Rozdział 35 - Parker/Chloe

469 78 48
                                    

Proszę bardzo, rozdział dodatkowy. Ale kochani, to już ostatni. Zwyczajnie nie mam więcej napisanych. Trzymacie kciuki za wenę i wolny czas, a wpanie jak najszybciej ;)

^^^^^^


Parker

– Dlaczego siedzimy w krzakach, zamiast sprawdzić, czy ona tam jest? – niecierpliwiłem się bezczynnością.

– Musimy czekać. Sprawdzimy, czy gdzieś zaświeci się światło. Wtedy będziemy pewni, że oni tam są i zapewne właśnie w tym pomieszczeniu ją przetrzymuje.

– Zwariowałeś? – oburzyłem się, wstając na równe nogi. – Mamy tu czekać, aż zapadnie zmrok? Nawet nie wiemy, co jej robi. Jesteśmy tak blisko... I zostawimy ją bez pomocy?

– Rozumiem, że ci zależy, ale to niebezpieczny, uzbrojony człowiek... – resztę przemilczał.

– Ty wiesz, co jej robi, prawda?

– Nie wiem, znam tylko jego teksty. Nie mam pojęcia, ile z tego to fikcja, a ile prawda.

– Pieprzenie! Mów, co robi tym biednym kobietom?

Westchnął z ciężkością. Usiadł wygodniej za krzakami i wyciągnął termos z kawą.
– Eksperymentuje...

– W jaki sposób? – Usiadłem naprzeciw niego, nie odpuszczając.

– Różne rzeczy robi. – Spojrzał gdzieś w bok, zamiast mi prosto w oczy.

– Konkrety – warknąłem, tracąc cierpliwość.

– Podaje różne substancje, sprawdza reakcje organizmu i wszystko notuje. Upuszcza krew z różnych miejsc... – Pokręcił głową. – Rzuca żywymi i martwymi, dokładnie zapisując, w jaki sposób układa się ciało i jakie są obrażenia. Nacina nożem części ciała, sprawdzając, jak się goi... Łamie kości... Ma wiele pomysłów. Potrzebuje ich do swoich książek, ze szczegółami opisując zbrodnie. On nie posiłkuje się researchem, on go robi. Dosłownie. Nie sprawdza w Internecie jaka roślina, w jakiej ilości może być trująca, a jaka substancja sprawi, że człowiek jest bezwładny. Sam je testuje. Odbiło mu, bo chce być najlepszym z najlepszych, a kiedyś zarzucono mu, że ma za bujną wyobraźnię i pisze bzdury. – Rozłożył ręce. – Teraz pisze prawdę. Samą prawdę. Nawet próbowałem go sprowokować, żeby się przyznał. Sam mu pisałem, że jakaś scena jest niemożliwa. Niestety nie dał się podejść. Nigdy nie przyznał, ile wie o ludzkim ciele.

– Więc go prowokowałeś, żeby testował swoje chore wizje na kolejnych ofiarach – wyplułem z siebie. – Nie mogłeś mu połechtać ego i powiedzieć, że jest zajebisty? Może by nie dorwał Chloe w swoje szpony.

– Zabił moją córkę... Potraktował ją jak rzecz do eksperymentu... – Jego oczy błysnęły gniewem.

– A teraz ma Chloe. Gratuluję, kurwa. – Wstałem, otrzepując spodnie z brudu.

– Gdzie idziesz? – Też wstał na równe nogi.

– Po moją bezbronną sąsiadkę.

– On jest niebezpieczny!

– Podobno czytałeś moje akta... Też nie byłem przykładnym chrześcijaninem. – Przekrzywiłem głowę, mając ochotę udusić go na miejscu, byle nie stał bezczynnie.

– Ty nikogo nie zabiłeś, dla niego to jak mrugnięcie. Jest chory psychicznie.

– Wiesz, co? Pierdol się. Dzwoń po policję, ja tam wchodzę.

– Jeśli ich tam nie ma, to bez sensu! Będą nas przesłuchiwać i stracimy wiarygodność i czas! Znowu!

– Siedząc tu jak ciołki, nie tracimy czasu? – wycedziłem, odwracając się plecami. Szedłem po nią, czy mu się to podobało, czy nie.

Natchnienie (zakończona)Where stories live. Discover now