Sebastian

7.8K 353 3
                                    

- Nie ośmielisz się - syczę i czuję jak wypełnia mnie furia

Connor stoi pozornie rozluźniony, jednak po przyśpieszonym biciu jego serca i kilku kroplach potu na czole wiem, że to tylko pozory. On się boi. Postawił na szali swoje życie, którego nie chce stracić. Nie jest gotowy na to aby je stracić. 

Otaczające nas wilki również stają się coraz bardziej nerwowe. Zostały tutaj sprowadzone aby walczyć i to podpowiada im teraz instynkt. Poruszają się niespokojnie wydając z siebie krótkie warknięcia lud poszczekiwania. Wiem jednak, że nie zaatakują bez wyraźnego sygnału od Alfy. Decyzja co teraz się stanie należy do mnie. 

Fakt, że Connor się denerwuje nie znaczy, że nie wierzę w jego słowa. Życie mojej mate jest w jego rękach i rękach jego Luny. Doświadczenie nauczyło mnie, że okazujący strach przeciwnik jest niebezpieczniejszy niż ten, który panuje nad emocjami. Strach nigdy nie jest dobrym doradcą i pod jego wpływem można zrobić wiele głupot. Decyzje zapadają wtedy spontanicznie i rzadko mają coś wspólnego z logiką. Bojący się przeciwnik jest nieprzewidywalny. 

- Sprawdź mnie - mówi Connor posyłając mi wymuszony uśmiech. 

To wszystko zabrnęło za daleko. 

- Czego żądasz? - pytam 

- Oddasz mi swoją pozycję - oznajmia Connor - Oddasz mi władzę Alfy nad swoją watahą i usuniesz się w cień. 

Jego żądanie dociera do uszu kilkorga moich towarzyszy. Jak przypuszczałem wzbudza w nich opór i niechęć. Diego występuje na przód ujadając wściekle. Inni idą za jego przykładem. 

- Spokój - rzucam przez ramię w ich kierunku. 

Oczekuje od nich spokoju kiedy sam ledwo go zachowuję. 

Patrzę mojemu przeciwnikowi prosto w oczy. Wiedziałem, że jest pazerny i pożąda władzy. Jednak nie sądziłem, że będzie chciał powiększyć swoje terytorium o pobliskie ziemie, o moje ziemie. 

Oczywiście zawsze byłem dla niego zagrożeniem, a wojna wisiała w powietrzu od lat. Od czasu kiedy zabił mojego ojca i swojego brata. Wiedziałem o jego małym sekrecie i mogłem go wydać.

- Co jeżeli się zgodzę? - pytam  

- Twoja wataha stanie się moją, a ty zostaniesz wygnany. 

- A Cassandra? 

- Jeżeli takie będzie jej życzenie będzie mogła odejść wraz z tobą. 

Kłamstwa, perfidne kłamstwa. Nie ma szans aby pozwolił nam ujść z życiem. Nawet na wygnaniu ciągle będę dla niego zagrożeniem, obydwoje o tym dobrze wiemy. Jakaś część alfy zawsze we mnie pozostanie, zawsze będę miał prawo walczyć o to co kiedyś było moje. Z kolei jeżeli pozwoli aby na wygnaniu dołączyła do mnie Cassandra pojawi się możliwość, że za kilkanaście lat będzie musiał się mierzyć z moim dziedzicem. To ryzyko na które nie może sobie pozwolić.

Ja mógłbym się z tego wyplątać, zabić go i pozbyć się problemu. Jestem do tego zdolny. W uczciwej walce nie ma ze mną szans. Niestety Cassandra nie miała takiej możliwości. Dla niej aktualnie istniały tylko dwie opcje zginąć teraz lub później. Każda z tych opcji była dla mnie nie do przyjęcia. Moja mate musiała żyć. 

- Czas ucieka - ponagla mnie Connor - Jaka jest twoja decyzja? 

Spoglądam na stojących za mną towarzyszy. Patrzę na ich zdecydowanie i wiarę we mnie. Już za chwilę ja stracą, ponieważ nie mam innego wyjścia. 

Czuję się pokonany. Nawet mój wilk nie podsuwa mi żadnego pomysłu. Czuję jego smutek i żal jednak wiem, że popiera moją decyzję. 

Kiedy już otwieram usta aby zgodzić się na warunki Connora słyszę dobiegające z dala znajome wycie. 

Unoszę głowę i zerkam w tamtym kierunku. 

Coś zbliża się do nas w szybkim tempie. 

Spodziewałem się zobaczyć wszystko, ale nie ogromnego, białego wilka. 

Wilka od którego płynął czysty zapach Alfy. 

Prawdziwa LunaWhere stories live. Discover now