Edward Cullen - Szpital

309 21 2
                                    

Myślałam, że to ból głowy i zwichniętej ręki jest okropny, ale pikanie maszyn podpiętych do mnie było gorsze.

- Czy nie da się tego wyłączyć? - jęknęłam zirytowana, a w odpowiedzi usłyszałam cichy chichot Carlisle'a. 

- Na razie nie, ale za 2 dni wypiszemy cię do domu - zapewnił mnie z miłym uśmiechem, badając moje obrażenia. Wylądowałam w szpitalu przez wypadek na parkingu szkolnym. Mike popisywał się jazdą swoim nowym samochodem, a przez lód stracił panowanie i gdyby nie zimne ramiona mojego przyjaciela, prawdopodobnie zostawiłabym odcisk swojej twarzy na karoserii tego auta. Niestety nie udało mi się uniknąć zwichnięcia ręki. Wiedziałam od dawna, że Cullenowie to wampiry, ponieważ przyjaźniłam się z ich rodziną. Alice od początku naszej znajomości dawała mi znaki na temat ich prawdziwej tożsamości, aż w końcu się domyśliłam. Oczywiście wiedziała o moich ściśle ukrytych uczuciach do Edwarda, który wcale nie był przy mnie tak gburowaty jak sądził Emmett. 

- Dopiero za dwa dni? - zapytałam z miną szczeniaka, na co blondyn przewrócił oczami z rozbawieniem. 

- Na pewno nie będzie ci brakowało towarzystwa, bo właśnie słyszę dzieci - odparł z szerokim uśmiechem. Po chwili zza drzwi słyszałam podniesione głosy, a co najdziwniejsze jeden z nich należał do Rosalie.

- Nie obchodzi mnie, że nie zezwalacie na odwiedziny. Mój tata tu pracuję, a ja odwiedzam moją siostrę - na jej słowa poczułam się naprawdę miło, ponieważ na początku nie akceptowała mnie. Była sceptycznie nastawiona, a później wydawała się faktycznie przywiązywać oraz przyzwyczajać do mojej obecności. Gdy drzwi się otworzyły natychmiast zostałam otoczona ramionami blondynki, co wprawiło mnie w szok. Najwyraźniej nie tylko mnie, bo Jasper oraz Emmett również wpatrywali się w nas z wyraźnym zaskoczeniem, a Edward miał na ustach ten piękny uśmiech, który kochałam. Odwzajemniłam chętnie uścisk Rosalie, a kiedy się odsunęła popatrzyła na mnie z uśmiechem.

- Jak się czujesz? - zapytała z ciekawością.

- O wiele lepiej gdy tu jesteście. Nienawidzę szpitali - wymamrotałam z obrzydzeniem, na co pozostali się roześmiali. Edward z kolei podszedł do mnie zaraz po Rose i wciągnął mnie w uścisk. Starałam się opanować swoje emocje, które mogłyby szybko być rozpoznane przez Jaspera oraz wychwycone przez czytelnika myśli. Kiedy trwaliśmy w uścisku nie wiem jak długo, kaszel połączony ze śmiechem przerwał ciszę.

- Nacieszycie się sobą później gołąbeczki, a ja też chcę ją przytulić - wymamrotała Alice, a na jej słowa się zarumieniłam. Mogłam przysiąc, że uśmiechnęła się podstępnie w stronę Edwarda, ponieważ na jej myśl również zaczął się uśmiechać. Wiedziałam, że coś planowali. 

- Alice nie możesz jej przebierać w sukienki w takim stanie - wymamrotał zirytowany, gdy zaczęła podskakiwać. Na te słowa moja mina zamieniła się w zadowolenie. To chyba jedyna pozytywna rzecz wynikająca z siedzenia w szpitalu. Koniec zakupowych tortur Alice. 

- Dzięki Bogu - wymamrotałam, co spowodowało, że się uśmiechnął. Po godzinie rozmów z moją rodziną, zaczęło się ściemniać, więc poszli do domu. Oczywiście pożegnalny uścisk Rosalie utwierdził mnie w przekonaniu, że już zaakceptowała mnie w swojej rodzinie. 

Nienawidziłam szpitali, ale jeszcze bardziej nie znosiłam samotności. Świadomość, że jestem w nocy całkowicie z obcymi ludźmi bez nikogo bliskiego przerażała mnie. W dodatku często miałam koszmary, a to zwiększało moje kłopoty z bezsennością. Nawet nie zauważyłam jak łzy spływają mi po policzkach, kiedy drzwi się uchyliły, a po chwili otoczył mnie ten znajomy zapach należący do Edwarda. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, ponieważ powinien być w domu o tej porze.

- Co tutaj robisz? - wyjąkałam, a on przez chwilę milczał, przyglądając mi się. Uklęknął przy moim łóżku, a następnie otarł dłonią moje łzy. Jego dotyk był delikatny, dokładnie tak jakby bał się jednym dotknięciem mnie zranić.

- Chciałem być pewien, że wszystko w porządku i poczułem twoje łzy - odpowiedział swoim jedwabistym głosem, a jego oczy tliły się bursztynowym odcieniem. Doceniałam jego troskę, natomiast w głębi serca było mi przykro, że nie wynika ona z większych uczuć niż przyjaźń. 

- Nic mi nie jest Edwardzie, po prostu nie mogę zasnąć. Dlaczego nie wrócisz do reszty? Poradzę sobie - próbowałam go zapewnić, jednak pokręcił stanowczo głową. Odsunął zabłąkany kosmyk moich włosów i przełożył je za ucho.

- Y/N nie odejdę, dopóki czujesz się w ten sposób. Nie potrafię trzymać się z daleka od ciebie - powiedział cicho, a następnie pocałował mnie w czoło. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co jego dotyk mi robił. Ciągle musiałam w sobie dusić jakikolwiek cień szansy, że mógłby być mną zainteresowany. Jeśli do tej pory nie związał się z żadną piękną wampirzycą to jak mógłby spojrzeć na zwykłego człowieka? 

- Czy mógłbyś położyć się obok mnie? - zapytałam nieśmiało, a on spojrzał z powątpieniem. Wydaje mi się, że zauważył ciche błaganie na mojej twarzy, ponieważ westchnął i położył się tuż obok mnie na łóżku. Łóżko szpitalne nie było zbyt duże, dlatego ułożył mnie na swojej klatce piersiowej w taki sposób, że mogłam wtulić się w jego szyję. Pogrążyliśmy się w cichej rozmowie na temat jego rodziców z ludzkiego życia i musiałam przyznać, że naprawdę było mi go szkoda. Nie miał wyboru, a Carlisle nie odebrałby nikomu szansy na życie jeśliby nie był bliski śmierci. 

- Wiem, że to głupio zabrzmi, ale z jakiegoś powodu cieszę się, że Carlisle cię zmienił. Nie miałabym szansy cię poznać jeśliby pozwolił ci umrzeć - odparłam cicho, a on po chwili wzmocnił na mnie swój uścisk. Jego dłoń kreśliła wzory na moim ramieniu, co było kojące, a także powoli mnie usypiało. Jednak starałam się nie zasnąć, ponieważ to była jedyna okazja kiedy ja i Edward byliśmy tak blisko. 

- Nie brzmi to głupio i dzięki tobie moje istnienie jest coś warte - odpowiedział, na co bicie mojego serca znacznie przyspieszyło. Nie potrafiłam powstrzymać swojej reakcji, a on wydawał się to zauważyć, ponieważ na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech. Pochylił się w taki sposób, że byłam w stanie spoglądać w jego oczy, które ciągle mnie przyciągały. W jednej chwili poczułam jak jego usta delikatnie przyciskają się do moich, co odwzajemniłam. Kiedy zauważył mój entuzjazm, jego pocałunki stały się bardziej pewne oraz namiętne. Huk dobiegający zza drzwi sprawił, że się odsunęliśmy. Jego oczy wpatrywały się w drzwi, a na jego twarzy pojawił się grymas.

- Emmett - wymamrotał z cichym warczeniem, co mnie zdziwiło.

- Co się dzieje? - zapytałam zdezorientowana, na co zbliżył mnie do siebie.

- Nie chcesz wiedzieć - odpowiedział, a następnie zaczął nucić mi melodię, która natychmiast pozwoliła mi zasnąć.


Tymczasem na korytarzu szpitalnym:

- Emmett nawet się nie waż.. - zaczęła groźnie Rosalie, widząc poczynania swojego męża. Z kolei on sam wydawał się wyjątkowo zachwycony swoim planem, który polegał na wyścigach na wózkach inwalidzkich. Nie trzeba dodawać, że Jasper zdecydowanie poparł ten pomysł. Natomiast Alice jedynie podskakiwała jak naenergetyzowana baletnica, przez wizje Y/N w objęciach Edwarda. Trzeba jednak przyznać, że wyścigi na wózkach nie były codzienną atrakcją, za to nieco zaskakującą. Rozpędzili się w ludzkiej prędkości, natomiast przy zakręcie nie zdążyli wyhamować, co spowodowało staranowanie Carlisle'a oraz innego lekarza, z którym właśnie rozmawiał. Zaskoczenie, a następnie złość na twarzy blondyna spowodowała, że początkowy zapał Emmetta oraz Jaspera został ostudzony.

- Czy to twoje dzieci Carlisle? - zapytał drugi lekarz z podejrzliwym spojrzeniem. Nikt nie spodziewał się w środku nocy kradzieży wózków oraz wyścigów na nich przez wampiry.

- Nie przypominam sobie, adoptowałem tylko Rosalie i Alice. To z pewnością dzieci Esme - odparł jak gdyby nic, a następnie odszedł w kierunku biura. 


Zmierzch - Preferencje i One-Shoty.Where stories live. Discover now