37

2.1K 283 149
                                    

37.

— Możemy jechać? — Basia spojrzała na Marcelinę, zapinając pas, a potem na transporter ze śpiącym w środku Felkiem.

— Tak, chyba tak... Tylko musimy zajechać do biura.

— Marcela, wiem, że jest chujowo, ale to stan przejściowy. Minie. Poza tym... — Basia odchrząknęła — on cię kocha.

— Brunon? — Blondynka parsknęła śmiechem. — Baśka, sama w to nie wierzysz.

— Bartosz twierdzi, że tak  jest...

— A właśnie! — Marcelina postanowiła zmienić temat. Dość Bruna! — Wrócił już do Gdyni?

— Ta... Chciał zostać i poczekać na mnie, ale kazałam mu spierdalać. Nie wiem, na co liczył? Przyjechał, władował mi się do mieszkania...

— Skąd miał adres? — wtrąciła Marcelina.

— Nie miał. Wiedział tylko, gdzie pracuję. Czekał pod biurem jak idiota. Tak, czy siak, wparował do mojego mieszkania z walizką i powiedział, że zostaje na kilka dni. Masz pojęcie!?

Marcelina uśmiechnęła się pod nosem.

— Nie rozumiałam, dlaczego przyjechał, ale teraz... — pokręciła głową, niezadowolona. — Wiedział, że będę wściekła i on też na tym ucierpi.

— Dlaczego nie wywaliłaś go za drzwi?

— Chciałam... — Baśka zerknęła na Marcelę z dziwnym błyskiem w oku — ale już pierwszego dnia posprzątał mi chatę, czaisz? No i gotował — wyszczerzyła się jak wariatka. Marcelę dopadła nostalgia, posmutniała. Bartosz starał się o jej przyjaciółkę, nie to, co Brunon o nią.

Basia od razu wyłapała zmianę nastroju Marcyśki z kiepskiego na parszywy, więc dodała pospiesznie:

— Ale niedobre to było! Mówię ci! Chujowe jak sto nieszczęść! — skłamała gładko. — I w ogóle mi poprzestawiał wszytko. Dureń!

— Zależy mu na tobie... — powiedziała Marcelina wpatrując się w krajobraz za szybą.

— Yhm... Pewnie tak — westchnęła brunetka.

— A tobie na nim?

— Nie wiem. — Basia wzruszyła ramionami. — Nie jest mi obojętny, ale ja nie chcę ładować się w związek. Nie potrzebuję tego, nie chcę.

Marcyś kiwnęła jedynie głową i nie zadawała więcej pytań. Znała Basię na tyle dobrze, że wiedziała, że ta kobieta musi do pewnych decyzji po prostu dojrzeć. Tak będzie i tym razem. A Bartosz? Pasował do Barbary idealnie. Rozumiał to on, rozumiała Marcelina, tylko Basia odsuwała od siebie tę myśl.

Po drodze zrobiły sobie mały postój i gdy tylko wypiły kawę i zjadły po hot-dogu, ruszyły w dalszą drogę. Tym razem Marcelina usiadła za kółkiem, bo Baśka była zmęczona i po kilku minutach na miejscu pasażera, zasnęła.

Marcyś spojrzała na nią i uśmiechnęła się. Kochała ją. Basia dawała jej mnóstwo wsparcia.

Ponownie skupiła wzrok na drodze. Jej głowę zaczęły zalewać myśli na temat Brunona. Nie chciała tego, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że płakanie i prowadzenie auta, to złe połączenie. Dlatego sięgnęła dłonią do radia i włączyła je. Pokręciła zrezygnowana głową, gdy z głośników rozbrzmiały słowa piosenki: "wracam do domu..."

Ona też wracała. Nie uciekała. Tego słowa nie lubiła. Po prostu wracała tam, gdzie było jej miejsce. Chciała, czy nie, łzy same napłynęły do oczu. Utraciła już w życiu tak wiele, ale Brunona to chyba nawet nigdy nie miała, więc i stracić go nie mogła.

Po zachodzie słońcaWhere stories live. Discover now