Kiedy dotarłam do domu, byłam w parszywym nastroju i trochę żałowałam, że stamtąd wyszłam. Tylko co innego mogłam zrobić, kiedy byłam tak cholernie zraniona? Chyba nie ma dla kobiety nic gorszego, niż zostać odrzuconą w tak podbramkowej sytuacji. Zwłaszcza, że sam wszystko zainicjował, a potem nagle wycofał się, jakby coś w niego wstąpiło. Nie znosiłam go takim. Wycofywał się i nie mówił mi o niczym, co mu leżało w danej chwili na sercu. Zrobił to już trzeci raz i za każdym razem czułam się jak śmieć. Nie mogłam dłużej przymykać oka na jego dziwne zachowanie.

Było już późno, ale gdy weszłam do kuchni, mama siedziała przy stole i przeglądała czwartkowe raporty. Moja złość kiełkowała coraz mocniej, bo były to raporty wypełnione przeze mnie, a ona najwyraźniej je sprawdzała. Normalnie cieszyłam się z takiej kontroli, bo to minimalizowało ryzyko pomyłki, a co za tym idzie, ponoszenie odpowiedzialności za błędy. Tym razem jednak byłam wkurzona i zraniona, dlatego poczułam się, jakbym nie nadawała się nawet do wypełniania prostych druczków. Mama nawet nie kryła się ze swoją czynnością, kiedy weszłam i przywitałam ją cichym burknięciem "hej", po prostu spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko. 

- Coś się stało? - spytała, widząc mój parszywy nastrój. 

- Nie - odparłam, wyjmując z lodówki puszkę Fanty.

Mama skrzywiła się na ten widok, nie znosiła, kiedy piłam słodkie napoje. Pewnie mniejszym złem byłoby dla niej obalenie butelki wytrawnego wina niż wypicie szklanki coli. 

- Gdzie byłaś? - zapytała niby mimochodem, ale usłyszałam tę pretensjonalną nutkę. 

To jedno proste, krótkie pytanie przelało czarę goryczy. Nie gwałtownie, a powoli, jakby ktoś przechylał wypełniony po brzegi kielich, patrząc jak woda wylewa się z naczynia i spływa po ściankach. Jeszcze przez chwilę milczałam, bynajmniej nie próbując się opanować. Po prostu miałam w głowie pustkę. Kompletną. Nie potrafiłam zebrać słów w zdanie, a wiedziałam, że jak tylko otworzę usta, wydobędzie się z nich to, czego nie powinnam mówić. Nie dzisiaj. 

- Myślę, że doskonale wiesz - burknęłam i nie mogłam uwierzyć, że ani nie mrugnęła. 

Zupełnie, jakby nie miała pojęcia o lokalizatorze w mojej torebce. Była tak pewna siebie i swojego podstępu, że nie przyszło jej na myśl, iż mogę wiedzieć o jej kontroli. Wzięłam torebkę do rąk i wygrzebałam z niej pastylkę AirTag, rozdzierając przy tym podszewkę, bo wyjmowałam ją po omacku - cały czas nie spuszczając matki z oczu. Rzuciłam przedmiot na stół, poturlał się przez połowę długości i zatrzymał tuż przy jej dłoniach.

Kiedy urządzenie wylądowało na stole, na kilka sekund na jej twarzy odmalowało się przerażenie, ale szybko się opanowała. Za szybko. Zachowywała się, jakbym właśnie przyłapała ją na zjedzeniu mojego ciastka, a nie na kontrolowaniu mnie przez cholera wie ile lat. Może nie było to do końca sprawiedliwe, bo w tej chwili marzyłam tylko o tym żeby dać upust emocjom i skumulowało się na niej nie tylko to, czym sama mnie zdenerwowała, ale też i to, czym wkurzył mnie Gabriel. 

- Co to jest? - spytała, podejmując próbę wymigania się od odpowiedzialności.

- Nie udawaj głupiej! - krzyknęłam, po czym pokręciłam głową z niedowierzeniem. -  Jak możesz to robić? Kontrolować mnie w tak prymitywny sposób?

- Nie histeryzuj, dbałam o twoje bezpieczeństwo. - Ton jej głosu był spokojny i chłodny, jakby udzielała reprymendy pracownikowi a nie własnej córce. 

- Mam dwadzieścia trzy lata, potrafię sama zadbać o swoje bezpieczeństwo - powiedziałam, ale czułam się bezradna. 

Nigdy nie przebywałam w towarzystwie tak niezależnej osoby jak Gabriel, nie na stopie przyjacielskiej. Zawsze wydawało mi się normalne, że rodzice są nieco nadopiekuńczy, ale była cienka linia między martwieniem się a obsesyjnym kontrolowaniem. 

NIEWINNYWhere stories live. Discover now