Rozdział 28

482 75 42
                                    


Obudził mnie zapach śniadania. Przeciągnęłam się na łóżku, czując ból w mięśniach. Przymknęłam powieki i potarłam mocno twarz, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Zerwałam się z łóżka, zdając sobie sprawę, że dziś piątek, nie sobota, więc nie pojawiłam się w pracy. Zerknęłam na zegarek na ścianie.

– Ja pierdolę – wyszeptałam, bo powinnam być na miejscu godzinę temu. Od wielu lat nie spóźniłam się nigdy nigdzie.

Wpadłam do kuchni jak szalona, patrząc na delikatnie uśmiechającego się do mnie Cadena. Wyglądał, jakby badał grunt, nie wiedząc, czy się rozpłaczę, czy nie.

– Już robię kawę. – Wskazał na talerze. – Idealne wyczucie czasu, kochanie. Tosty i jajecznica gotowe. Zrobiłem też kiełbaski. Powinnaś zjeść coś ciepłego.

– Gdzie mój telefon? – Rozglądałam się gorączkowo. – „Powinnam" to ja już być dawno w pracy.

– Budzik nie umiał cię dobudzić. – Odwrócił się w moją stronę. – Dzwonił i dzwonił, a ty nic. Zrobiło mi się żal ciebie, więc wstałem, wyłączyłem go i już nie zasnąłem. Pozwoliłem sobie odebrać telefon od twojej szefowej i wytłumaczyłem jej, że jesteś chora. Spokojnie, nic się nie dzieje. Powiedziała, że nie ma problemu i coś o tym, że jest ci winna dzień wolnego.

Przysiadłam na krześle, jeszcze nie do końca obudzona.

– Chyba nie jesteś zła? – Zajął krzesło naprzeciw mnie. – Z nudów włączyłem ci pranie. Tu nawet nie ma co sprzątać, tak idealnie czysto jest. – Posłał mi uroczy uśmiech.

– Nie, nie jestem zła. – Przeczesałam włosy palcami. – Daj mi minutę, żebym pozbierała myśli.

– Wyniosę jedzenie. – Wstał i zaczął wynosić wszystko do salonu, a ja siedziałam w miejscu, próbując połączyć mózg z ciałem. Te tabletki chyba były za mocne. Musiałam sama wybrać się do apteki i kupić te, co poprzednio.

Ogarnęłam się na szybko w łazience, po czym usiadłam do pięknie pachnącego stołu. Żołądek upominał się o zainteresowanie, więc chwyciłam ciepłe tosty i nałożyłam sobie jajecznicy.

– Chcesz po śniadaniu zadzwonić do mamy? – spytał między jednym a drugim kęsem.

– Mhm... – przytaknęłam, nie chcąc odpowiadać z pełnymi ustami.

– Ja będę musiał pojechać do siebie. Później zadzwonię i się umówimy, jeśli nie będziesz chciała być sama.

– Ty chyba też powinieneś być teraz w pracy? – Zerknęłam na niego.

– Załatwiłem sobie wolne, spokojnie.

– Dziękuję za wszystko.

– Od tego mnie masz. – Puścił mi oczko, gryząc chrupiący tost.

– I tak dziękuję.

– A jak się czujesz? Lepiej ci dzisiaj? – Wyczułam w jego głosie troskę, która zalała moje serce.

– Tak. To wczoraj stało się tak bardzo nierzeczywiste. Teraz mam wrażenie, że się nie wydarzyło.

– Wierzę. Normalnie takie rzeczy się nie dzieją. A na pewno nie z taką intensywnością. – Odłożył pieczywo na talerz obok niedojedzonej kiełbaski, jakby szykował się na ważną rozmowę. – Skoro już emocje przynajmniej w części w tobie opadły, powiedz mi, jesteś pewna, że ten mężczyzna cię śledził? Może po prostu za tobą szedł?

– Nie wierzysz mi? – Też przestałam jeść.

– Oczywiście, że ci wierzę. Nie o to chodzi. Miałaś prawo się wystraszyć. Zastanawiam się tylko, na ile to faktycznie jest poważne. Najpierw ktoś był na twojej klatce, teraz to. Może to przypadek, a może nie. Może wtedy ktoś szukał, gdzie mógłby się włamać albo był zwyczajnie naćpany, a wczoraj to koleś przestraszył się ciebie. Sama twierdziłaś, że on nie zrobił nic, nie odezwał się nawet, a ty stanęłaś i na niego krzyczałaś.

Natchnienie (zakończona)Where stories live. Discover now