Rozdział 1

1.4K 103 90
                                    


Przeciągnęłam się na łóżku, a następnie sprawdziłam godzinę. Za dwie minuty miał zadzwonić budzik. Uśmiechnęłam się do zegarka. Uwielbiałam takie poranki, kiedy wysypiałam się jeszcze przed dzwonkiem komórki. Nowy dzień rozpoczęłam od swoich rytuałów. Najpierw szklanka wody z cytryną, później wyłączenie budzika, następnie skorzystanie z toalety. Kiedy ciepłe śniadanie się przygotowywało, ja robiłam kilka skłonów i innych ćwiczeń na pobudzenie.

Przygotowany posiłek zaniosłam na stół razem z kawą, oczywiście ze świeżo zmielonych ziaren. Zjadłam, umyłam zęby, zrobiłam makijaż, nucąc sobie pod nosem piosenki z radia, które przerwane zostały głosem spikera. Nie lubiłam dołujących wiadomości, ale uważałam, że powinno się mniej więcej wiedzieć, co się dzieje na świecie. Właśnie po to słuchałam rano radia.

Gotowa do wyjścia sprawdziłam, czy na pewno wszystko wyłączyłam z kontaktów, poza tym, co niezbędne. Nim zabrałam klucze z koszyczka, w którym zawsze były, wróciłam się, żeby sprawdzić jeszcze raz. Panicznie bałam się pożaru. Upewniłam się też, czy zamknęłam wszystkie okna, głośno powtarzając sobie, co robię, żeby zaraz nie musieć wracać się kolejny raz.

W końcu wyszłam z mieszkania, dwa zamki przekręcając dwukrotnie. Podskoczyłam, kiedy tuż za mną drzwi się otworzyły. To mój nowy sąsiad, Parker King. Wprowadził się niedawno, ledwie kilka tygodni temu i pewnie nadal nie wiedziałabym jak się nazywa, ale przypadkiem ktoś wrzucił jego pocztę do mojej skrzynki. Trochę przerażający, bo tatuaż miał nawet na policzku, co kojarzyło mi się z gangiem. W tak spokojnej okolicy San Francisco w ogóle tu nie pasował.

– Dzień dobry – przemówił pierwszy.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie powinnam oceniać po pozorach, bo kiedy się odzywał, wydawał się bardzo miłym i kulturalnym człowiekiem, ale nic nie mogłam poradzić na to, że trochę się go bałam. Jego groźnie wyglądającego psa również.

– Dzień dobry. – Uśmiechnęłam się grzecznie, zerkając na bydle na smyczy. – Zapowiada się pogodny dzień, więc mam nadzieję, że będzie miły. Piesek, jak widzę, na spacer się wybiera?

Sąsiad uśmiechnął się pod nosem. No tak. Byliśmy jak ogień i woda. Ja przesadnie słodka i grzeczna, on aż zbyt twardy.

Nie chcąc przeciągać tej niezręcznej chwili, poszłam w stronę wind. On niestety za mną. Pies obwąchiwał nogawki moich spodni, a ja udawałam, że nie robi to na mnie wrażenia. Podejrzewałam, że wyczuwał smród strachu. Spojrzałam na niego, szukając w głowie jakiegoś spokojnego tematu do rozmowy z jego właścicielem. To chyba był amstaff, choć pewna nie byłam, nie bardzo znałam się na rasach psów. Uznałam jednak, że to świetne, niewinne pytanie, żeby nie stać obok nich jak kołek z zawiązanym językiem. Właśnie chciałam się odezwać, ale winda zapikała i stanęła przed nami otworem.

Wytatuowany, nowy sąsiad wskazał ręką, że mam wejść pierwsza, więc tak zrobiłam. Nacisnęłam parter, wciskając się w róg, żeby wielki pies i jego wielki właściciel mieli miejsce. Zrobiło mi się jakoś duszno. Wzięłam głęboki wdech, przypominając sobie o grzecznej pogawędce. Miałam przecież zapytać o rasę. Winda się jednak zatrzymała i weszła do środka sąsiadka, która była już osobą straszą, bardzo starszą i nosiła zawsze dziwaczne kapelusiki.

Przywitałam się grzecznie, mocniej wbijając w kąt. Ponownie westchnęłam... byle na parter.

***

Z Bush street do pracy w bibliotece miałam zaledwie dwadzieścia kilka minut drogi. Usłyszałam dźwięk nadchodzącego połączenia, gdy wrzucałam torebkę na siedzenie pasażera. Uruchomiłam jednak samochód, nie sprawdzając, kto to. Domyślałam się kto. Opcje były dwie. Moja matka lub mój były facet. Ostatnio oboje mieli mi wiele do powiedzenia. Były twierdził, że chce do mnie wrócić, chociaż ja zakończyłam nasz związek definitywnie. Mama z kolei wynalazła zapewne nowy pomysł na to, co powinnam zrobić z otrzymanym po dalekiej ciotce spadkiem albo miała przekazać mi wiadomość od byłego.

Natchnienie (zakończona)Where stories live. Discover now