Rozdział 15

597 70 157
                                    


Zamiast zastanowić się nad sobą i swoim życiem, jak zwykle, zdusiłam przedzierający się przez skorupę głos, mówiący, że czas z tym skończyć, czas wymyślić inny sposób. Nie czułam się jednak gotowa na zmiany. Dziś również umówiłam się z Cadenem.

Nie spałam zbyt dobrze, więc od rana pisałam do niego wiadomości, ustalając wszystko, co miało się wydarzyć. Tak czułam się lepiej, bezpieczniej, nawet jeśli podejmowałam jakiekolwiek ryzyko. Można powiedzieć, że odbijałam się jak piłeczka od potrzeby szaleństwa do potrzeby ogromnego poczucia bezpieczeństwa. Tak, byłam niestabilna i nawet gdybym powiedziała to na głos, nie dotarłoby to do mnie wystarczająco, żeby przestać żyć w ten sposób.

Umalowana, uczesana, w dopasowanej sukience, zarzuciłam pasek torebki na ramię i otworzyłam drzwi mieszkania. W tym samym momencie otworzyły się drzwi sąsiada. Wyszliśmy równo na klatkę. On patrzył na mnie, ja na niego. Mierzyliśmy się wzrokiem z góry do dołu. Parker miał na sobie czarną, obcisłą koszulkę, szare spodnie i tego samego koloru marynarkę, wystające zewsząd tatuaże dodawały elegancji pociągającego pazura. Pachniał tak dobrze, że wyczułam to nawet stojąc o dwa metry od niego. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takiej wersji, ale wyglądał obłędnie.

Przełknęłam ślinę, wracając spojrzeniem do jego rozbawionych oczu.
– Nie wiedziałem, że jesteśmy umówieni, Chloe – powiedział porażająco seksownym tonem, jakby robił to celowo.

Wtedy zdałam sobie sprawę, że trochę ze mną pogrywa. Zauważył, jak na niego patrzyłam i nie przeszkadzało mu, że patrzył w taki sam sposób na mnie. Odwróciłam się, żeby jak zawsze przekręcić dwa zamki dwukrotnie. Za plecami słyszałam, że robił to samo. Wyprostowałam się, a on wskazał przed siebie, jakby chciał powiedzieć: „Panie przodem", nie powiedział, ruszyłam i czułam się dziwnie z tym, że szedł tuż za mną, dosłownie o kilka centymetrów. Niemal czułam jego oddech na swoim karku, mając wrażenie, że męskie perfumy osiądą na mojej skórze, chociaż nawet mnie nie dotknął.

Nagle jego dłoń wyprzedziła moją, naciskając przycisk windy. Ta się otworzyła, a we mnie uderzył prąd: Zamknęłam drzwi?!

– Nie pamiętam – powiedziałam sama do siebie.

– Co? – Parker zmarszczył brwi, czekając, aż wsiądę pierwsza.

– Nie pamiętam, czy zamknęłam drzwi. – Już odwracałam się za siebie, wracając do mieszkania.

– Zamknęłaś, widziałem... – Westchnął, jakby wiedział, że i tak mnie nie przekona.

Dotarłam do siebie, szarpnęłam klamkę, ale to na nie pomogło. Wyciągnęłam klucz z torebki, każdy z zamków otworzyłam i ponownie zamknęłam dwukrotnie, szeptem powtarzając co robię, żeby tym razem na pewno zapamiętać.

Wracałam do windy, widząc, że Parker wciąż na mnie czeka i trzyma przycisk, żeby ta się nie zamknęła. Przyspieszyłam kroku, a będąc już prawie u celu powiedziałam:

– Mogłeś jechać.

– Nie chciałem, żebyś spociła się na schodach przed randką. – Uśmiechnął się pod nosem, wchodząc za mną, aż coś we mnie wybuchło. Miałam ochotę zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy.

– Masz mnie za wariatkę – warknęłam nieprzyjemnie.

– Wszyscy jesteśmy wariatami, Chloe. Tylko nie wszyscy chodzimy na terapię. – Spojrzał mi w oczy, trochę poważniejąc, jakby albo coś o mnie wiedział, albo się domyślał.

– Ty chodzisz? – zapytałam szybko trochę w samoobronie, bo czułam, jakby czytał sobie ze mnie, jak z otwartej księgi.

Winda zatrzymała się na parterze.

Natchnienie (zakończona)Where stories live. Discover now