Sebastian

9.6K 344 9
                                    

Będziemy biegać, będziemy biegać, będziemy biegać ze swoją mate

Mój wilk cieszył się niczym małe dziecko na odpakowywanie prezentów urodzinowych.  

- Uspokój się - mruczę pod nosem i chowam twarz w dłoniach 

Jego nastrój oddziałuje też na mnie, a przecież nie mogę nagle zacząć podskakiwać do góry niczym królik. Byłoby to bardzo niewłaściwe i żenujące. Zwłaszcza jeżeli zobaczyłaby to Cassandra lub Diego. Cassandra pewnie patrzyłaby na mnie i próbowała nie wybuchnąć śmiechem, dodatkowo przestałaby widzieć we mnie dojrzałego i godnego jej mężczyznę. Diego natomiast zsikałby się ze śmiechu i opowiedziałby o tym wszystkim dookoła. Cassandrę zapewniałbym o swojej poczytalności i stabilności emocjonalnej, Diega sprałbym na kwaśne jabłko. 

- Jestem gotowa - dziewczyna pojawia się u mojego boku.

Sama jest podekscytowana co rozpoznaję po wspaniałym uśmiechu, rumianych policzkach i nerwowym dreptaniu w miejscu. Chociaż to może złe określenie, dziewczyna radośnie kiwa się do przodu i do tyłu wymachując rękami. 

Czyli jej wolno, tak? 

Tak, jej było wolno, Nie tylko dlatego, że była młodsza i nie była Alfą od którego wymagało się powagi i dobrego przykładu, ale dlatego, że najzwyczajniej w świecie jej to pasowało. Ta dziecinna radość była w jej przypadku naturalna i szczera. 

A co z równością?  

- Daj już spokój - mówię podirytowany

- Słucham? 

Uzmysławiam sobie, że powiedziałem to na głos, a Cassandra jeszcze nie wie, że rozmawiam ze swoim drugim "ja". 

- Nic, później ci wytłumaczę, obiecuję - zapewniam ją - To co idziemy?

Podaję jej rękę.

Casandra ponownie się uśmiecha i łapie mnie za dłoń ściskając ja mocno. Prowadzę ją do wyjścia. Jest już dość późno więc po domu błąka się niewiele osób. Większość szykuje się już do snu w swoich pokojach lub spędza czas poza domem. 

- Będziemy sami? - pyta Cassandra kiedy wychodzimy na zewnątrz i pada na nas światło księżyca 

- Ta chwila będzie tylko nasza - obiecuję - Nic się nie martw, ze mną będziesz bezpieczna. 

- Wiem - odpowiada 

Szybkim krokiem idziemy ku bramie i drodze prowadzącej w stronę lasu. Jeżeli gdzieś biegać to tylko tam. W śród drzew i skał. Pod gołym niebem, pod gwiazdami. Ze swoją mate. 

Docieramy na skraj lasu w ekspresowym tempie. Obydwoje nie możemy się już doczekać. Cassandra jako pierwsza chce ściągnąć bluzkę. 

- Jeszcze nie - wołam i łapię ja nim zdziera ja przez głowę

- Czemu? - pyta niczym naburmuszone dziecko

Głaszczę ją uspokajająco po policzku.

- Wejdźmy głębiej, stąd jeszcze nas widać, a to co pod tą bluzką jest moje i tylko ja mogę to oglądać 

Dziewczyna nie protestuje. Mijamy jeszcze kilka drzew i kiedy mam pewność, że już na pewno nikt nas nie widzi sam ściągam swoją koszulę. Cassandra idzie w moje ślady. Kiedy jesteśmy nadzy patrzymy na siebie przez chwilę. Może odłożymy bieg o kilka minut, ewentualnie kilkanaście lub kilkadziesiąt. 

Nie ma mowy. Zmieniaj się. Chcę poczuć wiatr w sierści i ciepło naszej mate. 

Mój wilk niemal skamle. Postanawiam go nie dręczyć i spełniam jego prośbę. Po chwili stoję na czterech łapach i patrzę na moją mate pod nowym kątem. Z tej perspektywy wygląda równie pięknie. 

Prawdziwa LunaWhere stories live. Discover now