Sebastian

12.9K 474 7
                                    

Byłem w znakomitym nastroju. Od dawna nie czułem się tak rozluźniony i spokojny. Głowy nie zaprzątał mi nawet fakt, że Connorowi znowu się upiekło. Miałem na ten wieczór konkretne plany. Jeden z nich zakładał urwanie temu draniowi głowy. Skończyło się jednak zupełnie inaczej, a wszystko to za sprawą kroczącej u mojego boku kobiety. 

Cassandra pozwalała bym prowadził ją w stronę mojej posiadłości. Widziałem, że biedaczka się denerwuje. Dziewczyna co jakiś czas nieświadomie mocniej ściskała mnie za rękę i zagryzała dolną wargę. Wyglądała wtedy tak cholernie seksownie. 

W moich myślach ciągle krążyły obrazy nas razem splecionych w namiętnym pocałunku. Byłem dorosłym mężczyzną, Alfą dużego stada, a jedyne o czym mogłem teraz myśleć to jej pełne i zmysłowe usta. Były idealne pod każdym względem, jakby stworzone specjalnie dla mnie. Opierałam się narastającej pokusie aby przejechać po nich palcem i jeszcze raz poczuć ich delikatność. 

Skarciłem siebie w myślach. Musiałem się opanować, nie mogłem jej przecież wystraszyć. Dziewczyna przeszła tak wiele w tak krótkim czasie. Znalazła swojego mate, opuściła swoje stado, dowiedziała się, że zostanie Luną. Na pewno miała sporo do poukładania w tej swojej ślicznej główce. Rzucający się na nią, napalony samiec na pewno jej tego nie ułatwiał. 

Jej też się podobało wtrąca mój wilk. 

Czułem jego radość i spełnienie. W końcu miał przy sobie swoją mate. 

Odwzajemniła nasz pocałunek 

Tak, a zaraz potem nas odepchnęła. 

Wszystko w swoim czasie, przyjdzie moment kiedy zatraci się w nas tak jak my w niej. 

Uśmiecham się pod nosem na te słowa, co za piękna wizja. Oczyma wyobraźni widzę Cassandrę u mojego boku, uśmiechniętą i szczęśliwą. Za dnia stoi dumna, z uniesioną głową i olśniewa wszystkich swoim blaskiem. Nocą bez wstydu odkrywa przede mną wszystkie zakamarki swojego ciała. Pozwala abym badał je swoimi dłońmi i sprawiał jej nieziemską rozkosz. Następnie ona przejmuje inicjatywę i władzę. Bierze ode mnie równocześnie sama dając. Nasze ciała splątane razem w miłosnym szale. Nasze dusze połączone na wieki. 

Tak, wszystko w swoim czasie. Na taką nagrodę warto będzie poczekać. Bo co do tego, że dziewczyna będzie moja nie miałem wątpliwości. 

Już jest nasza. Wybrała nas. 

Racja, to jednak nadal za mało. Chciałem aby oddała mi się całkowicie. Nie zamierzałem jednak uczynić z niej swojej zabawki. Nie raz widziałem jak mężczyźni podporządkowują sobie swoje towarzyszki. Zmieniają je w zupełnie inne osoby. Tworzą z nich marionetki, którymi poruszają wedle swojej woli zapominając, że mają do czynienia ze świadomymi, niezależnymi osobami. Cassandry nigdy nie spotka taki los. Mogłem być zaborczy, mogłem chcieć mieć ją przy sobie, ale zawszę będę szanować jej zdanie. Zawsze będę stawiał ją ponad sobą. Jej potrzeby ponad moimi, tak jak robił mój ojciec. On i moja matka byli kochającą się parą. Ich również połączyła więź mate, a ja byłem jej wynikiem. Ta nierozerwalna nić pomiędzy ich duszami i wilkami była prawdziwym darem, ale w najczarniejszej godzinie okazała się być też przekleństwem. Ile to czasu od kiedy ich straciłem i od kiedy sam zacząłem dźwigać brzemię ojca? Przestałem już nawet liczyć, jaki to miałoby sens. Rozdrapywanie starych ran nigdy nie wychodzi nikomu na dobre. Jednak mimo to nie mogłem zapomnieć, nie potrafiłem wybaczyć. 

Cassandra chyba wyczuwa zmianę w moim samopoczuciu. Patrzy na mnie z niepokojem w oczach. 

- Wszystko dobrze? - pyta cicho

Jest zaniepokojona, ale i nieco przestraszona. Boi się tej zmiany we mnie. Wstyd mi, że tak się przy mnie czuje. Moja mate nie powinna się mnie bać. 

- Tak - odpowiadam zdając sobie sprawę, że to moje pierwsze kłamstwo wobec niej. Jest jednak za wcześnie na wyciąganie brudnej historii. Kiedyś jej opowiem co stało się z moimi rodzicami. Powinna poznać prawdę, gdyż teraz najprawdopodobniej zna tylko same kłamstwa, o ile wie cokolwiek. Czy ktoś jej powiedział co stało się lata temu? Musiała coś słyszeć, w końcu wychowywała się pod dachem Connora. Musze ją o to wkrótce zapytać. 

- Myślałam, że....wydawało mi się, że poczułam.... - dziewczyna nie wie jak odpowiednio dobrać słowa. Poczuła coś przez naszą więź nawet nie dając sobie z tego do końca sprawy. Nie spodziewałem się, że tak szybko wczuje się w moje emocje, ja na razie nic nie wyłapałem, ale to kobiety były lepsze w odczytywaniu emocji. To był ich dar, szczególnie jeżeli chodzi o Lunę. Jako opiekunka i swojego rodzaju matka całego stada potrafiła doskonale odczytywać emocje jej członków. Wyłapywała radość, strach, ból, a czasami nawet złe zamiary. To była bardzo przydatna umiejętność. Cieszyło mnie, że Cassandra najwyraźniej nie będzie miała z tym problemów. Chyba nie posunę się za daleko jeżeli już teraz uznam ją za empatkę. 

- Nie przejmuj się, na chwilę zatraciłem się we wspomnieniach, ale teraz liczy się przyszłość, nasza przyszłość. Zobacz, widać już cel naszej drogi.

Przed nami rozpościera się radujący moje serce widok - mój dom. 

Grube mury otaczają liczne zabudowania. To największa z osad na moich ziemiach. Zamieszkuje tu tyle samo wilków co w innych miejscach razem. 

Zadbane i nowoczesne budynki wyglądają przepięknie w świetle księżyca. Bardzo się starałem aby wszyscy moi ludzie mieli godne warunki do życia, bez względu na ich pozycję w stadzie. 

Poza murami znajdują się sady i pola uprawne. To prawda, że jesteśmy drapieżnikami, ale warzywa i owoce są równie ważne w naszej diecie co mięso. 

Nieopodal spokojnym tempem płynie niewielki strumyk dzięki któremu nigdy nie brakuje nam wody. 

Główny dom, który jest moją siedzibą ulokowany jest na samym środku osady. Jest większy i okazalszy niż inne domy jednak nie jest to wyraz pychy czy rozrzutności. Oprócz mnie mieszka tutaj wiele innych wilków wraz ze swoimi rodzinami. Są tutaj sale w których odbywają się spotkania oraz przyjęcia z różnych okazji. Tych niestety ostatnio nie było wiele. Miałem nadzieję, że teraz się to zmieni. 

- Podoba ci się? - pytam Cassandy.

Dziewczyna przygląda się osadzie w milczeniu. Z jej wyrazu twarzy trudno coś odczytać. 

- To piękne miejsce - wyznaje w końcu. 

- Mam nadzieję, że dobrze się tutaj poczujesz - mówię - Teraz to twój dom. Chodźmy, coś mi mówi, że czeka nas małe powitanie. 

Obejmuję ją i głaszczę po ramieniu w uspokajającym i zachęcającym geście. Tylko ja wiedziałem, że czekające na nas powitanie raczej nie będzie małe. 



Prawdziwa LunaWhere stories live. Discover now