20

2K 276 129
                                    

20.

Płaczom nie było końca. Łzy lały się strumieniami, a żałosne jęki niosły się w przestworza. Zdarzyło się również szczeknięcie, a to, zdaniem Irenki cud! Puszek z niewiadomych – jedynie dla niej – przyczyn nie wydawał z siebie prawie żadnych dźwięków, oprócz charczenia, sapania, pierdzenia i kichania.

— On też czuje, że odjeżdża... — Irenka pociągnęła nosem, przyciskając do siebie psinę. Była tak zaaferowana tym, że zostawia córkę, że ominął ją kolejny cud, bo Puszek pisnął żałośnie. Ircia z tej rozpaczy za mocno go przytuliła.

— On nie czuje już nic, za to ja całą drogę będę wąchała jego smród — mruknęła pod nosem Baśka.

— Basiuniu, jak możesz?!

— Hej! Już! — Marcelina postanowiła przerwać to widowisko, bo Puszek ściągał już na siebie zdecydowanie zbyt dużo uwagi przechodniów. — Uspokójcie się. A ty, mamo, nie przywoź go więcej. Same z nim kłopoty...

— Książe Ciemności... — parsknęła Baśka. Gdy tylko brunetka wróciła do mieszkania Marcysi, Irenka z niezwykłą dokładnością opowiedziała jej o tym, co się wydarzyło w nocy. Szczegół dotyczący siebie i Rysia pominęła. Nie celowo, ale...po prostu nie było okazji.

— Dzwoń codziennie! — nakazała Irenka. — I koniecznie idź dziś spać wcześniej! Jutro zaczynasz nową pracę i powinnaś powalić wszystkich na kolana! Z worami pod oczami to jedynie możesz wystawić... wór... żeby ci do niego drobniaki wrzucali. A! I ubierz się ładnie. Żadnego różu! Przynajmniej, dopóki cię nie pokochają!

— Mamo... Błagam...

— No! No! Już ja tam swoje wiem!

Wiedziała, w końcu była bardziej doświadczona niż jej córka, a przynajmniej tak o sobie myślała. Nie wyjeżdżała tak zupełnie nieszczęśliwa, bo przecież sądziła, że zostawia Marcelinkę w dobrych rękach. Męskich, rzecz wiadoma. Młodzieniec o hipnotyzującym spojrzeniu i zniewalająco lśniących włosach był w oczach Irenki kandydatem idealnym, żeby zostać nowym, przyszłym zięciem. Nawet nie zapytała, czy Linka ma takie same marzenia, ale czuła całą sobą, że tych dwoje pasuje do siebie idealnie! I jeśli zajdzie taka potrzeba, pomoże! Oczywiście bez pytania! W końcu to ona ją urodziła targana koszmarnymi bólami, miała wiec święte i niezbywalne prawo, aby ingerować w życie córki!

— Dziękuję, że przyjechałyście — powiedziała Marcelina, z trudem powstrzymując łzy. — Będę tęskniła.

— Przecież widzimy się niedługo — oznajmiła Basia, podchodząc do niej. — Przyjedziesz, pozbędziesz się raz na zawsze tego kretyna, a potem...

— A potem zrobimy grilla! — wykrzyknęła radośnie Irenka. — Uczcimy koniec twojego małżeństwa!

— No, muszę przyznać, że pierwszy raz zgadzam się z twoją mamą — przyznała niechętnie brunetka, zerkając na Irenkę.

— Ale ja nie wiem, czy będę mogła zostać w domu... — Obie kobiety popatrzyły na nią pytająco. — Nowa praca! Nie wiem, czy dostanę wolne. Tak właściwie, to już sprawdzałam pociąg powrotny... — dodała nieśmiało, przygryzając dolną wargę.

— Kpisz, kurwa! — Baśka odsunęła się od niej i zmierzyła wściekłym wzrokiem. — przyjedziesz w dzień rozprawy i wrócisz do Gdyni jeszcze tego samego dnia?!

— Basieńko, zaczekaj... no Linka ma trochę racji...

— Dobra! Zobaczymy! Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Może szef okaże się empatycznym gościem i nie będzie z tym problemu? Kobieta, z którą rozmawiałam przez telefon była bardzo miła.

Po zachodzie słońcaWhere stories live. Discover now