Cassandra

7.8K 306 5
                                    

- To nie może się dobrze skończyć - wchodzę jej w słowo 

Czy ona naprawdę tego nie widzi? Czy nie rozumie jak niebezpieczną grę prowadzą? Dla swojego mate jest się w stanie zrobić niemal wszystko. Byłam pewna, że jeżeli Connor odpowiednio nastraszy Sebastiana ten zgodzi się na jego warunki jakiekolwiek by nie były. Ja postąpiłabym tak samo. Każdy by tak postąpił. Jednak czy to oznaczałoby koniec? Nie. To byłby dopiero początek. Grożąc czyjemuś mate podpisywało się na siebie wyrok śmierci. Taki postępek nie może zostać wybaczony. Doprowadzi to do potwornego konfliktu, a w obecnej sytuacji kiedy konflikt już istnieje to będzie katastrofa. Przysłowiowy gwoźdź do grobu, który Connor otrzyma na własne życzenie. 

- Aż tak bardzo pragniecie władzy? - pytam mając nadzieję, że w jakiś sposób przemówię jej do rozsądku 

- Kto jej nie pragnie - śmieje się Luna - Ty też wydajesz się bardzo zadowolona ze swojej nowej pozycji. Dzielenie łóżka z Alfą to widocznie lepsze zajęcie niż praca w kuchni. 

- Kiedy z nim odchodziłam nie wiedziałam, że jest Alfą - mówię - Wybrałam go ponieważ tak podpowiadało mi serce i instynkt. 

- I dobrze na tym wyszłaś. A może zaprzeczysz, że ci się to nie podoba? Jesteś w stanie szczerze powiedzieć, że nie podobała ci się perspektywa zostania Luną, najbardziej podziwianą i uwielbianą kobietą. Popatrz mi w oczy Casaandro i powiedz, że ciebie to nie kręci. 

- Być może mi się podoba - przyznaję - Jednak są rzeczy których nie zrobiłabym nawet dla największych zaszczytów i władzy.

- Tak ci się tylko wydaje. Włada uzależnia, kiedy już ją posiądziesz pragniesz więcej i więcej. Sebastian zawsze był dla nas zagrożeniem, teraz możemy je raz na zawsze wyeliminować. Czy to nie piękny przejaw władzy? 

- Czego tak naprawdę chce Connor? Co zaproponuje Sebastianowi w zamian za moje uwolnienie? 

- Nie domyślasz się....władzy. Pozbawi go tytułu Alfy i przejmie jego watahę. 

- On się na to nie zgodzi, jego ludzie się na to nie zgodzą. Oni wiedzą, że to Connor zabił ojca Sebastiana, znają prawdę. Znają i tego nie wybaczą, nie oddadzą się pod wasze władanie.

- Nie dostaną wyboru. Bez Alfy nie przetrwają więc albo oddadzą hołd Connorowi albo skazą się na śmierć. Jeżeli kilku wybierze taki los to trudno. Niewiele nas to obchodzi. 

- Co będzie z Sebastianem? 

Luna podchodzi bliżej i kuca obok mnie zachowując jednak pewną odległość. Patrzy na mnie niemal ze współczuciem. 

- Zniknie - mówi 

Obie wiemy, że to eufemizm dla słowa zginie. 

Nie mogę na to pozwolić. 

W moje żyły wystrzela adrenalina i coś na kształt zwierzęcej, prymitywnej wściekłości. Obraz jakby zamazuje się na czerwono by następnie wszystko się wyostrzyło. Nagle dostrzegam dosłownie wszystko, każdy opadający pyłek kurzu, każdą pajęczynę, każde drobne żyjątko chodzące po ścianach. Jakby tego było mało wyostrza się również słuch. Wyłapuję odgłosy spoza mojego więzienia. Delikatny szum wiatru, krakanie wron, płynący nieopodal strumyk. Moje mięśnie napinają się, a ciało aż wyrywa do przemiany. Słyszę przyśpieszone bicie serc. Nie tylko moje galopuje niczym dziki rumak, również serce Luny ma bardzo szybki rytm. Rytm który oznacza niedowierzanie i ..... strach. 

- Jak to możliwe? - mówi chyba sama do siebie i cofa się o kilka kroków. Patrzy na nie rozszerzonymi oczyma by nagle obrócić się na pięcie i uciec. 

Mój oddech jest ciężki. Moje kończyny zaczynają drżeć niekontrolowanie. To tylko kwestia kilku sekund nim się przemienię. To nigdy wcześniej nie działo się bez mojej zgody, poza moją wolą. Przez chwilę myślę o otaczającej moją szyję obroży oraz o łańcuchu przykuwającym mnie do ściany. Strach trwa tylko przez ułamek sekundy, potem stoję już na czterech łapach. 



Prawdziwa LunaWhere stories live. Discover now