nadal wyprana. Wyzuta ze wszelkich emocji. 

Czułam się obco w swoim własnym domu. Mama pojawiała się i znikała, za każdym razem pytając, czy nie powinna wynająć kogoś do pomocy, choćby pielęgniarkę. Odwiodłam ją od tego pomysłu, bo i tak wystarczająco dusiłam się  z nią pod jednym dachem. Trzecia osoba to już byłby tłok. Przeżyłam tydzień na Uber Eats i choć wstyd przyznać - wstawałam tylko po odbiór zamówienia, nie brałam prysznica od początku choroby. 

Kiedy gorączka w końcu odpuściła, stało się coś gorszego. Świadomość. Mój umysł nabierał coraz więcej świadomości, a co za tym idzie, pojawiły się różne myśli i wspomnienia. Przez chwilę próbowałam wmówić sobie, że cała sytuacja z Gabrielem była tylko majakiem chorobowym, ale matka nie omieszkała mi o tym przypominać. Nie wiedziałam, czy to ja otworzyłam w końcu oczy, czy moja mama tak bardzo się zmieniła, ale niepokoiło mnie, że coraz częściej czułam na nią złość. 

Zaczęłam dostrzegać to, co jeszcze do niedawna było dla mnie zupełnie normalne, a teraz wydawało się niedorzeczne. Jej próby kontrolowania mnie, a jednocześnie brak jakiejkolwiek opieki z jej strony. Zawsze wolała wynająć opiekunkę, zamówić lekarza lub pielęgniarkę, gdy chorowałam, a sama ukrywała się w firmie. Teraz, kiedy zdetonowała bombę metr ode mnie i od tygodnia zbierałam kawałeczki samej siebie, zeskrobywałam je ze ścian i podłogi, sama zachowywała się jak gdyby nigdy nic. 

Najgorsze były dla mnie chwile, kiedy dopuszczałam do siebie myśli związane z Gabrielem. Tęskniłam za nim, jeśli można nazwać to tęsknotą. Tęskniłam za moim wyobrażeniem o nim, które sprawiło, że przez te parę tygodni pierwszy raz w życiu czułam, że żyję. O wiele łatwiej było mi wypchnąć go ze swojego życia, mając w głowie echo naszego ostatniego spotkania. To, jak odrzucił mnie w praktycznie podbramkowej sytuacji. Łatwiej było nienawidzić go, kiedy nasze ostatnie wspólne wspomnienie było paskudne. 

Pierwszego dnia po otrzymaniu od matki skanów dokumentacji sądowej nie pamiętałam. Miałam przebłyski tego, jak kilka razy dostałam histerii i nie mogłam zatrzymać płaczu. Nieco wyraźniej pamiętam chwile, kiedy brakło mi łez i siły, bo wtedy zaczynałam się dusić i wpadałam w panikę, że umrę. Czy można było umrzeć z żalu? Mój nastrój wahał się od tego, aby faktycznie tak się stało do tego, aby przetrwać. Gorączka i infekcja przyszły drugiego dnia. Kolejne trzy dni były jeszcze bardziej zamglone, spędzone w pościeli. Przepoconej i skołtunionej. 

Po tygodniu w końcu wzięłam oddech, ale strach przed tym, że znów się rozpadnę, nie pozwalał mi pójść naprzód. Nie chciałam wracać do pracy, nie chciałam widzieć nikogo i odpowiadać na jakiekolwiek tematy. Zniszczyłam swój prywatny telefon, roztrzaskując go w drobny mak. Przez siedem dni i tak był wyłączony, bo panicznie bałam się go włączyć. Nie chciałam konfrontować tej sytuacji z Gabrielem. Byłam przerażona na samą myśl, że miałby znów pojawić się w pobliżu mnie. Jakby był to ktoś inny, a nie ten czuły mężczyzna, który momentami sprawiał, że byłam najszczęśliwsza na świecie, miałam motyle  w brzuchu i ciarki na całym ciele. Mężczyzna, który - jak dotarło do mnie teraz - przecież sam mnie odrzucił. Sprawa była przesądzona. On nie chciał mnie, więc skoro poznałam jego obrzydliwą tajemnicę, ja nie chciałam jego. Służbowy telefon oddałam matce. Nie wiedziałam, czy próbował się ze mną skontaktować, nie pytałam o to. 

Leżałam w łóżku, tępo wpatrując się w sufit, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Nie zamawiałam niczego, dlatego skuliłam się pod kołdrą, mając nadzieję, że niechciany gość szybko sobie pójdzie. Nie miałam ochoty nawet wstawać, aby wyjrzeć, kogo przywiało pod moje drzwi. Nie miałam żadnych bliskich przyjaciół, a mama miała swoje klucze zawsze przy sobie. 

NIEWINNYWhere stories live. Discover now