Cassandra

10.8K 361 47
                                    

10 lat później

Był piękny letni dzień. Słońce przyjemnie grzało, a na niebie nie było ani jednej chmury. Siedziałam skryta w cieniu pod wielkim dębem z książką w ręce i cieszyłam się jedną z rzadkich chwil kiedy byłam sama. 

Uwielbiałam moje życie. Nie zmieniłabym w nim ani jednej rzeczy. Nie zawsze było idealnie czy wesoło, ale nie napotkałam na swojej drodze problemu którego nie byłabym w stanie rozwiązać. Miałam przy sobie wspierające mnie osoby i nowo odkrytą siłę, która sprawiała, że wszystko było możliwe. 

Od dziesięciu lat byłam nie tylko Luną, ale i Alfą. 

Dwie duże watahy stały się jedną. Proces połączenia okazał się o wiele prostszy i szybszy niż można się było spodziewać. Kiedy wieść o czynach Connora obiegła wszystkie okoliczne ziemie nie było osoby, która nie zaakceptowałaby mnie jako nowego przywódcy. Dużą zasługę miał w tym Sebastian, który zawsze mi towarzyszył i służył dobrą radą. Był on lepiej rozeznany w świecie polityki i negocjacji niż ja. Kiedyś nawet zaproponowałam mu, że zrzeknę się mojej mocy na jego rzecz, ale nie chciał o tym słyszeć. Tak więc rządziliśmy razem, jak równy z równym. 

Wszystkie ważne decyzje podejmowaliśmy wspólnie. Oczywiście zdarzały się pomiędzy nami kłótnie i nieporozumienia. Takich rzeczy nie można było uniknąć. Zawsze jednak znajdowaliśmy kompromis, a potem godziliśmy się namiętnie. 

Po Connorze zaginął ślad. Również jego Luna przepadła bez wieści. Sebastian nieco martwił się brakiem jakichkolwiek informacji o nich. Ja nie zaprzątałam sobie tym głowy. Byliśmy silni, zjednoczeni i nic nie mogło nam zagrozić. 

- Tutaj jesteś kochanie - zmysłowy, znajomy głosy wyrywa mnie z zamyślenia

Sebastian siada koło mnie i przyciąga do siebie. Składa delikatny pocałunek na mojej szyi co sprawia, że po moim ciele rozchodzą się przyjemne dreszcze. To, że jego dotyk nawet po latach potrafi tak na mnie działać świadczy o mocy i trwałości naszej więzi. 

- Chowałaś się przede mną? - pyta udając zasmuconego

- Skąd - śmieję się - Bawimy się w chowanego. 

- W takim razie znalazłaś sobie znakomitą kryjówkę - mówi mi do ucha gryząc jego płatek - Nikt cię tutaj nie znajdzie. 

- Ty mnie znalazłeś

- Jesteś moją mate, zawsze odnajdę drogę do ciebie. Obawiam się jednak, że jesteśmy tutaj tak dobrze ukryci, że nikomu innemu się to nie uda. 

- I smuci się to ponieważ....?

- Kto powiedział, że mnie to smuci? - dziwi się kładąc mnie na ziemi i pochylając nade mną - W prost przeciwnie i zamierzam bardzo dobrze wykorzystać ten fakt. 

- W jaki sposób? - pytam prowokująco 

Sebastian wkłada rękę pod moją spódnicę i przesuwa nią po moim udzie. Opuszkami palców głaszczę nagą skórę. 

- Zaraz coś wymyślę - mówi i składa na moich ustach pocałunek

Nie pozostaję mu dłużna. Obejmuję go rękoma i przyciągam jeszcze bardziej do siebie. Książkę odrzucam na bok. 

- Mam wrażenie, że ostatnio cię zaniedbywałem - mówi zjeżdżając ustami niżej 

- To był pracowity czas - odpowiadam przeciągając się niczym kotka 

- Teraz jednak ci to wynagrodzę

- Musisz się spieszyć, mam wrażenie, że coś nadciąga  - uprzedzam go - A moje przeczucia zawsze się sprawdzają.

- Ile mamy czasu? - pyta Sebastian

- Za mało - stwierdzam i w tym samym momencie dociera do moich uszu dźwięk uderzających o ziemię stópek. 

- Wieczorem nic mnie nie powstrzyma - mówi mój mate podnosząc się z ziemi i jako potwierdzenie swoich słów oraz obietnicę przeciąga palcem po mojej bieliźnie. Przez sam środek najwrażliwszego miejsca. 

- Mam nadzieję - posyłam mu uśmiech i również się podnoszę. 

- Tu są, mam ich, mam - słyszę uradowany dziecięcy głosik 

Malutki chłopczyk o czarnych włoskach i zielonych oczach pokazuje na nas palcem i podskakuje uradowany. 

- Są tutaj - woła jeszcze raz

Zza drzewa wyłania się drobna postać o jasnych, kręconych włosach. 

- Mamusia - woła dziewczynka i wpada w moje ramiona 

- Znalazłaś mnie kochanie - mówię do niej z dumą i całuję w policzek 

- Nieprawda, to ja cię znalazłem - kłóci się chłopczyk 

- Obydwoje mnie znaleźliście - mówię ugodowo i tarmoszę jego włosy co wywołuje u niego atak śmiechu

- Będą z was wspaniali tropiciele - mówi Sebastian i bierze chłopczyka na ręce

- Jesteś ze mnie dumny tato? - pytam chłopiec 

 - Oczywiście - zapewnia mój mate - Mój dzielny Landon i piękna Lydia. Jesteście naszą dumą i światłem naszego życia.

Spoglądam w jego oczy. Sebastian patrzy na mnie z urzekającą czułością i miłością, która mam wrażenie każdego dnia tylko się zwiększa. 

- Mamy najwspanialszą rodzinę pod słońcem - dodaję - Cieszmy się nią każdego dnia. 


Chyba wszyscy od pewnego czasu wiedzieli, że wkrótce się to wydarzy - koniec historii. 

Mam nadzieję, że Wam się podobało i jeżeli uda mi się jeszcze coś  napisać to serdecznie zapraszam do śledzenia innych opowiadań. 😊

Dziękuję za każde wyświetlenie, które jest dla mnie motywacją do dalszego pisania.


Prawdziwa LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz