4. Twój tatuś z pewnością pomoże

1.2K 64 8
                                    

Beverly

04.10.2023

Baks odprowadza nas do drzwi, po czym siada skomląc. Najchętniej zostałabym z nim w domu, ale już za późno na takie decyzje. Muszę iść i przetrwać kolację.

– Będę dla niego miły, obiecuję – Arcadio oplata mnie ręką w talii. – Tylko nie rób niczego głupiego, Beverly. Nie chcę za bardzo zniszczyć twojej twarzy, w przyszłości moje dzieci muszą mieć ładną matkę. Właśnie, może przedyskutujemy ten temat?

– Dobrze wiesz, że najpierw chcę wziąć ślub.

Nie jestem wierząca, nie jestem też osobą, która chce wszystkiego po kolei, ale nie chcę mieć z tym człowiekiem dzieci. Odwlekam to jak najbardziej, próbując wybić mu ten pomysł z głowy. Jest za bardzo wybuchowym człowiekiem, abym urodziła mu dziecko.

– Dlaczego tak Ci na tym zależy, co? – Wciska przycisk, aby winda podjechała. – Oboje jesteśmy niewierzącymi ludźmi. Żyjemy w grzechu tak czy inaczej – prycha.

– Po prostu tego chcę, Arcadio. I tak nie mogę zbytnio decydować o swoim życiu, więc pozwól mi chociaż o tym, to moje ciało – patrzę się na niego z ukosa. – Urwijmy ten temat, proszę cię.

Chowa ręce do kieszeni czarnego płaszcza i opiera się o ścianę. Wzrokiem wypala we mnie dziurę, jednak tym razem nie spuszczam wzroku. Chcę zobaczyć, czy sam się podda.

– Chcę nauczyć cię dyscypliny, Beverly – mówi z ostrością w głosie.

– Nie trzeba mnie uczuć dyscypliny.

Prycha.

– Nawet nie umiesz się dobrze mną zająć. Gdy wracam zmęczony po ciężkiej operacji do domu, nawet nie chcesz rozłożyć nóg, abym mógł się odstresować. Nie umiesz dobrze ugotować posiłku, kurwa.

Okej, przegrałam.

Odwracam wzrok i nerwowo bawię się palcami.

Bezwartościowa Beverly.

– Nie zawsze mam ochotę na seks. Nie umiem gotować. Też jestem człowiekiem i potrzebuję odpoczynku, Arcadio.

– Ale ty tylko siedzisz w domu!

– Bo mi nie pozwalasz pracować! – podnoszę głos i patrzę się na niego wściekle. – Jestem zmęczona tym życiem! Jestem więźniem!

I w tym momencie wiem, że przegięłam. Łapie mnie mocno za szczękę i szykuje dłoń, lecz w ostatniej chwili cofa rękę, jednak palce na szczęce zaciska mocniej.

– Nie uderzę cię tylko dlatego, że musimy jechać do twoich rodziców. W innym przypadku już dawno miałabyś siniaka pod okiem i ssałabyś na kolanach mojego fiuta – puszcza mnie. – Właź do windy, idiotko.

Nawet nie zauważyłam, kiedy podjechała. Wchodzę powoli i zaciskam mocno szczęki. Żuchwa mnie tak boli, że mam ochotę wykrzywić się z bólu, ale to da mężczyźnie satysfakcję.

Wychodzimy na podziemnym parkingu i wsiadamy do jego złotego Bentleya. Brunet odpala samochód i rusza przez parking, aby z niego wyjechać. Gdy wjeżdżamy na ruchliwą ulicę, odwracam głowę w stronę szyby i patrzę na wieżowce oraz ludzi, który rozmawiają, słuchają muzyki, śmieją się i rozmawiają.

Niebieskooki kładzie dłoń na moim kolanie okrytym eleganckimi spodniami w kolorze czerni, a ja ze wszystkich sił próbuję nie dopuścić do tego, aby zadrzeć.

– Bądź grzeczna, Beverly.

Według niego przez cały wieczór nie powinnam nawet patrzeć na Victora. To chore, ale jakie prawdziwe. Nie jestem już tą samą Beverly co kilka lat temu, która dążyła po trupach do celu i umiała się sprzeciwić. Tamta ja umarła dzięki mężczyźnie, który prowadzi auto. Ale moja śmierć zaczęła się w momencie, gdy pozwoliłam odejść chłopakowi, który był dla mnie wszystkim. Minęło dziesięć lat.

Mieliśmy być razemWhere stories live. Discover now