- Nie podoba mi się to - mruknął Ralph w jej głowie, kryjąc się jako cień pod jej stopami.

Postanowiła tego nie komentować, by jeszcze bardziej nie pogarszać jego humoru. Szczerze powiedziawszy bała się siedzieć w praktycznie pustym teatrze, nie wiedząc, o co mogło chodzić Davidowi. Zastanawiało ją, dlaczego więcej osób nie przyszło na spektakl. Czy mieli inne rzeczy do roboty w weekend? Owszem, ten teatr nie był jakiś najlepszy, ale była przekonana, że znalazłby swoich fanów.

Dostrzegając Davida w drzwiach, kiedy akurat minął się on z ostatnią sprzątającą na sali, od razu domyśliła się, że coś było nie tak. Był niezbyt uradowany na jej widok, co było po nim widać na pierwszy rzut oka. Spuściła wzrok, jedynie kątem oka rejestrując, że podchodzi bliżej.

- Ruth, rozumiem, że chcesz się spotkać, ale... Nie uważasz, że czas rytuału, to nie jest dobry pomysł? - powiedział ściszonym głosem, lekko się nad nią pochylając.

Rozwarła usta z zaskoczenia, kompletnie nie mając pojęcia, o co mu chodziło.

- Przecież to ty wysłałeś SMS'a... - odparła ze zdziwieniem.

David zastygł na chwilę, jakby zastanawiał się, o czym w ogóle mówiła.

- Jakiego SMS'a? To ty wysłałaś mi maila.

- Jakiego... maila?

Można powiedzieć, że w jednym momencie dowiedzieli się o czyhającym na nich zagrożeniu. Kopuła utworzyła się praktycznie od razu po nagłym pojawieniu się Ezry oraz wyjścia ich demonów z ukrycia. Ruth przeraziła się, kiedy zgasły wszystkie światła, a jedyny blask bił właśnie od trzech demonicznych braci.

- Jak cudownie, że ojciec użyczył mi sali - usłyszeli głos Louiego z głośników na ścianie. - Czas zakończyć to marne przedstawienie, prawda?

Ledwie zorientowała się, że błyszczący na zielono łańcuch właśnie leci w jej stronę. Kiedy sama zastygła z przerażenia i wypuściła na wolność pierwsze łzy, Ralph momentalnie zmienił się w swoją wojowniczą formę i obronił ją mocnym uderzeniem kosy.

- Jesteś cała? - spytał dla pewności, na krótki moment na nią zerkając.

Bezmyślnie skinęła głową, domyślając się, że ostateczna walka właśnie się rozpoczyna. Nagle zrobiło jej się strasznie słabo i momentalnie oblał ją zimny pot.

- Carew!

Wilczy demon od razu ruszył na ich przeciwnika, przez dobrą chwilę skutecznie odbijając jego ataki. Ralph stał jednak z boku, dopóki nie dostrzegł, że jego sojusznik przestaje sobie radzić.

- O matko, nie... Dlaczego teraz? - szepnęła rozgorączkowana, odruchowo kuląc się pod fotelami.

David kucnął obok niej, ciągle uważnie obserwując sytuację.

- Posłuchaj. Louie nas wykiwał. W jakiś sposób dostał się do naszych telefonów i ustawił to spotkanie. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak walczyć - powiedział poważnie. - Kiedy Ralph ostatni raz pił krew?

- Wczoraj - odparła zgodnie z prawdą. - Ale niewiele.

David skinął głową, głęboko się nad czymś zastanawiając.

- Damy im się napić, żeby mieli więcej siły. Przekaż Ralphowi w myślach, że mają to jakoś dobrze rozegrać.

Nawet nie musiała mu nic przekazywać, bo demon od razu usłyszał jej myśli. Sekundę później, Carew pojawił się przy nich, natychmiast wbijając kły w szyję swojego Pana. Ruth widziała, jaki ból sprawiło to Davidowi i zapłakała żałośnie, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko się dzieje.

Niezbyt szybko zorientowała się, że demon jej sojusznika wrócił do walki. Kiedy jednak zobaczyła, jak szybkie są ataki demonów i jak przerażająco wygląda ich broń, na moment tak zapatrzyła się na ich wymianę ciosów, że nie spostrzegła Ralpha tuż obok siebie.

- Puella - mruknął, swoim spojrzeniem stanowczo nakazując jej się pospieszyć.

- Ralph... - szepnęła, tak naprawdę nie wiedząc, co powinna w tamtym momencie powiedzieć.

Demonowi nie były potrzebne żadne słowa ani zachęty. Szybko wgryzł się w jej szyję, równie szybko się od niej odrywając. Nie umknęło to Davidowi, który popatrzył na niego z dezaprobatą. Wyraźnie nie podobało mu się to, że Ralph nie wypił wystarczająco wiele, by podwoić swoje siły.

Ruth nie zwróciła na to większej uwagi, po chwili łapiąc się za obolałą i krwawiącą szyję. Cały czas starała się obserwować przebieg walki, choć nie tak uważnie, jak jej towarzysz. W międzyczasie szukała też wzrokiem Louiego, jednak Mistrza ich wroga nigdzie nie było.

Zdusiła w sobie okrzyk, widząc rozszarpaną skórę na ciele swojego demona. Z trudem powstrzymała jeszcze silniejszy płacz, wmawiając sobie, że wszystko skończy się dobrze. Niestety zaraz potem Ralph oberwał także trucizną z łańcucha, a na jego prawej ręce praktycznie od razu pojawiły się rozległe oparzenia.

Carew nie wyglądał wcale lepiej - od jakiegoś czasu krwawił z jednej nogi, a od obojczyka w górę widoczny był ślad od smagnięcia łańcuchem. Nie byli w korzystnej sytuacji, skoro trucizna Ezry zdecydowanie na nich działała i nawet zastrzyk energii w postaci krwi nie był w stanie zniwelować jej objawów.

Gdy jednak zmusiła się do przeanalizowania obecnej sytuacji w głowie, dostrzegła, że ich przeciwnik także nie miał się najlepiej. Co prawda jego ciała nie szpeciły żadne oparzenia, jednak został ranny w kilku miejscach. Wydawało jej się, że skończył o wiele gorzej, niż Carew i Ralph.

I nie myliła się. Po długich kilku minutach, Carew zadał mu ostateczny cios mieczem prosto w serce. Ezra warknął gardłowo i choć jeszcze raz smagnął swoim łańcuchem, nie był w stanie przeciwstawić się sile, która chwilę później zabrała go z powrotem do piekła.

- To... Koniec? - szepnęła Ruth z niedowierzaniem. - To naprawdę koniec?

Spojrzała na Davida z nadzieją, jednak kiedy na jego twarzy wcale nie pojawiła się ulga, pojęła, że to nie był żaden koniec.

W końcu ostateczna walka miała dopiero się rozpocząć.

Demon PactWhere stories live. Discover now