Rozdział 11

1.3K 79 1
                                    

Wybaczcie za opóźnienie 😅

_________________________

Ruth bardzo dziwnie się czuła, kiedy podczas spaceru do pracy ciągle błąkał się za nią jakiś cień. Choć po ostatnim ataku była więcej niż zaniepokojona o swoje bezpieczeństwo, nie sądziła, by przemykający obok niej Ralph był odpowiednią ochroną i towarzystwem zarazem. Szczególnie niepewna była, kiedy uświadomił jej, że oprócz jej, nikt go tak naprawdę nie widział i jedynie pod postacią kota był w stanie dotrzeć do innych ludzi.

Więc jeśli coś do niego szeptała, przechodnie odwracali się w jej stronę z nieodgadnioną miną. Przez moment naprawdę myślała, że zwariowała. Sprawę potęgował fakt, że tylko ona słyszała jego głos, wychodzący tak naprawdę znikąd.

Niezbyt chętnie szła do swojej pracy, wciąż odczuwając skutki ostatniego ataku oraz ugryzienia demona. Ralph miał rację, mówiąc, że rana na szyi dość szybko się zagoi. Owszem, nie była już widoczna na pierwszy rzut oka, jednak nadal nie potrafiła do końca obrócić głowy bez wyraźnego skrzywienia się z bólu. Poza tym, na jej prawym nadgarstku zaczęła pojawiać się dziwna, czarna plama, której nie potrafiła domyć nawet najlepszym mydłem, jakie posiadała.

Oczywiście demon odmawiał jej wyjaśnień, najwyraźniej nie mając dość jej niewiedzy. Tłumaczenie zasad całego rytuału i działania Paktu uznawał na tyle upierdliwe, że wiedziała tylko o najważniejszych podstawach. To, że w teorii tylko on będzie się wysilał podczas walk wcale nie sprawiało, że jej aktualna pozycja jej odpowiadała.

Gdyby wiedziała, jak to wszystko się skończy, nawet nie spojrzałaby na skulone kocię pod jej kamienicą. Teraz miała na głowie walkę o jakiś tam artefakt spełniający życzenia i wyglądanie zagrożenia na każdym kroku. Ralph powiedział, że skoro wszyscy jego bracia zostali już przyzwani, cały rytuał niedługo na dobre się rozpocznie.

Problem leżał w tym, że nawet nie miała żadnego marzenia, o które chciałoby się jej walczyć. Niby co miałaby dać jej Kula Życzeń, jeśli życzenia de facto nie miała? Dodatkową niewiadomą wciąż było tajemnicze przyzwanie kociego demona, który nie pamiętał, w jaki sposób znalazł się na Ziemi. Gdyby Ruth zdawała sobie sprawę z tego, jak takie przyzwanie zasadniczo wyglądało, być może mogłaby sobie pozwolić na jakieś spekulacje. W tym wypadku pozostawało jej tylko czekać. Możliwe, że na najgorsze.

Postanowiła odłożyć rozmowę z Ralphem na później, doskonale wiedząc, że jej aktualna praca powinna być dla niej najważniejsza. Jakby nie patrzeć, zwaliła jej się na głowę nowa gęba do wykarmienia. W dodatku okropnie leniwa, zaśmiecająca jej mieszkanie i odmawiająca wytłumaczenia wszystkiego po kolei. Nie wspominając nawet o tym, że był to demon nie wiadomo skąd.

- Z Piekła, puella - podpowiedział, wciąż w zagadkowy dla niej sposób, odczytując myśli krążące w jej głowie.

- Możesz mi powiedzieć, jak to robisz? - zapytała ściszonym głosem. Co, jak co, wolała, by ludzie się za nią nie oglądali.

- Normalnie - odparł, a Ruth przez moment wydawało się, że zauważyła ten straszny cień na ścianie obok. - Nie wiem, o czym dokładnie myślisz, ale potrafię odczytać twoje nastroje. Czasami, kiedy się nad czymś zastanawiasz, od razu znam odpowiedź, choć nie wiem, jakie pytanie krążyło po twojej ludzkiej główce.

Spojrzała na chodnik pod swoimi stopami, z niepokojem obserwując poruszającą się czarną plamę. Dopiero teraz zaczynała dostrzegać jej szczegóły, kiedy Ralph znajdował się w tej postaci.

Cień miał bardzo charakterystyczne żółte oczy, które dostrzegało się jako pierwsze. Dopiero potem zwracała uwagę na poszarpany kształt i dwa wydłużone punkty nad głową, które podsuwały jej na myśl kocie uszy. Tak, czy siak, było to przerażające i nawet wolała sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby ktokolwiek z przechodzących obok ludzi to zobaczył.

Demon PactOnde as histórias ganham vida. Descobre agora