Rozdział 32

1.9K 280 346
                                    

32.

Ciche miauknięcie i miły dotyk sprawiły, że Marcelina otrząsnęła się z dziwnego letargu, w którym tkwiła odkąd drzwi za Brunem zatrzasnęły się, ukruszając kolejny kawałek jej serce. A może wcale nie bolało? Może przywykła? Ale czy można przywyknąć do czegoś takiego? No chyba tak...

— Powinieneś mu nasikać do butów, Felku — oznajmiła niezwykle poważnie, głaszcząc łysy, koci łeb. — Albo nasrać... — rozmarzyła się, wyobrażając sobie minę Bruna. Odpowiedziało jej dziwne chrząknięcie.

Naciągnęła na siebie kołdrę i tuląc do siebie paskudę, próbowała zasnąć, w głowie snując scenariusze, jak bardzo jutro wzgardzi tym łotrem i jak bardzo mu dokuczy. A trzeba przyznać, że Marcelina – z zawodu księgowa – była bardzo kreatywna. Musiała być.

Bruno zanim wsiadł do auta wypalił trzy papierosy, a tlącym się żarem z ostatniego podpalił niewielką różową kartkę, na której zapisany był numer jego kumpla. W normalnych okolicznościach załatwiłby to inaczej. Spotkałby się z nim, na stół wyciągnął flaszkę i oznajmił, że Kluska należy do niego i basta! Won z łapami z jego Pulpecika! A tak? Miał przegonić konkurenta, samemu mając narzeczoną?

Wstyd mu było, że tak ją potraktował, że kochał się z nią, a potem w nerwach powiedział coś, czego zdecydowanie nie powinien był mówić. I nawet tak nie myślał, ale wizja jej z Irkiem obudziła w nim takie pokłady zgryźliwości i draństwa, że do teraz nie potrafił w to uwierzyć.

Wsiadł do samochodu i zerkając ostatni raz w okno jej mieszkania, odjechał. Niechętnie, bo niechętnie, ale nie mógł przecież całą noc wpatrywać się w blok. W końcu ktoś zadzwoniłby po policję. Stalkerem nie był. Chyba...

Do swojego apartamentu wślizgnął się niczym złodziej. Na rozmowę z Dominiką nie miał siły. Nie chciał jej już dłużej oszukiwać, ale tak bardzo cieszył się, że zostanie ojcem... W takiej pułapce nie tkwił nigdy!

Z zaskoczeniem stwierdził, że światło w sypialni nie jest zgaszone, a Dominika wcale nie spała. Siedziała na łóżku, w dłoni trzymała telefon i przeglądała coś, uśmiechając się pod nosem.

— Nie śpisz? — Bruno stanął koło łóżka. — Jutro jest wizyta u lekarza...

— Ale nie rano, zdążę się wyspać.

— O dwunastej?

— Tak, ale pójdę sama — uśmiechnęła się. — Nie ma sensu, żebyś wychodził z pracy. Może mama ze mną pójdzie...

— Pojebało cię? — warknął. — To moje dziecko! Który już raz mnie zbywasz? Ostatnim razem powiedziałaś, że pomyliłaś godziny, a przedostatnim, że lekarz znienacka zadzwonił i przyspieszył ją o dzień wcześniej! Akurat wtedy, kiedy byłem w Juracie i nie zdążyłbym do Gdyni! Dominka, to zaczyna być śmieszne!

— Bruno, uspokój się. Nie rozumiem, dlaczego się tak denerwujesz...

— Bo to moje dziecko i chcę uczestniczyć w tym... wszystkim!

— Tak? To powiesz mi, kochanie, skąd wracasz? — Przechyliła głowę i zmrużyła oczy. Nie wyglądała na złą.

— Z pracy! A skąd!? — oburzył się. — Idę pod prysznic.

Czmychnął do łazienki i wskoczył pod strumień chłodnej wody. Przez myśl przeszła mu rzecz straszna. Tak straszna, że nie chciał nawet mówić tego na głos. Dominka była specyficzna, czasem zgryźliwa, ale... nie! Stop!

Wciągnął na tyłek bokserki i poszedł do sypialni, gdy miał już pewność, że zapach Marceliny nie będzie drażnił nosa jego narzeczonej. Położył się i milczał, analizując tę straszną rzecz, która przyszła mu do głowy, gdy się mył. Zerknął na Dominikę. Nadal jej wzrok spoczywał na wyświetlaczu. On też sięgnął po telefon i zdecydował się napisać krótkiego SMSa.

Po zachodzie słońcaWhere stories live. Discover now