W tamtej chwili czas mógłby się dla mnie zatrzymać. Nigdy nie bawiłam się lepiej niż tego wieczoru, kiedy na zmianę zadawaliśmy sobie rozmaite pytania. Czułam, że żadne z nas nie pytało o to, o co najbardziej chciało spytać , ale to właśnie te wszystkie mało istotne błahostki wywoływały u nas dzikie napady śmiechu. Choć w pierwszej chwili usiedliśmy z lampkami wina, lekko w siebie wtuleni, już po kilkunastu minutach utworzyliśmy dwa odrębne fronty po obu stronach kanapy. Ilość obustronnych kuksańców utwierdziła nas w przekonaniu, że tym razem lepiej się rozdzielić i zachować czujność. 

- No dobra... - powiedział Gabriel, zastanawiając się nad kolejnym pytaniem. - Ulubiony film?

- Buntownik z wyboru - odparłam automatycznie, bo mogłam oglądać ten film milion razy i nigdy mi się nie nudził. 

Gabriel pokręcił głową z dezaprobatą.

- Pewnego razu na Dzikim Zachodzie - odpowiedział, podając swojego ulubieńca. 

- I to ja jestem dziwakiem? - parsknęłam, bo choć wiedziałam, że to znany klasyk, nigdy w życiu nie widziałam tego filmu. - To produkcja dla dziadów!

- A Buntownik z wyboru to produkcja dla niedowartościowanych cheerleaderek - odgryzł się, znów mnie irytując. 

Zawsze uważałam, że to niedoceniony film. Wszyscy skupiali się wokół Matta Damona, kiedy to chłopak był jedynie dekoracją produkcji. Ja uwielbiałam ten film, bo pokazywał rozmaite procesy społeczne na wielu różnych płaszczyznach. Choć pochodził z lat dziewięćdziesiątych, prezentował postawy, które do dziś są autorytetami dla młodych osób. Wręcz wkurzało mnie to, że producenci nieco za mocno polecieli w stronę takiej jednotorowej fabuły. Chętnie obejrzałabym serial przedstawiający losy bohaterów, prezentujący ich sylwetki i reakcje na wszystko to, co stało się w ich życiu. W dodatku mało kto wiedział, że to nie Matt Damon pierwszy wcielił się w bohatera tej historii. Buntownik z wyboru powstał w latach pięćdziesiątych, a jego premiera owiana była dodatkową tragedią.

Zamiast jednak bronić filmu, nie powiedziałam nic. To był jeden z moich introwertycznych problemów, często wolałam przemilczeć niektóre fakty, niż niepotrzebnie się wykłócać. Mogłabym mówić o tym filmie godzinami, ale w tej sytuacji, wolałam nie mówić nic więcej. 

Odstawiłam pustą lampkę na stół, a Gabriel korzystając z okazji, pociągnął mnie za ręce tak, że teraz leżałam na kanapie z głową na jego kolanach. Przez chwilę przeczesywał moje włosy palcami, układając kosmyki w symetryczne fale spływające po brzegu kanapy. Przymknęłam oczy, starając się powstrzymać lekkie zawroty głowy, bo w tej pozycji czułam się zdecydowanie bardziej wstawiona. 

- Co najbardziej podoba ci się w tym filmie? - spytał niespodziewanie, bo myślałam, że temat filmów został zakończony.

Nie po raz pierwszy Gabriel mnie zaskoczył. Byłam w szoku, jak doskonale odczytywał moje emocje. Nikt nigdy nie robił tego w taki sposób, bo zawsze byłam dobra w ukrywaniu tego, co mnie gryzło. Gdy choć przez ułamek sekundy poczułam się niekomfortowo, smutno lub byłam zła, mężczyzna od razu to wychwytywał. Nie miałam pojęcia, jak to robił, ale te wszystkie małe gesty, objęcie, złapanie za rękę, czy tak jak teraz, subtelne głaskanie po głowie - wszystko to sprawiało, że od razu czułam się lepiej. 

- Mogłabym zacząć od fabuły a skończyć na otoczce historycznej - powiedziałam, bo film miałam przeanalizowany na sto sposobów. - Jak oglądałam ten film po raz pierwszy, niespecjalnie mnie wciągnął. Był dla mnie taką płaską komedią, chyba byłam za młoda żeby go polubić. Miałam z dwanaście lat. Potem trafiłam na pierwowzór, było to już pod koniec liceum i urzekła mnie historia Jamesa Deana... Dałam remake'owi drugą szansę i spodobała mi się autentyczność tego filmu. Nie zrobili z głównego bohatera geniusza-milionera, zostawili otwarte zakończenie jego losów. 

NIEWINNYWhere stories live. Discover now