11

57 5 0
                                    

Jechaliśmy drogą ekspresową od kilkunastu minut i choć ciekawość zżerała mnie od środka, Gabriel nie chciał zdradzić, dokąd się wybieramy. Nie przepadałam za niespodziankami, ale tym razem, podobała mi się ta nutka niepewności i ciekawości. Oparłam głowę o fotel i przechyliłam tak, aby móc na niego patrzeć, jak prowadzi. Powoli oswajałam się z jego obecnością i już nie peszyło mnie każde przyłapanie na gapieniu się na niego. 

Był w połowie opowieści o tym, jak pomylił adresy i zamiast wysłać sprzęt biurowy do dystrybutora, nadał całą ciężarówkę drukarek i skanerów na adres Eustachego, który pracował zdalnie i wcześniej wysyłał maila z prośbą o przekazanie mu ważnych dokumentów. Pomyłki nie wyłapał ani on, ani jego asystentka, która zlecała zarówno wysyłkę papierów, jak i transport sprzętu biurowego. 

- Może i nie byłoby to aż tak problematyczne, bylibyśmy w plecy tylko o koszt transportu - powiedział Gabriel, starając się powstrzymać od śmiechu. - Ale ekipa transportowa zadzwoniła do klienta, a ten powiedział im, żeby rozładowali sprzęt na placu. Eustachy mieszka przy małym markecie budowlanym, więc panowie rozładowali sprzęt u sąsiada na placu i pojechali. Nie minęło nawet dwadzieścia minut, jak zaczęła się afera. 

Śmiałam się, nawet nie wyobrażając sobie, jak ja byłabym zestresowana na jego miejscu. Gdybym odstawiła taki numer, chyba pojechałabym po ten sprzęt na własną rękę, byleby nie informować matki o pomyłce. Gabriel wydawał się wyłącznie rozbawiony sytuacją, miałam wrażenie, że jego praca w ogóle go nie stresuje. Miał też niesamowitą podzielność uwagi i skupione spojrzenie, nie przerywał swojej historii nawet wtedy, gdy wykonywał manewry na drodze. 

W końcu doczekałam się zjazdu z drogi ekspresowej, ale lokalizacja nic mi nie mówiła. Byliśmy jakieś pięćdziesiąt kilometrów od naszego miasta. Zjechaliśmy z asfaltowej drogi i kolejnych kilka kilometrów pokonaliśmy w ślimaczym tempie. Nie odpowiedział na moje pytanie dokąd jedziemy, choć zadałam je już milion razy, więc po prostu w milczeniu czekałam aż dotrzemy na miejsce. 

- No nieźle - mruknęłam, kiedy wyszliśmy z auta pośrodku niczego. 

Przy leśnej drodze nie było parkingu, więc nie do końca legalne było zatrzymywanie się w tamtym miejscu. Las był cichy i przyjemny, ale nie widziałam sensu w jechaniu tak daleko, żeby pospacerować w takim samym lesie, jakich było wiele w naszej okolicy. 

- Powiedz proszę, że nie jesteś seryjnym mordercą - powiedziałam, kiedy leśna droga zamieniła się w wąską ścieżkę wydeptaną przez zwierzęta. 

- Chodź - odparł Gabriel, splatając moje palce ze swoimi.

Pociągnął mnie lekko za rękę, abym przyśpieszyła, a ja byłam w stanie myśleć tylko o tym, jak ciepła jest jego dłoń. Majowe słońce zaszło już za horyzontem, a drzewa sprawiły, że było wyjątkowo ciemno i nie byłam pewna, czy spacer po lesie, zwłaszcza takimi ścieżkami to dobry pomysł. Teraz bez problemu widać było ścieżkę, ale wkrótce ostatnie promienie słońca miały przestać rozświetlać niebo. 

W tej samej chwili, kiedy chciałam odezwać się, że powinniśmy zawrócić, drzewa zaczęły się przerzedzać. Szarawe niebo przyozdobione było delikatną, różową poświatą. 

- Spóźniliśmy się na zachód słońca - powiedział, kiedy dotarliśmy na skraj urwiska.

Widok mimo półmroku, zaparł mi dech w piersiach. Staliśmy na wysokiej skale, w dole widziałam błyszczącą taflę wody. Zbiornik był idealnie okrągły, otoczony białym piaskiem. patrząc w dół miałam wrażenie, że jest to otoczone śnieżnymi zaspami lodowisko. W perfekcyjnej tafli odbijało się delikatnie zaróżowione niebo. Była dziewiąta, spóźniliśmy się na zachód jakieś dwadzieścia pięć minut, ale był to i tak jeden z piękniejszych widoków w moim życiu.

NIEWINNYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz