Cassandra

12.8K 513 35
                                    

To wszystko to jakiś obłęd. Jestem tak zaskoczona całą sytuacją, że nawet nie zdaję sobie sprawy z tego co mówię. Jeszcze chwile temu moim największym zmartwieniem było wydanie ostatnich dań i opuszczenie kuchni, a teraz znajduję się w ramionach jakiegoś obcego wilka. Na dodatek wilka z innego stada. Dobrze wiem z czym wiąże się bycie mate kogoś spoza swojej watahy. Jedna osoba musi się zdecydować na opuszczenie swojego stada i dołączenie do stada swojego mate. Z jakiegoś powodu tą osobą zawsze jest kobieta. W każdym razie nigdy nie słyszałam o przypadku aby to mężczyzna dobrowolnie opuścił swoją watahę. Samce są tak bardzo terytorialne, że byłoby to dla nich niemal niemożliwe. My, kobiety potrafimy lepiej się zaadoptować do tej zmiany. Mimo to opuszczenie rodziny i przyjaciół zawsze jest ciężkie i bardzo bolesne. Ja jednak nie miałam już rodziny, a jedyna osoba którą mogłabym nazwać przyjaciółką doskonale poradzi sobie beze mnie. 

- Idę z nim - oznajmiam cichym, nieco niepewnym głosem. 

Żałuję tych słów gdy tylko opuszczają moje usta. Co ja najlepszego zrobiłam? Dobrowolnie  oddałam się na łaskę obcego wilka. Dość władczego i agresywnego wilka, co zdążyłam już zauważyć. 

- Zabraniam - krzyczy Alfa 

- Nie masz tu nic do gadania - śmieje się mężczyzna.

Sebastian bo tak ma na imię przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie. Nawet nie sądziłam, że to możliwe. Oplata swoją umięśnioną rękę wokół mnie dobitnie pokazując wszystkim do kogo teraz należę. Ponieważ zgodnie z prawem przestałam teraz w pełni należeć do siebie. Przez większość będę teraz postrzegana jako jego własność, w pewnym sensie.

Jakby tego było mu mało mężczyzna składa na moim policzku pocałunek, a następnie delikatnie liże pocałowane miejsce. Robiąc to nie patrzy na mnie tylko prosto w oczy mojego Alfy. Jego gest ma pokazać jego dominację, a nie miłość do mnie. Chce jeszcze bardziej rozeźlić Alfę. Tylko dlaczego, jaki ma w tym cel? 

- Przychodzisz tu nieproszony, zakłócasz przyjęcie, a teraz masz czelność kraść co moje? - warczy Alfa

- Już nie twoje - mówi Sebastian - Prawo stoi po mojej stronie. Dziewczyna zgodziła się iść ze mną, wszyscy to słyszeli.

Mówiąc to patrzy na zebrany wokół nas tłum. Niektórzy kiwają potwierdzająco głowami, inni patrzą tylko w milczeniu. 

- Idziemy - rozkazuje Sebastian i płynnym ruchem bierze mnie na ręce. Ładne mi idziemy, jestem traktowana jak dziecko na oczach tylu osób.

- Mogę iść sama - mówię i próbuję wyplątać się z jego ramion

- Ani się waż - upomina mnie - Nie wypuszczę cię, a jeżeli będziesz się wiercić przerzucę cię przez ramię i dam klapsy. 

- Nie mówisz chyba poważnie 

- Sprawdź mnie - Sebastian unosi brwi w wyzywającym geście. 

Nie mam zamiaru tego robić. Już i tak czuję się upokorzona. Gdyby spełnił swoją groźbę chyba zapadłabym się pod ziemię. Uspokajam się i wygodniej rozkładam w jego szerokich ramionach. 

- Grzeczna dziewczyna - mówi zadowolony widząc jaką decyzję podjęłam.

Przez jego ramię zerkam na pozostających w tyle Alfę i Lunę. Obydwoje wpatrują się w nas z nienawiścią. Nie, zdaje mi się, patrzą tak tylko na Sebastiana, przecież nie mogą za tą sytuację winić mnie. Jednak chwilę później Luna patrzy prosto w moje oczy i już wiem, że nic mi się nie wydawało. Jej spojrzenie jest zimne niczym lód. Na jej usta wkrada się grymas niezadowolenia, ale i paniki. Wątpię jednak aby to moim losem się martwiła, niewątpliwie trapi ją coś innego. 

W pewnym sensie odczuwam ulgę kiedy wchodzimy do lasu i znikamy pomiędzy drzewami. Nareszcie ustały te ciekawskie spojrzenia, które były posyłane w naszą stronę. 

- Czy możesz mnie już postawić na ziemi? -pytam 

Sebastian zerka na mnie i przez chwilę zastanawia się nad moim pytaniem.

- Chyba mogę iść na takie ustępstwo.

Mężczyzna delikatnie stawia mnie na ziemi po czym odgarnia z mojej twarzy niesforny kosmyk włosów. 

- Jesteś śliczna - mówi 

Z dala od innych wydaje się być inną osobą. Jest cieplejszy, delikatniejszy i mniej arogancki. Jest kimś kogo mogłabym pokochać. Obawiam się tylko, że to jedynie pozory. Zamroczenie umysłu i swojego rodzaju euforia po znalezieniu mate. Z czasem prawdopodobnie to minie i będzie dla mnie taki jak dla innych. 

- Co teraz będzie? - pytam ponieważ muszę to wiedzieć.

- Co masz na myśli kwiatuszku? 

- Gdzie mnie zabierzesz? Co się ze mną stanie? 

- Zabieram cię do siebie, myślałem, że to oczywiste. Co do twojego drugiego pytania wszystko zależy od ciebie. 

- Ode mnie? 

- Tak, możesz być grzeczna i być traktowana niczym księżniczka lub stawiać się i ponosić tego konsekwencje.  

Konsekwencje? Ten gość był szalony. Pojawia się we mnie pragnienie aby wziąć nogi za pas i uciec od niego jak najdalej. 

Chyba musiałam się od niego nieświadomie odsunąć ponieważ mężczyzna warczy cicho i łapie mnie za rękę.

- Nie pozwolę ci się oddalić, nie dopóki nie będziemy na moim terenie. To zbyt niebezpieczne. Co prawda moi ludzie są niedaleko, ale lepiej nie ryzykować. 

- Twoi ludzie? - powtarzam 

-Tak, moi ludzie. Chyba nie myślisz, że pojawiłem się na przyjęciu mojego wroga bez obstawy.

- Wroga? 

Mężczyzna patrzy na mnie zaskoczony.

- Czy ty w ogóle wiesz kim jestem? 

- Jesteś Sebastian i pochodzisz z innej watahy. 

Na moje słowa mężczyzna wybucha śmiechem. 

- Kochanie, ja jestem inną watahą, a właściwie jej przywódcą.

- To niemożliwe - mówię cicho 

- Jestem Alfą - oznajmia dumnie 






Prawdziwa LunaWhere stories live. Discover now