Cassandra

12K 480 16
                                    

W dniu uroczystości aż daje się wyczuć nerwową atmosferę, nie tylko w kuchni. Od samego rana wszyscy biegają po korytarzach jak opętani. Omegi by dokończyć przygotowania, Bety aby upewnić się, że ich strój będzie wyglądał odpowiednio na tle innych. O dziwo nie dotyczy to tylko kobiet. Zauważyłam również kilku mężczyzn, którzy ukradkiem przyglądali się innym po czym poprawiali lub zmieniali części garderoby. Zupełne wariactwo. Jak się okazało wariactwo, którym nie musiałam się przejmować.

- Będziesz w kuchni – informuje mnie tego dnia Luna – Ktoś musi wszystko nadzorować i czuwać nad kolejnością podawania dań.

- Anna zgodziła się tym zająć – mówię

- To jedna z tych nowych? – pyta Luna

- Nie, najstarsza z nas – odpowiadam.

Wybór Anny do czuwania nad wszystkim wydaje się sensowny. Ma największe doświadczenie i niejednokrotnie nadzorowała już wydawanie dań na ważne okazje. Jednak Luna ma na ten temat inne zdanie.

- Wydaje mi się, że Anna zasłużyła na odpoczynek i cieszenie się uroczystością. Włożyła dużo pracy w przygotowania.

- Jak my wszyscy – ośmielam się powiedzieć.

Sama Anna zaproponowała, że ona zostanie w kuchni abyśmy my mogły uczestniczyć w uroczystości.

- Oczywiście – mówi chłodno Luna – Jednak będzie tak jak ja postanowiłam. Zostaniesz w kuchni i nawet nie pokażesz się na uroczystości, rozumiesz?

- Tak – pomimo poczucia niesprawiedliwości nie mogę przeciwstawić się Lunie, nikt nie może.

Ruchem dłoni odprawia mnie z pokoju i zajmuje się wybieraniem naszyjnika na dzisiejszy wieczór. Wracam zawiedziona do kuchni.

- Skąd ta smutna mina? – pyta Anna

- Nie idę na uroczystość – odpowiadam

- Dlaczego?

- Luna postanowiła, że to ja będę nadzorować wydawanie dań w związku z czym muszę pozostać w kuchni.

- To wyróżnienie, może w ten sposób pokazuje jak bardzo ci ufa.

- Nie wydaje mi się. Na mój nos to ona mnie po prostu nie trawi – mówię dając upust swoim emocją.

- Nie wolno ci tak mówić – woła oburzona Anna – Luna dba o wszystkich. Może nieraz jest nieco surowa, ale taka już jej rola. Nie może tylko głaskać wszystkich po głowach.

Kłótnia z Anną nie ma sensu. Posyłam jej delikatny uśmiech.

- Może otworzę sobie okno, przynajmniej posłucham muzyki – mówię

Kobieta chwali mój pomysł i sięga po tacę z owocami.

- Teraz trzeba to wszystko poukładać na stołach. Mam nadzieję, że nie będzie padać. Kto wymyślił, żeby jeść pod gołym niebem, tańczyć to rozumiem, ale jeść.

Kręcąc głową nad tym pomysłem wychodzi z tacą. Kucharki i kilka innych osób kursują pomiędzy kuchnią, a wystawionymi na zewnątrz stołami niezliczoną ilość razy. W końcu jednak udaje się je zapełnić po brzegi o czym zostałam poinformowana ponieważ mam zakaz opuszczania kuchni.

To jednak nie koniec pracy na dzisiaj. Część kobiet przebiera się w elegantsze stroje w których będzie serwować ciepłe posiłki naszym gościom. Jako pierwsza ma zostać podana moja zupa, następnie sarna z marchewką, potem gęś i następne zupy. Uczta ma się zakończyć bażantami z groszkiem i ziemniakami.

Tak jak podejrzewałam przez okno dochodzą do mnie dźwięki muzyki, odgłosy rozmów i brzęczenie widelców. Wszyscy zdają się dobrze bawić. Kiedy któraś z kobiet zagląda do kuchni w skrócie informuje mnie o tym co dziej się na zewnątrz. Mówią kto przybył, jakie mają stroje o czym się rozmawia.

Wszystko idzie zgodnie z planem, potrawy są wydawane na czas i bez problemów. Do kuchni wraca Anna aby zabrać ostatnie dwa talerze. Niestety nie zauważa jednego ze schodków i wywraca się na ziemię. Czym prędzej do niej podbiegam.

- Anna – wołam i pomagam się jej podnieść – Wszystko dobrze?

- Moja noga – mówi

Zerkam na ranne miejsce. Kostka zaczyna mocno puchnąć.

- Chyba jest skręcona, nie martw się, też to przerabiałam, dwa dni i będziesz jak mowa.

- Tym się nie przejmuję. Dziewczyny już tu nie wrócą, mają wolne, kto zaniesie te dwa talerze?

- Może nikt nie zauważy, że nie dotarły – sugeruję

- Nie ma takiej możliwości, ty je zaniesiesz.

- Luna mi zabroniła.

- To wyjątkowa sytuacja, na pewno zrozumie. No dalej, zanim wszystko wystygnie.

- Zaniosę je i zaraz do ciebie wrócę – obiecuję jej

Szybko chwytam talerze i idę w kierunku gości. Na korytarzach jest pełno osób, muszę bardzo uważać aby na nikogo nie wpaść. Dla nich zdaję się być niewidzialna. Tylko dzięki mojej wilczej zwinności docieram do stołu. Szybko lokalizuję kto nie dostał jeszcze swojego dania.

- Smacznego – mówiąc stawiając talerze przed gośćmi

Zadowolona, że nigdzie nie ma Alfy ani Luny odwracam się aby wrócić do Anny. Kiedy to robię wpadam jednak na czyjąś umięśnioną klatkę piersiową.

- Przepraszam – mówię i podnoszę wzrok.

Zielone oczy są ostatnim co widzę nim świat staje na głowie. 

Prawdziwa LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz