Utrata przytomności w autobusie była jedną z najbardziej kompromitujących sytuacji w moim życiu. I niosła za sobą cały szereg kolejnych nieszczęść. Najpierw kierowca autobusu wziął mnie za pijaną małolatę i gdy się przebudziłam, szarpał moje ramiona, przeklinając pod nosem. Kiedy zorientował się, że jestem trzeźwa i zasłabłam, zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Uparł się żeby wezwać karetkę, a ratownicy medyczni byli nieustępliwi i zabrali mnie na badania do szpitala. 

Przez chwilę przeszło mi przez myśl, żeby przyznać się do tych obezwładniających ataków paniki przed badającym mnie lekarzem, ale gdy przyszły moje wyniki krwi, obrałam inną taktykę. Lekarzowi nie podobał się poziom glukozy, kortyzolu, żelaza i witaminy D. Nie miałam anemii, ale wyniki jednoznacznie wskazywały, że ostatnio słabo się odżywiałam i dużo stresowałam. Zrzuciłam zasłabnięcie na stres w pracy. Powiedziałam, że ostatnio nie mam czasu nawet zjeść normalnego posiłku i wszystko robię w biegu. Moje wyniki nie były na tyle złe, aby budzić jakiekolwiek podejrzenia, dlatego starszy lekarz od razu łyknął taką wymówkę i kilka razy upomniał mnie, że jeśli nie poprawię diety i stylu życia, mogę nabawić się poważnych dolegliwości. Dostałam też wizytówkę do psychologa, który specjalizuje się właśnie w pomocy osobom zestresowanym, przepracowującym się zanadto. 

Próbowałam się nie zaśmiać, bo akurat przepracowanie mi nie groziło. Ciekawa byłam, co powiedział by ten miły, starszy pan, będący lekarzem dyżurnym, gdybym przyznała się, że wszystko to przez złamane serce. Starsze pokolenie pewnie uznaje stany lękowe i depresyjne za fanaberię młodych. Zwłaszcza z takich "błahych" powodów. 

Zatrzymali mnie na obserwacji przez trzy dni, wykonując kompleksowe badania ze względu na to, że byłam młodą osobą i takie nagłe zasłabnięcie, zwłaszcza wieczorem w pustym autobusie, gdzie nie można było zrzucić winy na duchotę, nie było normalne. Pierwszego dnia nad ranem przełamałam się, aby zadzwonić do mamy. Miałam zostać w szpitalu trzy doby i potrzebowałam swoich rzeczy. 

Matka była zadowolona z takiego obrotu spraw. Zmartwiła się oczywiście, nie była aż taką Cruellą, żeby nie martwić się o stan zdrowia własnego dziecka, ale odnalazła wiele pozytywów w całym tym zamieszaniu, o których nie mówiła głośno, ale jej myśli nietrudno było odczytać, gdy uśmiechnięta od ucha do ucha weszła z torbą. 

Po pierwsze, musiałam wyciągnąć do niej rękę. Przełamałam się i zadzwoniłam, a ją rozpierało samozadowolenie, że to ja pierwsza potrzebowałam jej a nie odwrotnie. Po drugie, musiałam dać jej swój nowy adres i już wiedziałam, że co jak co, ale mogłam pożegnać się z prywatnością. Doszła jeszcze trzecia sprawa, w dzień mojego wypisu. 

Okazało się, że moje auto nie mogło stać na parkingu należącym do sklepu. Na parkingu można było parkować tylko w godzinach, w których czynna była galeria handlowa. Zatem mój samochód został odholowany na policyjny parking, o czym poinformowała mnie ochrona, kiedy mama podrzuciła mnie po zgubę. Zaciskała usta w wąską linię, próbując powstrzymać uśmiech zadowolenia, ale energia wręcz ją rozpierała, gdy na komisariacie wręczono mi rachunek za lawetę i przetrzymanie auta przez trzy dni. Nie miałam takiej kwoty na poczekaniu i gdy mama wyjęła plik banknotów i opłaciła mandat w okienku, niemal eksplodowała z radości. Uwielbiała czuć się potrzebna i właśnie teraz miała dowód na to, że ja jej potrzebuję i bez niej nie jestem w stanie przeżyć nawet miesiąca. 

Byłam wściekła sama na siebie, że nie zadzwoniłam do Marii zamiast do mamy, ale odkąd zerwałam kontakt z Gabrielem, trudno mi było przemóc się do regularnego kontaktu z Marią. Co nie zmienia faktu, że byłam jej cholernie wdzięczna za to, że wygrzebała mnie z największego dołka i postawiła na nogi, kiedy zostałam całkiem sama ze swoimi problemami. Miałam poczucie, że nadużywam jej dobroci.

NIEWINNYOnde as histórias ganham vida. Descobre agora