Rozdział 6

614 37 5
                                    


I JA O TO ZADBAM.

Choć asortyment ciekawych i interesujących eksponatów zdobiących mury A&G był naprawdę imponujący, to właśnie prace tego jednego anonimowego artysty były szczególnie rozchwytywane. Ludzi z reguły ciągnie do tego, co owiane jest tajemnicą. Nieosiągalne i niedostępne.

Cała ta otoczka wywołuje przyjemne ciarki na ciele, ale osoby oglądające chcą przekonać się, kto za tym wszystkim stoi. Kto tak naprawdę ukrywa się pod pseudonimem, który zna już cały Nowy Jork. Niektórzy daliby się pokroić za tożsamość artysty, a jedni za wszelką cenę chcą, aby została ukryta przed światłem dziennym. Głównie z powodów finansowych. Część jego prac została wystawiona i później wylicytowana za niemałe pieniądze, a ujawnienie personaliów mogłoby zaszkodzić wysokim kwotą, które ludzie są w stanie zapłacić.

Gem, bo to właśnie o nim mowa, skrywa się pod tym pseudonimem, odkąd jego pierwsze fotografie zostały podrzucone do A&G. Niezmiennie właśnie tak jego prace zostają dostarczone. Kamery w całym biurowcu na nic się zdają, ponieważ za każdym razem przynosi je inna osoba. Staruszek, ciężarna kobieta, dziecko – wszyscy inni, ale wszyscy mieli ze sobą jedną wspólną cechę. Każda z osób, która podrzucała zdjęcia, przychodziła ubrana na biało. Wystarczyła biel, by wiedzieć, z kim ma się do czynienia.

Ktoś mógłby uznać, że łatwo obejść całą procedurę i podać się za anonimowego artystę. Jednak nic bardziej mylnego, bowiem każda z fotografii była szczególna. Miały w sobie ten jeden element, który łączył wszystkie poprzednie. Tego stylu nie dało się pomylić z żadnym innym. Był niepowtarzalny. Wyjątkowy.

W gronie fanów Gem znalazło się kilka osób, które jednogłośnie stwierdziły, że twórczość tego artysty w jakiś sposób im pomogła. Jednym w odblokowaniu własnej weny, a innym pomogły w zupełnie innej formie. W radzeniu sobie ze stratą wszystko przez to, że Gem niejednokrotnie na swoich pracach ukazywał ten motyw.

Niektórych jego fotografie chwytały za serce, gdy inni mieli je gdzieś. Alexis i Caleb byli idealnymi przedstawicielami tych dwóch grup.

– Możesz powtórzyć? – zapytał zdezorientowany mężczyzna. Zamrugał kilkakrotnie, aby mieć pewność, że nie śni. A raczej, właśnie nie spełnia się jego największy koszmar.

– Chcę zrobić wystawę prac Gem. – Pewny siebie ton Alexis rozbrzmiał w pomieszczeniu, szokując zarówno Daphne, jak i Specter'a.

Młoda kobieta zesztywniała na słowa swojej szefowej. Wyczuwała problemy.

– Całą dedykowaną? – Skinęła w odpowiedzi, na co brunetka przełknęła ciężko ślinę. – Nie mamy wystarczającej ilości jego pracy – rzuciła od niechcenia, starając się, aby jej głos nie drżał i nie wyrażał żadnych niepożądanych przez nią emocji.

Blondynka machnęła zbywająco ręką. Kompletnie nie przejmowała się tym faktem.

– To nie problem. Możemy z tym zaczekać, aż podrzuci następne. Jestem cierpliwa. – Założyła nogę na nogę i spojrzała na swoich pracowników z uśmiechem.

Caleb nie był zadowolony z pomysłu pani Graham, dokładnie tak samo, jak Daphne. Jednak mieli oni ku temu zupełnie inne powody.

– Uważam, że nie jest to najlepszy pomysł – dodała po chwili najmłodsza z towarzystwa.

– Nie wierzę, że to mówię, ale się z nią zgadzam – dorzucił się Specter, ale nawet na chwilę nie spojrzał na dziewczynę. Potraktował ją, jakby nie była godna jego chwilowej uwagi, mimo że przed sekundą się z nią zgodził.

Art Of Love [18+]Where stories live. Discover now