Rozdział 21

478 30 5
                                    

NAPRAWDĘ JESTEŚ ARTYSTĄ.

Kilka dni później

W czterech ścianach gabinetu rozległ się perlisty śmiech Melody, którego w przeciwieństwie do Corinne, nie była w stanie powstrzymać. Choć najstarszej z sióstr przyszło to niezwykle trudno, aby zapanować nad wybuchem śmiechu.

– Chcesz nam powiedzieć, że... – Mel urwała próbując zachować powagę, ale nie dała rady i znów zaśmiała się głośno.

Daphne zacisnęła szczęki z frustracji, którą wzmogła reakcja siostry. Wystarczyło, że sama czuła się jak skończona idiotka, nie potrzebowała jeszcze bardziej się w tym utwierdzać.

– Okej, okej już dobrze – najmłodsza z sióstr zrobiła parę głębszych wdechów i wydechów, by zaraz potem w jej następnych słowach nie dało się doszukać ani grama rozbawienia. – Chcesz nam powiedzieć, że przez kilka miesięcy wyklinałaś gościa, że ten zniknął, a on wyszedł tylko na kilka minut, po śniadanie, bo wiedział, że będziesz głodna, bo poprzedniego wieczoru nie miałaś niczego w ustach? – Ubrała to pytanie w słowa, które zaledwie przed chwilą usłyszała od brunetki. Zawstydzona Daphne schowała twarz w dłoniach i skinęła głową, bo żadne ze słów nie chciało jej przejść przez gardło.

– Nie no miała jego język – rzuciła bezwiednie Corinne.

Melody znów wybuchła śmiechem z absurdu, w jakim siostry żyły przez ostatnie miesiące.

Daphne uniosła na swoją starszą siostrę mordercze spojrzenie i gdyby wzrok mógłby zabijać to, Corinne już leżałaby kilka stóp pod ziemią.

– Wiesz, co? Odkąd się z nikim nie spotykasz, jesteś straszna – bąknęła środkowa siostra, wplatając palce we włosy, by zająć czymś ręce.

– I nawzajem – uśmiechnęła się słodko Cori. – Choć ja jestem w trochę innej sytuacji, musisz się ze mną zgodzić.

Niestety musiała przyznać rację siostrze, bo jako samotna matka miała kompletnie inne rzeczy na głowie niż randkowanie z mężczyznami.

Daphne pamiętała poprzedni wieczór trochę jak przez mgłę, gdy Dylan opowiedział jej swoją wersję wydarzeń i przez chwilę było jej naprawdę głupio, że oceniła go tak pochopnie, ale niestety było to podyktowane siedzącymi w niej demonami, które wciąż nie chciały jej opuścić. To było silniejsze od niej, złość, irytacja i użalanie się nad sobą było łatwiejsza niż racjonalne myśli i jakiekolwiek trzeźwe myślenie.

Z drugiej jednak strony, chyba nadal wolała myśleć, że była niewystarczająca niż przyjąć do wiadomości to, że ktoś martwił się jej pustym żołądkiem. Nie przywykła do takiego rodzaju troski.

Jej wyrzuty sumienia odzywały się jeszcze głośniej, gdy zaczynała przypominać sobie, jak to pod wpływem alkoholu nie raz wyklinała go od wszelakich diabłów i wtedy zrobiło się jej jeszcze gorzej. Bo świadomość, że chciał jedynie zrobić coś miłego, a to ona uciekła, zżerała ją od środka.

Po wspólnie zjedzonej kolacji, przy której rozmawiali o drobnostkach, oboje doszli do wniosku, że pora zakończyć ten długi i męczący dzień, więc każdy rozszedł się do siebie. Daphne na pokoju na piętrze, a Dylan do swojego mieszkania.

– Tak sobie teraz myślę – podjęła Melody. – Przynajmniej zrobiliście to po Bożemu. No wiesz, po ślubie, a to, że to nie był wasz to już inna bajka.

Brunetka wywróciła oczami nie starając się nawet upominać młodszej siostry, byłoby to bezcelowe.

– No dobra, ale nie próbował się z tobą w jakiś sposób skontaktować? – zapytała Corinne, bo Mel wciąż starała się opanować oddech, go po raz kolejny wpadła w atak śmiechu.

Art Of Love [18+]Where stories live. Discover now