Rozdział 20

472 27 1
                                    

IMPULS.

– Daphne. – Cichy szept Dylana, przebijał się do jej zaspanej podświadomości, jednak wciąż wydawał się jedynie snem. Piękną i niczym niepodpartą jawą. – Obudź się, perełko – szepnął po raz kolejny i w tej samej sekundzie delikatnie przesunął kostkami po jej policzku.

– Hm? – mruknęła, wybudzając się powoli. – Gdzie, gdzie jesteśmy? – Przetarła dłonią po twarzy i syknęła z bólu, gdy poruszyła zdrętwiałym karkiem. Tuż przed tym jak zasnęła, oparła głowę o boczną szybę i w tej pozycji trwała do tej pory.

– Pod twoim domem.

– Oh – rozejrzała się po okolicy. – Świetnie. – Cudem powstrzymała się od ziewnięcia. – W takim razie dziękuję za podwiezienie. – Sięgnęła ręką do klamki. – I do jutra.

– O nie, tak prędko się mnie nie pozbędziesz – rzucił z uśmiechem, po czym wysiadł z samochodu.

Daphne zamrugała szybko z dezorientacji, w jaką wprowadził ją architekt. Dopiero po kilku sekundach opuściła jego auto i ruszyła w kierunku furtki, przy której stał.

– Wytłumaczysz mi, co robisz? – zapytała, szukając w torebce kluczy.

– Wpraszam się do twojego mieszkania – odparł bezceremonialnie, otwierając dla niej furtkę, która zawsze pozostawiała otwartą. Wieki temu zgubiła do niej klucz i nie kwapiła się do zmiany zamka lub chociaż kupna kłódki.

– To akurat zauważyłam – bąknęła. – Ale nie wiem, po co to robisz. – Wyciągnęła pęk kluczy i jeden z nich wsunęła do zamka.

– Bo się o ciebie martwię.

Parsknęła sucho. Nie wierzyła mu. Nie potrafiła pojąć jak obcemu człowiekowi może być mu jej żal i nie chcąc nic w zamian.

Musi być jakiś haczyk...

– Jesteś prze...

– Przewrażliwiona? Tak, wiem – mruknęła, szukając w torebce klucza.

– Co? – skrzywił się, kręcąc głową na boki w niezrozumieniu. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?

Często to słyszałam, pomyślała, odnajdując na dnie pęk.

Gdy odpowiedź nie nadchodziła, zdecydował się kontynuować.

– Spójrz na mnie. – Nie uniosła na niego spojrzenia, więc ujął między palce jej podbródek, by ich oczy mogły się spotkać. – Jesteś przemęczona i przebodźcowana, ale na pewno nie przewrażliwiona, Daphne. – Ciepłe światło lampy okalało jej twarz, dodając jakichkolwiek kolorów. Była przeraźliwie blada, wykończona.

Dylan pokusił się o słowa, które większość chciała jej przekazać, ale nikt nie miał na tyle odwagi, by jej to uświadomić. Wszyscy z resztą wiedzieli, że to i tak nic nie zmieni, i tak zrobiłaby to co sama uważała za najlepsze.

Zagubiona, przebodźcowana światem zewnętrznym. Wszystko wokół zaczynało ją przerastać, ale ona za żadne skarby nie chciała tego przed kimkolwiek ujawniać.

Tak dawno nie usłyszała tych słów od kogoś spoza swojego najbliższego grona, w którym na co dzień się obracała, że naprawdę wydawało się dla niej nierealne. Wręcz niemożliwe, że ktoś mógł się o nią martwić, bo z reguły to ona martwiła się za i o wszystkich. O Corinne, że nie będzie miała z kim zostawić córki, gdy będzie musiała iść do pracy. O Melody, która w bez zmian nie chciała zdradzić, z czego się utrzymuje. O Nicolasa, który od lat zakochany w jej młodszej siostrze był już nie raz przez nią uświadamiany, że nic między nimi nie będzie. O Anthony'ego, że po iluś latach dowie się o nieślubnym dziecku. A już nie wspominając o obawach o ojca, czy pracę. Zawsze miała w głowie wiele scenariuszy na każdą możliwą sytuację.

Art Of Love [18+]Where stories live. Discover now