Prolog cz. 2

1.1K 40 6
                                    

TEN JEDEN ULOTNY MOMENT.

6 miesięcy wcześniej

Daphne stanęła z boku sali bankietowej, zmieniając ustawienia w aparacie tak, aby dopasować je odpowiednio do oświetlenia, jakie panowało w pięknie przystrojonym na tę szczególną okazję pomieszczeniu.

Ukradkowo przyglądała się uśmiechniętym twarzom gości bawiących się do dźwięków muzyki na parkiecie. Sama mimowolnie zaczęła stopom wystukiwać znajomy rytm, a spomiędzy jej warg wlatywały pojedyncze słowa piosenki lecącej w tle.

Naprawdę nie sądziła, że kiedykolwiek, nawet na chwile, wróci do uwieczniania wesel. Myślała, że ten etap miała już dawno za sobą, bo nie na tym miała skupiać się jej kariera. Nigdy nie chciała realizować się w tym odłamie fotografii, ale nie mogła zostawić starej znajomej w potrzebie. Miała też zbyt miękkie serce, by zostawić parę w dniu ślubu bez kogoś, kto uwieczniłby ten szczególny dla nich dzień. Kate i Thomas mieli zaplanowaną bajkę, którą mogła napisać tylko i wyłącznie Daphne. A to jeszcze bardziej ją rozczuliło, bo doceniali to, jaki ogrom serca wkładała w każde wykonane przez siebie zdjęcie.

Po raz kolejny tego wieczoru zmieniła wartość przysłony i czas naświetlania, jednak, zamiast wrócić do pracy, jeszcze raz zawiesiła wzrok na pięknej scenerii, którą ją otaczała.

Przestronna sala ze szklanym sufitem, pod którym mieniły się setki światełek, pierwsze co przychodziło jej na myśl, gdy je zobaczyła to gwiazdy. Rozmarzyła się na to porównanie, bo rozgwieżdżone niebo było dla nie jednym z najpiękniejszych widoków, tuż po oceanie. Dekoracje w stylu boho idealnie łączyły się z pięknymi niebieskimi hortensjami, a było ich doprawdy mnóstwo. Ułożenie kwiatów, od razu przypominało jej morskie fale, w których wszyscy niemal tonęli, a odgłosy za oknem jedynie potęgowały wyobrażenie kobiety i urozmaicały jej wyobraźnie.

Jednak pomijając piękne otoczenie, to co najważniejsze rozgrywało się właśnie na parkiecie. Ludzie zapełnili w całości przestrzeń przeznaczoną do tańca. Mimo że wesele trwało już kilka godzin, para młoda wciąż tańczyła tylko ze sobą, jedynie z małymi wyjątkami. Patrzyli tylko na siebie, jakby nikt oprócz nich się nie liczył. W końcu to był ich dzień. Tylko i wyłącznie ich.

Choć w rzeczywistości wieczór ten dopełniła setka wypowiedzianych słów, niemych obietnic i jednego rozczarowania, o którym Daphne niedługo miała się przekonać.

Pearl uśmiechnęła się szeroko na ten widok. Miała spore obiekcje przed przyjściem na to wesele. Bała się, że widok zakochanej pary rozdrapie, lub posypie sól na jej wciąż nie do końca zagojone rany. Jednak wcale tak się nie stało. W rzeczywistości jej serce radowało się wraz z parą młodą. Naprawdę cieszyła się szczęściem starej znajomej, mimo iż sama nie mogła upajać się własnym. Wszystko dlatego, że w jej bajce już został zapisany ostatni rozdział, bez szczęśliwego zakończenia. A ona nie miała siły pisać drugiej części. Pozostało jej, więc czytać powieści innych czerpiąc satysfakcję z ich radości.

Ugryzła się w wewnętrzną stronę policzka, gdy po raz kolejny tego wieczoru uświadomiła sobie, że nikt nie odbierze jej z lotniska, ani nie czeka na nią w mieszkaniu i nie przywita ją pocałunkiem po powrocie. Niestety te myśli wciąż jej nie opuszczały, nieważne jak bardzo by tego chciała. Jej bajka dobiegła końca i musiała pogodzić się z niezbyt radosnym zakończeniem. Starała się być najsilniejszą wersją siebie samej i czasem jej to wychodziło.

Zacisnęła usta w cienką linię. Poczuła wtedy, jak suche są jej wargi. Sięgnęła więc do kieszeni marynarki, wyciągnęła z niej balsam, po czym nałożyła go na spierzchnięte usta. Przyjemny owocowy zapach dotarł do jej nozdrzy i rozgonił szare myśli, sprowadzając ją na ziemię.

Art Of Love [18+]Where stories live. Discover now