Wzięłam głęboki wdech i kątem oka spojrzałam na Gabriela. Wydawał się o wiele bardziej wyluzowany niż był, zdradziła go dłoń zaciśnięta na kierownicy. Aż pobielały mu kostki. Ja prawdopodobnie pobielałam cała, pewnie byłam blada jak duch. 

Moja matka patrzyła na nas, miałam wrażenie, że mijają całe minuty a to były zaledwie sekundy. Gabriel skinął do niej uprzejmie, a wtedy odwróciła twarz i ruszyła do wejścia. Nie czekając ani chwili dłużej, zerwałam się i wyskoczyłam z samochodu jak oparzona. 

- Pogadamy później? - spytałam, zanim potruchtałam za matką, ale nie czekałam na odpowiedź.

To była bardziej prośba niż pytanie, mój organizm nastawił się tylko i wyłącznie na działanie. Jedyne co miałam w głowie to jakoś załagodzić sytuację. Nie miałam pojęcia jak, ale czas działał na niekorzyść. Gdybym zwlekała, pewnie matka od razu by wpadła na to, że ściemniam. 

Moje odbicie w szklanych drzwiach popatrzyło na mnie szeroko otwartymi oczami. Wzięłam kolejny głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze, żeby się uspokoić, po czym jak gdyby nigdy nic wkroczyłam do firmy. Przywitałam się mimochodem z każdą mijaną osobą, ale tak naprawdę nawet nie wiedziałam, kto to był. 

Moje nogi skierowały mnie prosto do biura Anny, dotarłam tam zanim zdążyły zamknąć się za nią drzwi. Przytrzymałam je stopą i pchnęłam kolanem, żeby swobodnie wejść do środka. Mama zdążyła podejść do biurka i położyła na nim torebkę, po czym oparła się o jego brzeg z założonymi rękoma i surowym wyrazem twarzy.

O mały włos nie wybuchłam śmiechem, bo - o ironio - wyglądała dokładnie tak, jak Gabriel, gdy zalazłam mu za skórę i chciałam zostawić kontrakt na recepcji, zamiast przynieść go osobiście. Stał w takim samym miejscu, w tej samej pozycji i miał identyczny wyraz twarzy. 

- Co cię tak bawi? - spytała Anna, niemal przez zaciśnięte zęby.

Jej usta ledwie się poruszały. Mówiła w taki sposób zawsze, gdy jako dziecko odstawiałam jakieś cyrki publicznie. Teraz nie wytrzymałam i zaśmiałam się głośno, ale widząc jej grobową minę od razu spoważniałam. 

- Przepraszam, pomyślałam... - zaczęłam, ale chyba nie zrozumiałaby mojego tłumaczenia. Moje myśli były idiotyczne i sytuacja z pewnością nie była zabawna. Była wręcz opłakana. - Nieważne. Nie mówiłaś, że wracasz wcześniej?

- I chyba dobrze się stało? - zapytała sugestywnie, jakbym była na tyle głupia, żeby jeszcze nie zorientować się, że była wściekła.

- Mamo...

- Mamo? Lillien, co to ma znaczyć? Masz pojęcie jak niebezpieczny jest to człowiek? O mój boże, dziewczyno!  - wypluwała z siebie słowa, spoglądając w górę, jakby szukała wyjaśnienia dla mojego zachowania płynącego prosto z nieba.

- Jesteś ateistką - prychnęłam, bo zależało mi żeby wyjaśnić sytuację na spokojnie, a już byłam atakowana.

- Lillien, cały czas próbujesz mi wmówić, że jesteś dorosła i odpowiedzialna - westchnęła, od razu obierając swoją stałą taktykę. Najpierw krzyk i pretensje, potem pouczający ton, następnie przyjdzie rozczarowanie i skończy się awanturą. - Powinnaś być rozsądniejsza. 

- Mamo, nawet nie dałaś mi szansy żeby wyjaśnić sytuację - odparłam, chociaż nawet nie miałam pomysłu, jak to wyjaśnić. 

Pierwsze, co przyszło mi na myśl to obrócenie tego w przypadek. Mogłam skłamać, że spotkałam Gabriela przypadkiem, chciał pogadać i zaproponował mi podwózkę.

- Twój samochód stał pod firmą całą noc, myślałam, że coś się stało - mówiła, a ton jej głosu z pouczającego coraz bardziej zmieniał się na smutny. - Zawiodłam się na tobie.

NIEWINNYWhere stories live. Discover now