Cassandra

11.6K 415 27
                                    

Po tym jak bądź co bądź wygoniłam Sebastiana z jego własnego pokoju otulam się szczelnie kołdrą i pozwalam sobie na wylanie kilku łez. Tak naprawdę nawet nie wiem dlaczego płaczę. Sama pozwoliłam aby Sebastian opowiedział mi tą historię. Nie spodziewałam się jednak jej zakończenia i tego, że tak mnie to zaszokuje.

Moja wataha nie była idealna. I chociaż nie zawsze czułam się tam dobrze to jednak dawała mi ona pewne poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Pomimo pewnych niedoskonałości byliśmy rodziną. Teraz okazało się, że wszystko to zostało zbudowane na kłamstwie. Nasz Alfa, Connor nie był taki jak większość sądziła. Nie kierował się poczuciem obowiązku i ogólnym dobrem lecz własnymi, egoistycznymi pobudkami. Zastanawiałam się kto jeszcze znał prawdę. Bety z jego najbliższego otoczenia? Luna? Jak mogłaby spędzać z nim noce wiedząc, że zabił własnego brata. Connor był bezdusznym mordercą. 

Sebastian był bezdusznym mordercą. Skazał na śmierć niewinnego mężczyznę. 

Rozumiałam jego ból. Być świadkiem śmierci własnego rodzica i to będąc jeszcze dzieckiem, nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Sama tęskniłam za mamą, a nawet jej nie poznałam. Mogłam zrozumieć jego gniew tym bardziej, że musiał żyć otoczony kłamstwami na temat swojego ojca. Ja również w nich żyłam, ale nie poznałam nigdy prawdy o nim. Jedyne czego nie potrafiłam zrozumieć i zaakceptować to fakt, że Sebastian wyładowywał ten gniew na innych. 

Nagle przestałam czuć się tutaj bezpieczna. 

Mężczyzna przyrzekał, że mu na mnie zależy, że mnie nie skrzywdzi. Chciałam w to wierzyć, ale jakaś część mnie z każdą chwilą coraz większa wypatrywała w tym wszystkim podstępu. 

Kręcę głową aby pozbyć się z niej tych strasznych myśli. Sebastian jest moim mate, nie mógłby mnie skrzywdzić. To wręcz fizycznie nie możliwe. Gdyby coś mi się stało, gdybym straciła życie, on również by cierpiał i to ogromnie. W dodatku dotychczas był dla mnie dobry. Nieco zaborczy i kontrolujący jak to mężczyzna i Alfa, ale traktował mnie z szacunkiem. Nie ma co ukrywać, że zaimponował mi wczorajszego wieczoru. Widziałam, że mnie pragnie, czułam zapach jego podniecenia owijający się wokół mnie. Jednak uszanował moją decyzję o zaczekaniu z naszym pierwszym razem. Nie musiał tego robić. Byłam w jego domu. Mógł mnie posiąść bez mojej zgody i nie było nikogo kto by mu w tym przeszkodził. 

Odzyskując zdrowy rozsądek i utwierdzając się w przekonaniu, że jednak to nie Sebastian jest tutaj tym złym postanawiam opuścić pokój. Nim jednak udaje mi się wygramolić z łóżka rozlega się pukanie do drzwi. 

Zamieram nie wiedząc co robić. 

Ponownie rozlega się pukanie.

- Proszę - wołam niepewnym głosem. 

Do środka wchodzą dwie młode kobiety. Jedna ma w ręce tacę z jedzeniem natomiast druga trzyma komplet ręczników.

- Dzień dobry Luno - mówią i dygają delikatnie 

- Dzień dobry - odpowiadam zmieszana ich zachowaniem. Nie przywykłam do okazywania mi takiego szacunku. Jeszcze nikt przede mną nie dygał. To dla mnie coś nowego. 

- Przyniosłam śniadanie. Zjesz w łóżku? - pyta widząc, że nie mam zamiaru wstawać.

- Nie, możesz je proszę postawić na stole?

Dziewczyna wydaje się być zaskoczona tym, że o coś ją proszę.

- Naturalnie - mówi i odkłada tacę na wskazane miejsce.

Druga z kobiet stoi ze spuszczonym wzrokiem i nerwowo zagryza wargę.

- No dalej Dafne - ponagla ją pierwsza - Luna nie będzie czekać.

Prawdziwa LunaWhere stories live. Discover now