Rozdział 7

788 71 87
                                    


Poranne słońce wpadało do sypialni, kiedy otworzyłam oczy. Przeciągnęłam się w pościeli, mrucząc niczym kotka. Miałam cudowne, erotyczne sny. Z Cadenem w roli głównej. Czułam się pobudzona. Przyjemne mrowienie przechodziło po mojej skórze w oczekiwaniu. Gdyby był tu obok, od razu bym się do niego dobrała.

Nawet budzik byłby nieważny. Przymknęłam powieki i zagryzłam wargę, przywołując w pamięci silne ramiona Cadena, jego palce, uśmiech, błysk w oku. Wyobraziłam sobie, że to właśnie on sunie dłonią po moim brzuchu, zaczepia palcem o bieliznę, dostaje się tam, gdzie zamierzał i delikatnie muska moją skórę.

Szczekanie i głośny gwizd dotarł do moich uszu, sprawiając, że szeroko otworzyłam oczy.
– Wracaj, Baster! – krzyknął Parker.

Teraz to on stanął przed moimi oczami i odechciało mi się pieszczot. Że też musiał wszystko zniszczyć.

– Nie wolno uciekać – rugał psa, a ja wszystko słyszałam przez otwarte okno.

Wstałam, założyłam szlafrok, po czym poszłam do łazienki. Za pięć minut miał zadzwonić budzik, więc chociaż tyle dobrze. Lubiłam mieć zapas czasu.

Niosłam śniadanie do pokoju, słysząc, jak Parker otwiera drzwi swojego mieszkania. Miałam ogromną ochotę spojrzeć przez judasz, ale się powstrzymałam, bo niby po co miałabym to robić?

Zjechałam windą, co dziwne, bez sąsiada Często jeździliśmy razem o tej samej porze, co do minuty. On widocznie był inny. Nie wpadał w panikę z powodu małego opóźnienia w wyjściu z domu. Potknęłam się, wychodząc z klatki, a kluczyki do auta spadły na chodnik. Podniosłam je, a kiedy się wyprostowałam, zauważyłam mężczyznę po drugiej stronie ulicy. Czułam, jakby mnie przyciągał. Gapił się na mnie, a w dłoni miał telefon. Odnosiłam wrażenie, że zamierzał zrobić mi zdjęcie, ale z powodu tego, że go zauważyłam, zawstydził się. Chciałby zapaść się pod ziemię, zniknąć. Starszy pan miał niemal panikę w oczach, nie wiedział, co ze sobą zrobić. A ja, podobnie jak on, po prostu stałam i na niego patrzyłam. Serce zaczęło walić mi nierównomiernie, dłonie drżeć. Niepokój ogarnął całe moje ciało, choć tego nie rozumiałam. To tylko starszy, siwy człowiek. Co niby mógłby mi zrobić?

Ale dlaczego tu stał? I patrzył, jakby przyszedł właśnie do mnie?

Miałam ochotę podejść do niego i zapytać, co tu robi. Biłam się z myślami, czy mam w ogóle na tyle odwagi. Może to jakiś szaleniec?

Zrobiłam krok w przód, sama jeszcze nie wiedząc, czy idę do niego, czy do samochodu. Odbiłam się od jakiegoś mężczyzny. Cofnęłam się o krok, zauważając tylko grubą bluzę i naciągnięty na głowę kaptur.

– Uważaj, jak leziesz – warknął zachrypniętym głosem, jakby przez zęby.

Dwóch dziwnych ludzi jednocześnie to było dla mnie za dużo. Przełknęłam ślinę, mając wrażenie, że zapomniałam o przełykaniu, o oddychaniu chyba też. Ścisnęłam mocniej kluczyki, aż wbiły się w skórę. To pomogło mi się otrzeźwić. Ruszyłam prosto do auta. Zamknęłam się od środka i dopiero uruchomiłam silnik.

– To tylko ci się wydawało – powtarzałam szeptem. – To tylko dziwna sytuacja, jakich wiele. Zwykły zbieg okoliczności – wmawiałam sobie całą drogę do pracy.

Zaparkowałam przed budynkiem, lecz zanim wysiadłam dokładnie spojrzałam w każde lusterko, czując się obserwowana.
– Wmawiasz sobie – znów powiedziałam szeptem, żeby uspokoić samą siebie. – Jesteś dziwna i wszystko wyprowadza cię z równowagi. Zwykły człowiek nawet by się nie przejął.

Wyciągnęłam dłoń w stronę klamki. Objęłam ją palcami, decydując się na wyjście. Drugą dłonią złapałam torebkę, mało o niej nie zapominając.

Natchnienie (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz